poniedziałek, 31 grudnia 2012

Rozdział 62


*z perspektywy Oli.
Siedzieliśmy w klasie i odliczaliśmy czas do dzwonka. Po paru minutach zadzwonił i wszyscy wyszli z klasy. Ja, Julka i Patryk spotkaliśmy się przy naszych słynnych schodach, gdzie zazwyczaj prowadziliśmy rozmowy szkolne... Szczerze mówiąc, nie znaleźliśmy żadnych ciekawych tematów do rozmowy. W pewnym momencie Patryk odszedł i poszedł do kolegów. Ja z Julką zostałyśmy same. Przez dobre 5  minut panowała cisza, aż w końcu przyjaciółka zapytała:
- co ty robisz...?
- aaa... Co ma robić?
- z tym Michałem. On ci się podoba czy co?
- przecież nie jest zły... - odpowiedziałam szybko.
- Kuba trochę mi o nim opowiadał. Ma różne wpadki na koncie, powinnaś uważać.
- uważam...
- nie sądzę. Spotykasz się z nim, cały czas siedzicie gdzieś razem. Nie ma cie praktycznie w ogóle w domu. On nie może tobą manipulować Ola. - mówiła przyjaciółka poważnym głosem.
- czy ty myślisz, że ja mam 5 lat i nie wiem co ze sobą zrobić? Nie będziesz mi mówić co mam robić z kim się spotykać, gdzie chodzić. Po co w ogóle się tym przejmujesz i zaczynasz temat? Wiesz co... Będę dalej spotykać się z Michałem, mimo wszystko. Znam go lepiej od was wszystkich! - mówiąc to prawie krzyczałam, choć w cale nie zdawałam sobie z tego sprawy.
W końcu odwróciłam się i postawiłam mały krok, kiedy za plecami usłyszałam jeszcze cichy głos Julki - "bo jestem twoją przyjaciółką..." udałam, że tego nie słyszę i odeszłam.
*z perspektywy Julki.
Po ośmiu godzinach lekcje w końcu się skończyły. Samotnie wyszłam przed budynek szkoły, ale nie zobaczyłam ani Kuby, ani jego auta. Przez chwilę stałam i bezradnie rozglądałam się dookoła. Nie chciałam tak dłużej marznąć, więc odwróciłam się i maszerowałam w kierunku domu. Zanim odizolowałam się całkowicie od terenu szkoły, zauważyłam jeszcze Michała i Olę. Szli śmiejąc się i wygłupiając. Próbowałam jakoś to zaakceptować, ale nie udawało mi się to.
Dotarłam do domu, weszłam do kuchni i podskoczyłam do góry. Zobaczyłam Kubę, który siedział na krześle i mamę, która robiła mu okład z lodu.
- co się stało? – wykrzyknęłam natychmiast.
- nic takiego… - powiedział Kuba spokojnie. Podeszłam do niego i pocałowałam go delikatnie. Mama uśmiechnęła się do mnie i wyszła z kuchni, zostawiając nas samych.
- więc…? – zapytałam ponownie.
- dostałem, jak widać.
- od kogo?
- byłem pod szkołą. W sumie to i ja i Michał, byliśmy jakieś 15 minut przed czasem. Zaczęliśmy gadać. Zapytałem go o Olę i powiedziałem, że raczej nie ma co do niej zaczynać i tak dalej… niby mówił, że tak, że wie. Ale nagle podszedł do mnie, ja akurat się odwróciłem, bo chciałem wyciągnąć telefon z auta, a on chwycił mnie za kurtkę i no… zrobił to co widać. Chciałem mu oddać, ale zaczął spieprzać, więc postanowiłem, że dam sobie spokój.
- Boże! Co za kretyn…! – powiedziałam i przytuliłam się do Kuby. - Ja natomiast gadałam dzisiaj z Olą i się pokłóciłyśmy. Pytałam ją o niego i w ogóle, a ona od razu na mnie naskoczyła, nagadała i poszła do Michała. To się zaczyna robić wkurzające…
- trzeba z nią porozmawiać… nie możemy tak tego zostawić, bo potem może być za późno. – odparł Kuba.
Następnego dnia, a była to już środa w szkole w ogóle nie rozmawiałam z Olą. Chciałam, ale ona nie zwracała na mnie uwagi. Od tych kilku dni, kiedy spotykała się z Michałem, zmieniła się i to nie do poznania. Nie wiedziałam co mam zrobić, żeby uświadomić ją, że chłopak, z którym się spotyka nie jest dla niej… Nie chciałam jej stracić.
*z perspektywy Kuby.
Stałem teraz pod szkołą i tak jak codziennie czekałam na Julkę. Zobaczyłem nagle, że ze szkoły wybiega Ola i pędzi w kierunku… Michała, który też tam już był. Siedziałem w aucie, oni prawdopodobnie nie zauważyli mnie. Otworzyłem szybę, stałem naprzeciwko nich. Nie wykonywałem żadnych gwałtownych ruchów, więc słyszałem każde wypowiedziane przez nich słowo. Michał zaczął mówić jej, że jest piękna, wspaniała, że nie może przestać o niej myśleć, a Olka stała jak naiwna i we wszystko mu wierzyła. Szczytem było teraz to, że poprosił ją, aby została jego dziewczyną, aby spróbowali i tak dalej. Osłupiałem… Ola zgodziła się. Zaczęli się całować, aż w końcu wyszli wąską alejką.  Po około 10 minutach do auta wsiadła Julka. Zastanawiałem się w jaki sposób jej to powiedzieć. Postanowiłem jechać prosto z mostu.
- Ola i Michał chodzą ze sobą… - dziewczyna popatrzyła na mnie i chyba oczy przeszkliły się jej łzami.
- nie będę jej w tym przeszkadzać… Ona jest rozsądna. Może w końcu dotrze do niej, co robi.
Odpaliłem auto i pojechaliśmy do mnie domu. Mama przygotowała nam obiad, zjedliśmy, a potem siedzieliśmy w pokoju i rozmawialiśmy o wszystkim, co tylko wpadło nam do głowy.
Julka położyła się na łóżku, widać, że była zmęczona. W końcu zasnęła, a ja siedziałem obok niej i bawiłem się telefonem… Przyszedł sms. Otworzyłem go i przeczytałem „Nie myśl sobie, że uda ci się to zniszczyć Kubuś. Teraz ona już jest moja i następnym razem nie siedź w aucie i nie gap się jak matoł.” 

niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział 61


*z perspektywy Julki.
Mijały kolejne dni. Praktycznie każdy z nich był taki sam. Wczesne wstawanie, szkoła, odrabianie lekcji i mało czasu na cokolwiek innego. Jedyną pocieszającą informacją było dla mnie teraz to, że niedługo ferie, a to oznaczało wyjazd do Anglii. Rodzice - moi oraz Oli, zgodzili się na to, ale dali chłopakom wyraźnie do zrozumienia, że mają nas pilnować i tak dalej, i tak dalej. Jak to rodzice!
O ostatnim wydarzeniu, a tak właściwie o wyjawieniu prawdy z przeszłości, nie rozmawialiśmy już ani z rodzicami, ani z Kubą. W tym samym dniu kiedy się dowiedzieliśmy, a chłopak wybiegł z mieszkania, wróciliśmy. Pogadaliśmy jeszcze chwilę i postanowiliśmy, że nie będziemy do tego wracać, i że zostanie to pomiędzy nami. Tak też było i jest.
*z perspektywy Oli.
Po skończonym tygodniu szkoły został jeszcze jeden i w końcu wolne. Była sobota. Byłam z Julką na spacerze i wtedy też w tajemnicy powiedziała mi o tym, co dowiedziała się od mamy. Bardzo, a to bardzo mnie to zszokowało, ale nie chciałam jakoś zbytnio się tym przejmować. Spacerowałyśmy jeszcze przez chwilę, potem również byłyśmy w Galerii Krakowskiej, aż w końcu kierowałyśmy się w kierunku domów. Pożegnałam się z Julką, kiedy byłyśmy obok jej  mieszkania. Ja natomiast, samotnie wędrowałam dalej.
Było dosyć zimno, ale stabilnie. Miałam teraz w głowie tysiące myśli, a w rezultacie sama nie wiedziałam o czym tak naprawdę rozmyślałam. Powoli stawiałam kolejne kroki i w pewnym momencie zobaczyłam garstkę ludzi idących przede mną. Nie zwracałam na to zbytnio uwagi i maszerowałam dalej.
- hej Ola! – usłyszałam w pewnym momencie. Odwróciłam się i zobaczyłam pod światłem latarni, jakiegoś chłopaka. Początkowo nie wiedziałam kto to, ale nie potrzebowałam dużo czasu, żeby sobie uświadomić z kim rozmawiam.
- hej Michał… - powiedziałam krótko i oschle.
- a co Ty tutaj sama robisz o tej porze, hm?
- wracam do domu, byłam z Julką na zakupach.
- a to bardzo fajnie… - powiedział, podszedł do mnie i pociągnął mnie delikatnie za rękaw, co spowodowało, że kierowaliśmy się teraz w kierunku mojego domu.
- bardzo… - powiedziałam cicho. Już miałam go dość.
Idąc tak przez jeszcze jakieś 10 minut i gawędząc cały czas, zauważyłam, że Michał w cale nie jest taki zły. Na sylwestrze u Kuby, wydawał się być zupełnie inny. Teraz w miarę dobrze się z nim rozmawiało. Kiedy doszliśmy do celu, chłopak przytulił mnie, posłał niby słodki uśmiech i odszedł. Sama nie wiedziałam co o tym myśleć, ale uznałam to za zwykły gest koleżeński.
W następnych dniach, kiedy kończyły się lekcje po Julkę zawsze przyjeżdżał Kuba. Po mnie zaczął przychodzić Michał. Niby tego nie chciałam, ale czułam się z przy nim fajnie.
W prawdzie mówiąc… spotykałam się teraz z Michałem codziennie. Rozmawialiśmy, spacerowaliśmy i tak dalej. Pasowało mi to. Chociaż na chwilę mogłam zapomnieć o wszystkich problemach…
____________________________________________
ii słuchajcie, chciałam Wam teraz jakby podziękować i w ogóle. na chwilę obecną 87 osób (?!?!?!?!?!) napisało, że czyta to opowiadanie. :') nawet nie wiecie jak jest mi miło, jak się cieszę, no po prostu jestem zaskoczona no i kurde, kocham Was!
DZIĘKUJĘĘĘĘĘ MIŚKI! Xxx

sobota, 29 grudnia 2012

klik!

