sobota, 23 lutego 2013

not the end.


Znowu muszę coś napisać. Te wczorajsze wypociny pisane na temat końca opowiadania były pisane na szybko i były niezbyt przemyślane. Teraz mam czas, więc napiszę coś bardziej zrozumiałego.
Właśnie siedzę sobie, słucham piosenki, która z tym opowiadaniem zawsze mi się będzie kojarzyła i płaczę. Przeglądam wszystkie Wasze komentarze, kocham je czytać… to one zawsze podbudowywały mnie, gdy pisałam i pomagały mi. Dzięki nim wiedziałam, że mam dla kogo się starać. Przez ostatnie kilka dni, gdy pisałam ostatnie części cały czas myślałam o tym, że to już koniec. Ale teraz myślę, że to jednak nie koniec… chyba nigdy nie zapomnę, że napisałam takie coś, że tyle czasu na to poświęciłam, że tyle osób to czytało. Nigdy nie chciałam Was zawieść ani nic z tych rzeczy… czasami się wkurzałam, bo co chwilę miałam przed oczami tylko jedno pytanie od Was – „kiedy następna część?” Teraz już rozumiem czemu tak często o to pytaliście. Po prostu zrozumiałam, że podobało Wam się to, że chcieliście co raz więcej i więcej. Bywało, że obiecywałam nowe części, a tak naprawdę nie pojawiały się one – doskonale o tym wiem. Pisałam już jednak kilka razy, że pisanie to nie całe moje życie. Jestem normalnym człowiekiem jak Wy. Mam już 14 lat, więc kocham spotykać się z przyjaciółmi i te sprawy. Sami przecież dobrze o tym wiecie. Zawsze gdy wieczorem miałam czas, bo wtedy przeważnie pisałam opowiadania, tworzyłam je – nie chciałam tego zaniedbywać. Czasami zdarzało się, że miałam chwilę, ale nie miałam siły i odpuszczałam – myślę, że to zrozumiałe.
Kończąc to opowiadania chciałabym przede wszystkim podziękować Wam za to, że mieliśmy cierpliwość, że czekaliście nieustannie na każdą kolejną część, że zawsze mogłam na Was liczyć… nie znam osobiście żadnego z Was (prócz kilku moich znajomych, którzy czytali), ale myślę, że jesteście naprawdę bardzo fajnymi ludźmi. To wspaniałe, gdy tyle osób docenia twój, jak to bardzo często określaliście – talent. Niezmiernie miłe uczucie. Przesyłam każdemu z Was wielkiego, wielkiego buziaka :*
Co jeszcze? Pojawiały się pytania – „dlaczego skończyłaś to opowiadanie?” odpowiem więc w skrócie. Nie pamiętam dokładnie od kiedy wzięłam się za pisanie, ale wydaje mi się, że były to okolice września. Na początku w ogóle nie myślałam o tym, że kiedyś będę musiała to skończyć. Uzbierało się te okrągłe 100 części, a to dużo… w opowiadaniu wykorzystałam masę różnych pomysłów i pod koniec naprawdę zaczynało mi ich brakować. Między innymi ze względu na to uświadomiłam sobie, że nie mogę tego pisać w nieskończoność. Wiem, że taka przerwa dobrze mi zrobi…
Jeżeli chodzi o pytania typu – „czy będziesz jeszcze kiedyś coś pisać?” moja odpowiedź brzmi: tak! Nie chciałabym tak po prostu zapomnieć o tym wszystkim i przestać rozwijać te umiejętności. Nie chcę się przechwalać czy coś w tym stylu, ale wydaję mi się, że skoro udało mi się napisać takie opowiadanie, to jakiś tam dryg do tworzenia takich rzeczy mam.
Myślałam sobie troszkę co mogłabym pisać teraz… na pewno przez jakiś miesiąc nie będzie nic – muszę ochłonąć i odpocząć. Potem jednak myślałam o tym, aby od czasu do czasu pisać jakieś jedno lub kilku party. To wszystko zależy od Was czy będziecie chcieli.

