niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 32.

*z perspektywy Wiktorii.
- I co teraz? – szepnęłam prawie w ogóle nie otwierając ust.
- Hej – powiedział w naszą stronę niebieskooki brunet, ten, który więził mnie razem z Artkiem. – Co tu robicie?
- My… Byliśmy się przejść i ja… przypomniałam sobie… sam wiesz… no i… tak… zatrzymaliśmy się na chwilę… - mówiłam cały czas się jąkając.
Chłopak zaśmiał się w naszą stronę i zmrużył oczy.
- Klaudia się o wszystkim dowie, nie musicie się o nic martwić, a teraz idźcie stąd zanim ja się zdenerwuję.
Podnieśliśmy się i postawiliśmy pierwszy krok.
- Frajer – skomentował cicho Maks.
- Chyba z ciebie – usłyszeliśmy za plecami i momentalnie się odwróciliśmy.
- Daj sobie siana, co?
- Wszystko słyszeliście, prawda? Mam was teraz tak puścić, żebyście popsuli wszystko? Oj nie, nie. Tak łatwo nie będzie – mówił brunet i krążył koło nas. – Nie mogę tego tak po prostu zostawić, przecież zaraz wszystko wypaplacie. Zwłaszcza ty malutka. Niby taka niewinna, milutka, itd. Nieładnie… - wymamrotał chłopak i będąc za moimi plecami przejechał palcem po nich w dół.
- Ty świnio, zostaw mnie! – krzyknęłam, a widząc wszystko Maks, momentalnie zareagował.
- Masz jakiś problem stary? – syknął i popchnął chłopaka.
- Owszem, mam. Chcesz to załatwić w ten sposób? Ok., nie ma sprawy.
Brunet rzucił się na Maksa energicznym ruchem i obydwoje leżeli już na ziemi.
- Przestańcie! – zaczęłam od razu krzyczeć. – Maks, do cholery!
Skakałam koło nich jak jakaś pchła i bez skutku próbowałam ich rozdzielić.
- Już, skończyliście? – spytałam, kiedy przyjaciel odepchnął bruneta i siedzieli naprzeciwko siebie głęboko oddychając.
- Ja tak – powiedział niebieskooki, a zaraz potem wstał, otrzepał się i kulejąc nieco wszedł do domku.
Maks natomiast siedział jeszcze na piasku i wycierał w dłoń krew spływającą z jego wargi.
- Ja cię kiedyś zabiję, wiesz? – mówiłam zdenerwowana i szukałam chusteczki w kieszeni.
- No to zabijaj… - odrzekł bez entuzjazmu chłopak.
Kilka minut potem byliśmy już na ścieżce, którą wcześniej tu przywędrowaliśmy. Szliśmy w ciszy, chociaż było tyle do omówienia.
- Teraz mamy już pewność – powiedziałam w końcu.
Przebyliśmy następne kilkaset metrów słuchając trzasku rozbijających się o brzeg fal, śpiewu ptaków i szumu drzew. Wszystko to sprawiało, że poczułam się totalnie bez sensu i nie wiedziałam nawet, co chcę zrobić z tym, czego właśnie się dowiedziałam.
Zanim wróciliśmy do naszego ośrodka, poszliśmy jeszcze na lody. Potem idąc już powoli, rozkoszowaliśmy się widokiem zachodzącego słońca.
- Oho. Chyba ktoś tu nieźle imprezował, że aż policję wezwali – odrzekł Maks i wskazał na radiowóz stojący przed bramą domów.
- Maks… oni mogą…
- Co?
- Oni mogli przyjechać do nas – powiedziałam wprost.
- Tak, a ja jestem Johnny Depp.
Niecałe 5 minut potem byliśmy już przed naszymi pokojami i usiedliśmy na ławce.
- Dzień dobry – usłyszeliśmy i zaczęliśmy wywijać głowami na wszystkie strony.
- Dzień dobry – odpowiedziałam krótko, kiedy zobaczyłam policjanta i wstałam.
- Ty jesteś - tu popatrzył na kartkę – Wiktoria?
- Tak, to ja.
- Wasz kolega Artur, dał mi na was namiary. Stwierdził, że sam nic nie pamięta, a wy go przecież uratowaliście.
- Ja mogę wszystko opowiedzieć – wyrwałam się i usiadłam z powrotem na ławce, spoglądając na przyjaciela.
- Na mnie nie patrz, ja się nie będę w to mieszał. Na kija Artek o nas powiedział – mówił wyraźnie zdenerwowanym, ale cichym głosem Maks.
W kilkudziesięciu zdaniach zdałam przed funkcjonariuszem policji całą relację z dnia, kiedy to Artur się topił oraz z tego, co wydarzyło się niecałą godzinę temu.
- Czy macie jakieś dowody? Nie możemy ich oskarżyć bezpodstawnie.
- Niestety nie… - wymamrotałam zawiedziona.
- No cóż, w takim razie teraz to tyle. Będziemy się z wami jeszcze kontaktować. Dziękujemy, dowidzenia.
Pokrótce dwaj mężczyźni zaczęli się powoli oddalać.
- Niech panowie zaczekają! – krzyknął nagle Maks i pobiegł za nimi, a ja powędrowałam za nim wzrokiem.
Nie wstawałam, bo nie chciałam. Widziałam tylko, jak chłopak wyciąga swoją komórkę i coś im pokazuje. Nie miałam pojęcia co robi, ale ufałam mu.
- O co chodziło? – zapytałam, kiedy przyjaciel wrócił na miejsce.
- Jak tam byliśmy, to wszystko nagrałem…
- Naprawdę?

- Tak, naprawdę – powiedział i wbiegł do domku po schodach.

6 komentarzy:

  1. to jest 32... bo popatrzyłam, źe 31 czytałam i się zasmuciłam i chciałam wychodzić, więc prośba o poprawkę :)

    CIEKAWE :D
    czekam na następny.... mam nadzieję, źe to juź dzisiaj

    OdpowiedzUsuń
  2. super! ale czemu sa 2 rozdzialy 31?

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja jak weszłam to miałam 33 rozdział :o

    OdpowiedzUsuń