KOCHANI :) mam do Was sprawę..
chciałabym zobaczyć, ile mniej więcej osób czyta moje opowiadanie, tak więc:
jeżeli je czytacie, to zostawcie tutaj (pod tym postem) LUB na facebook’u pod postem (LINK) komentarz typu "czytam to."
tyczy się to tych osób, które przeczytały je całe (bo wiem, że są takie), jego połowę, ewentualnie kilkaa części.

mam nadzieję, że zrobicie to dla mnie! xx
*nie dodawajcie po kilka komentarzy. jeżeli czytasz zostaw JEDEN komentarz tutaj albo na Fb.

piątek, 28 grudnia 2012

Rozdział 60


*z perspektywy Julki.
W tym momencie do pokoju wszedł mój chłopak oraz tata. Ten wziął zdjęcie do ręki i popatrzył na mamę. Nie wiedziałam o co chodzi. Myślałam, że to jakieś żarty, ale chyba jednak tak nie było.
- co się dzieje? – zapytałam po krótkiej chwili nieco przestraszona.
- kochanie… na pewno chcesz im o tym powiedzieć? – mama bezradnie skinęła głową, na znak, że chce. - idźcie do kuchni, ja zostanę z chłopakami. – powiedział cicho tata.
Zrobiliśmy tak jak nakazał. Mama usiadła, zakryła twarz dłońmi, a po chwili zaczęła mówić:
- Miałam 19 lat i zaszłam w ciąże… - kiedy to usłyszałam zaczęłam dziwną analizę w mojej głowie. Kiedy mama mnie rodziła, miała przecież 21 lat! Mama kontynuowała – byłam już z tatą… były inne czasy, wszystko wypadało wcześniej - byliśmy zaręczeni. I ja i on, byliśmy świadomi tego co robimy, chcieliśmy mieć dziecko. Było dobrze… Urodziła się córka. – mama zaczęła płakać, a ja i Kuba patrzyliśmy na nią z co raz większą bojaźnią i niezrozumieniem w oczach. – była śliczna, całkiem zdrowa…
- co mój tata ma z tym wszystkim wspólnego? – przerwał nagle chłopak.
- przyjaźniłam się z nim… znałam go długo, ufałam mu. Często spotykaliśmy się… Kiedyś i ja i tata musieliśmy wyjechać, dosłownie na 5 godzin. Postanowiliśmy zostawić małą… Julkę z Andrzejem (bo tak miał na imię tata Kuby).
- Julkę? – zapytałam dziwnym głosem.
- tak… dlatego masz na imię Julia, po siostrze. – wyszeptała mama. Byłam całkiem załamana, nie miałam nawet siły się odezwać…
- przyszedł do nas… zachowywał się normalnie. Pojechaliśmy i mieliśmy nadzieję, że przez tą chwilę, dobrze się nią zaopiekuje. – teraz stół, o który opierała się mama był zalany łzami. – tak, pojechaliśmy…
- co było dalej? – pytał Kuba. Widziałam niepokój na jego twarzy. Złapałam jego rękę i mocno trzymałam.
- kiedy wróciliśmy… było już późno, ciemno… weszliśmy do domu i na początku wszystko było ok. Potem ja poszłam do pokoju małej, a tata do salonu, gdzie był Andrzej. Kiedy otworzyłam drzwi… zaczęłam krzyczeć, piszczeć, płakać i nie wiem co jeszcze. Upadłam na ziemię, bo poczułam ogromny ból gdzieś w środku… za chwilę do pomieszczenia wszedł mój mąż. Zanim zdążył coś zobaczyć powiedział „Andrzej jest pijany.” Potem miał przed oczami ten sam widok co ja… rozbita butelka, na ścianie krew, dziewczynka skaleczona i również cała we krwi… zaczął krzyczeć, pobiegł do salonu i zapytał Andrzeja, co to ma być, co zrobił… On powiedział tylko, jąkając się „nie chciała przestać pła-płakać.” Znienawidziłam go… zabił moją córkę… Poszedł za klatki, niepotrzebnie go wypuścili… Kiedy dowiedziałam się, że to twój tata, Kuba… – i popatrzyła na niego. – milczałam… widziałam, że Julka jest szczęśliwa, że jest wam razem dobrze…
W trakcie tego co mówiła mama, a właściwie już pod koniec, Kuba puścił moją rękę. Ja zaczęłam płakać. On chciał coś powiedzieć, ale chyba nie był w stanie. Wybiegł niespodziewanie do przedpokoju, chwycił kurtkę i wyszedł szybkim krokiem z mieszkania. Zaczęłam za nim biec.
- Kuba czekaj! Proszę, stój! – krzyczałam niemiłosiernie.
Biegł co raz szybciej, a ja biegłam za nim. Nie mogłam, nie mogłam odpuścić… W pewnym momencie zatrzymał się. Usiadł na kolanach, na chodniku, a twarz schował w szalik, który miał w rękach. Kucnęłam obok niego, płakałam, tak jak on teraz.
- nie wierzę… - wyszeptał.
- ja też… cała rodzina okłamywała mnie przez tyle lat… jak mogli? – zapytałam i poczułam dziwne ukucie w sercu. 
_____________________________________
PS. KOCHAM WAS JAK FRETKA JEREMIASZA Xxx

czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 59


*z perspektywy Julki.
Siedziałam na łóżku trzymając telefon w ręce i wpatrując się w ścianę. Nagle do pokoju weszła mama, chciałam z nią porozmawiać o Anglii. Leciało to jakoś tak:
- mamo, bo... Pamiętasz, że Kuba był w Wielkiej Brytanii, prawda? Jedzie znowu w ferie.
- a noto bardzo fajnie!
- tak, wiem. Ale chodzi o to, że on zaproponował, żebym jechała z nim. - mama popatrzyła na mnie zaskoczona. - jego kolega Wiktor, bierze Olkę. 
- ale kochanie, przecież...
- wiem, że to niebezpieczne i tak dalej, ale taka okazja może się nie powtórzyć. Wiesz, że zawsze chciałam tam pojechać. 
- Julcia... Ja muszę porozmawiać z tatą, sama decydować nie będę. 
- ale mamo, proszę... 
- dam ci znać, jak coś ustalimy. 
- dziękuję! - wykrzyknęłam. Mama uśmiechnęła się i wyszła.
Po paru minutach zadzwonił do mnie Kuba. Zapowiedział wizytę, jednakże miał też przywieźć Mateuszka. Ucieszyłam się i zawołałam Oskara.
- będziesz miał kolegę. - powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- ze jakiego? 
- brat Kuby do nas przyjedzie.
- a ile on ma laaat?
- malutki, ale mam nadzieję, że będziesz się z nim bawił prawda? - zapytałam i zaczęłam go łaskotać.
- tak, Oskalek sie pobawi, ale puść. - mówił przez śmiech.
Po niecałej godzinie faktycznie pojawił się Kuba z braciszkiem. Mali zaczęli się bawić, a ja i mój chłopak siedzieliśmy u mnie w pokoju. Rozmawiałam z nim jeszcze o wyjeździe, a potem także o tym co zaszło między Wiktorem i Olą.
- ej, jest jeszcze sprawa…
- jaka? – zapytałam zaciekawiona.
- no bo… pamiętasz tego Michała z Sylwestra, no nie?
- tak, pamiętam.
- on cały czas dręczy mnie, żebym coś mu o Oli powiedział.
- czemu?
- nie wiem, ale zaczynam się obawiać, że on coś wykombinuje!
- niech się kretyn nie wtrąca i tyle.
Po paru minutach do pokoju wszedł tata, chciał porozmawiać z Kubą. Domyśliłam się o czym. Poszłam do salonu, gdzie był Oskar z Mateuszem i mama. Bawili się, śmiali i wygłupiali. W pewnym momencie podszedł do mnie mały i niespodziewanie się do mnie przytulił. A za chwilę wyciągnął coś z kieszeni u spodni i trzymał w ręce. Podał mi małe zdjęcie. Był tam tata jego i Kuby. Łza zakręciła mi się w oku. Nie wiedziałam co zrobić… Było mi go teraz tak szkoda. Mama popatrzyła teraz na to zdjęcie, a za chwilę przerzuciła wzrok na mnie.
- mamo wszystko ok.? – zapytałam.
- nie! Co on robi na tym zdjęciu?!
- mamo… to tata Kuby, o co ci chodzi?
- nienawidzę drania!

środa, 26 grudnia 2012

Rozdział 58


*z perspektywy Oli.
Wróciłam do domu, ściągnęłam ubrania, weszłam do pokoju, położyłam się na łóżku. Czułam się okropnie… Nie wiem co mną teraz i wcześniej kierowało. Zdałam sobie sprawę, że zaczęło mi zależeć na Wiktorze, polubiłam go… Leżąc tak dalej, sięgnęłam po portfel, a z niego wyciągnęłam zdjęcie. Zdjęcie Dawida… popatrzyłam na nie, nie płakałam. Uśmiechałam się do niego. Pewnie teraz na mnie patrzył i podziwiał mój uśmiech, który tak kochał… Zastanawiałam się co robić. Nie chciałam, żeby Wiktor był zły, ale to przecież tylko i wyłącznie moja wina. On się starał, a ja jak jakaś idiotka olałam to. Postanowiłam spotkać się z Julką. Tak też się stało. Byłyśmy na spacerze i wszystko jej opowiedziałam. Była nieco zaskoczona tym co się wydarzyło.
- wiesz, że źle zrobiłaś? – zapytała nagle.
- wiem… i  żałuję.
W końcu po około godzinie znowu wróciłam do domu. Usiadłam przed komputerem i próbowałam jakoś od tego wszystkiego uciec. Nie udawało mi się to… Nagle przyszedł sms. Szybko sięgnęłam po telefon. Wiadomość od Kuby – „coś Ty zrobiła?” kiedy to przeczytałam o mało nie rozwaliłam telefonu. Zaczęłam chodzić po pokoju i zastanawiać się co do jasnej cholery mam robić. Popatrzyłam na ekran telefonu. Nie wytrzymałam… Wybrałam numer Wiktora. Kolejne sygnały, nie odbierał. Już miałam nacisnąć zieloną słuchawkę, kiedy nagle usłyszałam ciche „halo.” Łzy napłynęły mi do oczu. Nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa, ale wzięłam się w garść.
- Wiktor… wiem, że pewnie nie chcesz ze mną gadać, ale proszę, spotkajmy się, dzisiaj, jeszcze raz.
- po co?
- chcę pogadać. Nie będę cię zmuszać…
- gdzie?
- może w parku?
- za 10 minut, pa.
Założyłam szybko kurtkę i wyszłam. Zima, ciemno, godzina 18:48, a ja wychodzę do parku na spotkanie. Wiedziałam jednak, że muszę to zrobić.
- hej… - powiedział cicho, kiedy mnie zobaczył.
- cześć. Przepraszam, ze teraz, ale musiałam.
- nie szkodzi. – powiedział już milszym głosem.
- wiem, jak to wyglądało… to w kawiarni. Nie wiem co się ze mną wtedy działo, ale uwierz mi, że nie robiłam tego specjalnie. Rozkojarzyłam się, odpłynęłam i zacz… ej! Co ci się stało?!
- nic, nic… mów dalej.
- Wiktor… co to jest? – zapytałam ponownie patrząc na jego ranę na czole, zakrytą plastrem.
- mówię, że… - i tu przerwał z rezygnacją w głosie, bo widział po mojej minie, że chcę się dowiedzieć. – biłem się…
- z kim? I czemu?
- po tym, jak się rozeszliśmy, z jakimś gościem, nie znam go.
- biłeś się z nieznajomym? Tak po prostu?
- nie tak po prostu. Zaczął… coś tam gadać, że… dziwka z ciebie i w ogóle.
- ze mnie?!
- tak… widział nas chyba cały czas, siedział na ławce, bo z niej wstał, podszedł i zaczął mówić, że jesteś taka siaka i owaka. Nie wytrzymałem, musiałem.
Po raz kolejny dzisiaj, miałam mokre oczy. Tyle, ze tym razem zaczęłam płakać. Popatrzyłam na niego, podbiegłam i przytuliłam go. Objął mnie delikatnie i próbował uspokoić.
- nie wiem co powiedzieć… dziękuję.
- nie dziękuj…
- a, to o czym miałam się dowiedzieć… powiesz? Bo Julka nic nie mówiła, nie chciała.
- powiem. - odparł z uśmiechem na twarzy. – Julka ci pewnie też nie mówiła, że jedzie z Kubą do Anglii w ferie.
- że co?! Co za jędza! No tak… mnie zostawia, zawsze spoko.
- tak, ona cię zostawia. Ale ja nie. Chciałbym, żebyś leciała razem z nami. W czwórkę zawsze raźniej.
- ej… Ty tak na serio? – zapytałam i poczułam, że od środka roznosi mnie z radości.
- oczywiście, że serio.
- jejuuuu! nie będę wredna i nie odrzucę propozycji! Jadę z wami! Dziękuję jeszcze raz! Jesteście najlepsi! – prawie wykrzyknęłam i wskoczyłam w jego ramiona.
Po niedługim czasie wróciłam do domu. Uświadomiłam sobie teraz, że Wiktor jest dla mnie przyjacielem. Nikim więcej, przyjacielem…

Rozdział 57


*Z perspektywy Oli.
- hej Ola, tu Wiktor. - kiedy to usłyszałam troszkę się zdziwiłam.
- oo, hej. Co tam?
- dobrze... I dzwonię do Ciebie, bo chciałem się spotkać i o coś zapytać.
- ale to nic strasznego? - zapytałam i cicho się zaśmiałam.
- nie, nie. Myślę, to znaczy... Mam nadzieję, że się ucieszysz i będziesz chętna. 
- też mam taką nadzieję.
- noto cóż. Za godzinę ww... Gdzie? 
- hm, a może w tej kaw... 
- tak! Dobry pomysł, czyli w tej kawiarni za godzinę. To papa.
Koniec rozmowy był troszkę dziwny, ale miałam się przynajmniej z czego pośmiać.
Zastanawiałam się teraz o co chodzi, ale w rezultacie postanowiłam zadzwonić do Julki...
Z rozmowy z nią wywnioskowałam tyle, że ona już o tym czymś wie. 
Po paru minutach do domu wróciła mama.
- kochanie, jedziemy na ferie do cioci…
- mamo ja nie chcę tam jechać!
- Ola, musimy. Ciocia źle się czuję, a nie ma nikogo oprócz nas. - mówiła dalej mama.
- tak? Źle się czuje? A jak ja wtedy potrzebowałam pomocy? Ona totalnie mnie olała. Było jej wszystko jedne czy zginę czy nie. Jedynie wujek wyciągnął pomocną dłoń. Nie jadę tam i nie zmusisz mnie. Pozdrów ją ode mnie i to tyle w tym temacie. - powiedziałam szybko i pobiegłam do swojego pokoju. Zaraz potem rozległo się pukanie do drzwi, ponownie zobaczyłam mamę.
- mam jechać sama?
- nie wiem. Może tata będzie chciał. - odparłam ze szczyptą złości w głosie.
- Olka, nie będę cię zmuszać. Jeżeli nie chcesz jechać to nie pojedziesz. Po prostu oczekiwałam na pomoc z twojej strony.
-mamo, przepraszam cię, ale ja naprawdę nie chce tam wracać!
- rozumiem... Nie denerwuj się. Pojadę sama, chociaż na pare dni. 
- ja wychodzę, pa. - wstałam z łóżka, założyłam szybko buty i kurtkę, a potem wybiegłam na zewnątrz.
Kierowałam się teraz w kierunku kawiarenki spokojnym krokiem. Dalej byłam zdenerwowana przez tą rozmowę. Mam jechać do cioci, przez którą kiedyś prawie utonęłam? Nie, dziękuję...
Byłam już blisko, jeszcze jakieś 3 minuty drogi. Szłam prosto patrząc przed siebie. Ktoś szedł z nad przeciwka, więc skierowałam mój wzrok gdzie indziej. Zauważyłam jednak, że nieznajomy mężczyzna uśmiechnął się do mnie, a kiedy się odwróciłam puścił mi oczko z czego miałam ubaw.
Po chwili stałam już przed drzwiami. Zobaczyłam w szybie odbicie moje i... Wiktora. Stanął obok mnie i otworzył drzwi, co skomentował krótkim "proszę."
ściągnęliśmy kurtki i usiedliśmy przy jednym ze stolików. Złożyliśmy zamówienie i czekaliśmy, a dopiero potem mieliśmy przejść do rozmowy.
Po około 7 minutach podszedł do nas kelner z zamówioną kawą i gorącą czekoladą. Popatrzył na mnie czarującym wzrokiem i strzelił uśmiech. Widząc to, nieświadomie odwzajemniłam.
- noto może... Przejedźmy do rzeczy.
- słucham cię. - powiedziałam i zaczęłam rozglądać się dookoła. 
Zauważyłam dwóch nastolatków, gdzieś w moim wieku. Oni również dostrzegli mnie i zaczęli rozmawiać między sobą ciągle na mnie spoglądając. Zaśmiałam się i sięgnęłam po kawę.
- Ola... Słuchasz mnie? - spojrzałam wtedy dziwnie na Wiktora. - fajnie... – dodał.
- przepraszam, ale no... Zamyśliłam się.
- tak, zamyśliłaś się patrząc na dwóch kolesi siedzących za nami tak? - chłopak nie uzyskał odpowiedzi, gdyż znowu nawiązałam kontakt wzrokowy z tamtymi. - wiesz co? Ja może nie będę ci przeszkadzał, baw się dobrze. 
Wtedy szybko wstał z miejsca i wyszedł. O jego zniknięciu zorientowałam się dopiero wtedy, gdy zobaczyłam go idącego zza szyby.
Nie zastanawiając się zerwałam się z miejsca, wzięłam kurtkę i zaczęłam biec za Wiktorem. Szedł niezbyt szybko, jakby chciał, żebym go dogoniła. Złapałam go teraz za rękaw i prawie zaczęłam coś mówić, kiedy nagle zza kaptura wyłoniła się twarz obcego chłopaka.
- przepraszam... Pomyliłam cię z kimś. - powiedziałam załamana. Stanęłam teraz i zaczęłam rozglądać się dookoła. Nie widziałam go nigdzie. Wkurzyłam się teraz sama na siebie i nie wiedziałam czemu go olałam. Sięgnęłam do kieszeni po telefon i zadzwoniłam.
Dźwięk komórki zdradził jego położenie. Stał oparty o ścianę i wpatrywał się w ziemię w ogóle nie zwracając uwagi na mnie i na telefon.
- Wiktor... Przepraszam cię, ale to, no... Nie chciałam, żeby tak wyszło.
- nie, to ja przepraszam, że cię tu ściągnąłem. Chociaż... Dla ciebie było chyba bardzo miło. Życzę powodzenia, a ja muszę iść wybacz.
- ej! Co ty w ogóle gadasz?! - zapytałam i zaczęłam za nim dreptać, a on w pewnym momencie odwrócił się tak, że dzieliły nas teraz milimetry. Popatrzył mi prosto w oczy. Dopiero teraz zobaczyłam ich pełną moc. Były naprawdę magiczne.
- nie będę już ani tobie, ani sobie zabierał czasu. Zapytaj Julki, ona wie... - powiedział cicho z rezygnacją i smutkiem w głosie. Odwrócił się i odszedł.
Ja podniosłam głowę do góry i poczułam łzę, która powoli spływała. Patrzyłam na Wiktora jak idzie. Kiedy znikł mi z oczu, łza opadła z policzka...

niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział 56


*z perspektywy Julki.
W kilka dni po Nowym Roku, musieliśmy na te pare dni udać się do szkoły. Wszyscy oczywiście narzekali, przychodzili na lekcje zaspani i nieprzytomni. Pocieszające było to, że za niedługo ferie! Kiedy tylko była o nich mowa każdy się cieszył.
Pierwszego dnia w szkole po świętach wracałam do domu z Olką.
- co robimyyy w ferie? – zapytałam.
- nudzimy sięęę! – odpowiedziała równie entuzjastycznie Ola.
- kurde, nie chcę tak! Mam ochotę gdzieś pojechać, coś zrobić…
- jedźmy na łyżwy, łiii!
- wiesz, że nie o takie coś mi chodzi.
Po paru minutach rozeszłyśmy się. Ja powędrowałam w lewo, a moja przyjaciółka w prawo. Szłam teraz powoli i wpatrywałam się w małe płatki śniegu, które spadały z nieba, prosto na moje włosy, szalik, płaszcz. Patrzyłam pod światło lampy, jak jest ich dużo! Kochałam zimę za takie widoki. Czułam wtedy, że świat jest naprawdę piękny.
Kiedy wróciłam do domu, jak się okazało nikogo nie było. Rodzice wyszli gdzieś z Oskarem. Szybko ściągnęłam ubrania i powędrowałam do kuchni, gdzie sięgnęłam na półkę po sok. Potem usiadłam przed komputerem. Weszłam na fb, yt i gg. Nie działo się nic ciekawego, więc przeniosłam się na telewizor. Skakałam po kanałach, prawie jak mój tata. W pewnym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Podeszłam i nie patrząc kto idzie, otworzyłam. Ten ktoś od razu wbiegł do domu złapał mnie, podniósł, a potem pocałował. Nie patrząc mogłam się domyślić, że to Kuba.
Postawił mnie w końcu z powrotem na ziemi i uśmiechnął się do mnie szeroko.
- co jest? – zapytałam zaciekawiona.
- chcę już feriee, ferie, ferie, ferieee!
- ah… no tak, zapomniałam. Anglia… - powiedziałam teraz trochę przygnębiona.
- eeeej! Nie smutaj się! – ciągnął dalej z uśmiechem na twarzy.
- czemu? Nie będzie Cię znowu i w ogóle…
- eh… no tak. Ale za to… Ty będziesz!
- tak… ja będę siedziała w domu i grzała tyłek pod kocem. Jak zwykle…
- noto… muszę Cię rozczarować, bo tym razem będzie inaczej.
- obawiam się, że nie. To już wiesz... taka moja tradycja w ferie – siedzenie i nic nie robienie.
- ale nie tym razem! Bo… trututututu! Zabieram cię ze sobą!
- że co? – zapytałam i znieruchomiałam. Zastanawiałam się czy to żart czy też nie.
- jedziesz ze mną do Anglii, kumasz? Zabieram Cię i będziemy tam razem!
- Ty tak serio…? – pytałam dalej nie dowierzając.
- taak! Najbardziej serio na świecie!
- nie wiem co mam powiedzieć, ale no… dziękuję, kocham Cię! –odpowiedziałam szybko, złapałam go za szyję i pocałowałam delikatnie.
Chwilę potem Kuba zdradził mi jeszcze jedną „tajemnicę.” Z niej również bardzo się ucieszyłam! 

Merry Christmas!


Moi kochani! X Chciałam Wam teraz przekazać najserdeczniejsze życzenia! Więc tak:

Życzę Wam spokojnych, radosnych, zdrowych, wypełnionych miłością Świąt Bożego Narodzenia. Jest to czas magiczny, więc może warto coś w swoim życiu zmienić, może komuś przebaczyć, przeprosić… 
Domyślam się, że równie dobrze będziecie się bawić na Sylwestrze! Nie upijajcie się zbytnio (no chyba, że Picolo – ototo <3). Życzę, żebyście spędzili tę noc w najlepszym gronie – w towarzystwie, przyjaciół czy rodziny.
a pff! zapomniałabym! życzę Wam jeszcze super prezentów pod choinką, chociaż i tak to nie jest najważniejsze.


Mam nadzieję, że chociaż u Was będzie fajnie… :’)

pozdraaaawiam Monika XXXX

czwartek, 20 grudnia 2012

Rozdział 55


*z perspektywy Julki.
Do północy zostało 40 minut. Wszyscy byliśmy bardzo podekscytowani.
- może wyjdziemy na podwórko? – zapytał cicho Kuba.
- już teraz? – zapytałam lekko zdziwiona.
- umówiłem się z sąsiadami, że przyjdziemy mamy razem puszczać fajerwerki…
- kochanie, mamy 40 minut.
- tak wiem, ale potem? Nie przeszkadza to?
- jak już wspominałam wcześniej. Im nas będzie więcej, tym weselej!
Teraz czas mijał jakby szybciej. Zamiast 40 minut, zostało już tylko 20. Zaczęliśmy powoli się przygotowywać do wyjścia. Patryk ledwo już stał. Ogólnie wszyscy byli pijani i nie wiedzieli co robią. Najmniej wypiła Ola i ja. Panowałyśmy więc nad sytuacją.
- to gdzie Ci sąsiedzi?
- powinni zaraz przyjść.
Po upływie 5 minut pojawiły się obok nas 3 nowe osoby. Był to Michał, a wraz z nim jego brat z dziewczyną. Stanęliśmy teraz w kółku i zaczęliśmy rozmawiać. Mieliśmy przy sobie  oczywiście szampana. Do północy zostało zaledwie 10 minut. Stałam teraz naprzeciwko Kuby, trzymaliśmy się za ręce i patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Pocałował mnie. Chwilę potem zobaczyłam Olę, która bezradnie stoi w miejscu i nie wie co robić.
- poczekaj chwilkę. – powiedziałam i podeszłam do niej.
Wtuliłam się w nią od tyłu.
- jest dobrze prawda? – zapytałam cicho.
- a czemu miałoby być źle?
- tak stoisz, nic nie mówisz…
- jest ok! ale ten Michał… on się na mnie ciągle gapi. Nienawidzę tego! – powiedziała wkurzona, a ja zaśmiałam się pod nosem.
- może wpadłaś mu w oko?
- proszę Cie…
- a Wiktor jak? Gadałaś z nim chyba, o ile dobrze widziałam? – wtedy zauważyłam uśmiech na jej twarzy.
- jest spoko.
Po tej krótkiej rozmowie powróciłam na miejsce obok Kuby. Za 5 minut Nowy Rok. Wszyscy teraz staliśmy i w zapewne w głębi ducha myśleliśmy o tym, co chcemy zmienić, co zrobić, o czym znowu zamarzyć…
*z perspektywy Wiktora.
Stałem teraz naprzeciwko Kuby i Julki. Wpatrywałem się w nich niemiłosiernie. „Mój kumpel ma szczęście” – pomyślałem. Nagle moje rozmyślania przerwały pierwsze strzały fajerwerk. Popatrzyłem szybko na zegarek – 23:56. Jeszcze chwila… Ten rok był dla mnie dosyć przyjazny. Poznałem dużo fajnych osób, byłem w Anglii, itd.
- 2 minuty! – krzyknął nagle Michał. – Kuba! Za chwilę odpalamy.
Po chwili wszyscy nerwowo i w śmiechu odliczaliśmy już czas.
Stałem i nie wiedziałem co robić. Chyba nigdy się tak nie czułem. Sztywny i drętwy jak palec. Zobaczyłem teraz jak chłopaki zaczynają puszczać fajerwerki.
- minuta! – krzyknęła Julka.
Dom Kuby nie znajdował się zbyt daleko centrum Krakowa, dlatego też było widać wyraźnie fajerwerki na niebie, było je widać i oczywiście słychać! Kocham ten moment. Lecą do góry, opadają… świat jest wtedy  piękniejszy.
Tym razem z mojego „snu” wyrwały mnie krzyki przyjaciół. Dołączyłem się do nich, podniosłem kieliszek do góry i zacząłem wspólnie odliczać.
- dziesięć… dziewięć… osiem… siedem… sześć… pięć… cztery… trzy… dwa… jeden… zeroooo!
W tym momencie zacząłem skakać jakbym uciekł z jakiejś dżungli! Po chwili sam nie wiem jak to się stało, ale byłem cały oblany szampanem. Krzyczeliśmy, śpiewaliśmy i przytulaliśmy się. Kuba i Michał zaczęli odpalać kolejną dawkę fajerwerk. Wszyscy momentalnie się odsunęli. Stałem teraz obok Oli, a w pewnym momencie odwróciłem się twarzą do niej.
- nie wiem czego Ci życzyć. – odparłem. – ale  mam nadzieję, że w tym Nowym Roku wszystko Ci się poukłada i że będzie dobrze! – powiedziałem po cichu, delikatnie się uśmiechając, a zaraz potem mocno przytuliłem ją.
*z perspektywy Kuby.
Energicznie złapałem Julkę w pasie i zacząłem ją całować. Kiedy nasze usta rozłączyły się wziąłem ją na ręce, dałam znak Wiktorowi i reszcie chłopaków. Zaczęliśmy teraz wszyscy biec w stronę oczka. Dziewczyny zaczęły strasznie piszczeć i rzucać się na naszych rękach. Biegłem dosyć szybko, ale w pewnym momencie zatrzymałem się.
- no przecież żartowaliśmy! – powiedziałem i razem z chłopakami zaczęliśmy się śmiać. Ale i tak… happy New Year! – krzyknąłem.
Po paru minutach podszedłem do Patryka i Klaudii. Rozmawiałem z nimi. Pewna rzecz jednak przykuła moją uwagę. Widziałem teraz doskonale, jak Wiktor patrzy na Olę. Ona tego nie spostrzegała, a on był w nią wpatrzony jak w anioła. W końcu ruszył z miejsca z małą kartką w ręce. Zacząłem się śmiać, ale nagle obok dziewczyny znalazł się Michał, który zatorował drogę Wiktorowi. Uśmiechał się do Oli i coś jej mówił. Potem dał jej swoją wizytówkę. ( Michał był pracownikiem jednej z mniejszych krakowskich firm, miał 21 lat ). Ten widok jakby mnie trochę zdenerwował, sam nie wiem dokładnie czemu. Mój przyjaciel cofnął się do tyłu i wtedy zauważył, że patrzę na niego. Pokiwałem do niego głową, a na jego twarzy od razu pojawił się banan.
O godzinie 00:23 wróciliśmy do domu. Potem jeszcze dłuuuugo siedzieliśmy i dobrze się bawiliśmy. Spać położyliśmy się około godziny 5, zasypiając powiedziałem jeszcze:
- Najlepszy sylwester w moim życiu uważam za… prawie zakończony. Dobranoc matołki. – niedługo potem zasnąłem, jak reszta.