Mam do Was teraz prośbę… jeżeli przeczytaliście to wszystko wyżej zostawcie tu komentarz… chociaż jeden, drobny. Jak wspomniałam – uwielbiam je. Możecie napisać, co myślicie właśnie o tym abym co jakiś czas dodawała tu te krótkie opowiadania.
Na razie raczej nie zacznę nic dłuższego. Nie chciałabym jednak, żeby blog tak po prostu umilkł. Pamiętam jak zakładałam go i nie orientowałam się co mam gdzie zmienić, jak dodać, jak zapisać, jak coś ustawić. Taka nieogarnięta ja. Myślę jednak, że ta strona będzie zawsze dla mnie ogromną pamiątką właśnie z tych dzisiejszych czasów.
Nie wiem, co mam napisać kończąc to… kocham Was w sposób „poetycki” całym serduszkiem. Jeszcze raz bardzo mocno Wam dziękuję i proszę – nie odchodźcie. Blog nie ucichnie… będę tu coś dodawała, zawsze wtedy, gdy będę znowu widziała zainteresowanie z Waszej strony…
Wasza Moniak <3
Papa.. :’) xx




piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 100 : ")


Wiktoria pomagała mamie w kuchni, posprzątały razem dom, a potem z tatą zajęli się również ogrodem. Goście mieli pojawić się o godzinie 16. Plan dnia przedstawiał się bardzo fajnie szczególnie dlatego, że wieczorem miało odbyć się ognisko. Kiedy wszystko było już przygotowane dziewczynka usiadła przed telewizorem i zaczęła oglądać jakąś bajkę. Miała dopiero 6 lat, ale pomimo tego była naprawdę bardzo zdolna. Już teraz płynnie czytała i wyśmienicie pisała. Kiedy siedzenie na sofie znudziło się jej, postanowiła udać się piętro wyżej. Na początku miała zamiar iść do swojego pokoju, a w rezultacie wylądowała w sypialni rodziców. Zaczęła po raz kolejny przeglądać wszystkie zdjęcia jakie znajdowały się na komodzie. Zawsze wywoływały one na jej twarzy uśmiech. Po kilku minutach pomaszerowała do pokoju, gdzie znajdował się komputer i mała biblioteczka. Była tam również szafa, która rzadko kiedy była otwierana. Wiktoria początkowo nie zwróciła na nią uwagi. Wyszła na balkon i zaczęła przyglądać się wszystkiemu dookoła. Zegarek na jej ręce wskazywał godzinę 15. Zaczynało się sierpniowe popołudnie. Słońce nie grzało już tak dobrze, jak w czerwcu i w lipcu. Zbliżała się jesień. Po chwili mała z powrotem weszła do pokoju. Teraz pierwsze co w nim zobaczyła to właśnie szafa. Bezinteresownie podeszła do niej i powoli otworzyła. Zobaczyła tam masę rzeczy: dużo różnych papierów, książek, albumów i tym podobnych rzeczy. Górne półki niestety nie były w jej zasięgu. Dlatego też usiadła i zaczęła przeglądać wszystko, co znajdowało się w dolnych partiach. Znalazła tam różne stare papiery, świadectwa szkolne rodziców, a również ich zdjęcia z czasów szkolnych. Każdą rzecz, którą oglądnęła odkładała w dokładnie to samo miejsce. W pewnym momencie w jej ręce znalazł się jakiś zeszyt, chociaż nie do końca przypominało to normalny zeszyt. Wiktoria zaczęła przewracać kolejne kartki i nie wiedziała, co to takiego. Wstała więc, zamknęła drzwi od szafy i poszła do swojego pokoju. Tam usiadła na łóżku, opierając się o ścianę. Ponownie otworzyła znalezioną rzecz i próbowała odkryć, co trzyma. Wiele kartek było zapisanych, więc otworzyła na jednej z nich i przeczytała:
„Dzisiejszy dzień był pełen emocji. Byłam z Olą na rolkach, jeździłyśmy tu i tam. Przez przypadek zderzyłam się z jakimś chłopakiem. Pomógł mi wstać, pogadałam z nim chwilę. Dał mi swój numer. Ma na imię Kuba. Nie wiem, jak mam o nim myśleć – przecież w ogóle go nie znam. Kiedy jednak podnosząc się popatrzyłam w jego oczy poczułam, jak moje ciało nabiera temperatury. Teraz nie mogę wybić go sobie z głowy. Może kiedyś okaże się, że spotkanie to wcale nie było przypadkiem? Kto wie… :)
Teraz natomiast leżę w łóżku i jestem cała zapłakana. Oglądnęłam przed chwilą „Trzy mety nad niebem.” Zakochałam się w tym filmie, jest naprawdę świetny! Przez ostanie dni bardzo dużo moich przemyśleń dotyczyło Dawida… nie mogę się pogodzić z tym, czego się dowiedzieliśmy. Bardzo, a to bardzo mu współczuję. To okropne żyć i wiedzieć, że niedługo wszystko może się skończyć. Po oglądnięciu tego filmu jeszcze bardziej to wszystko mnie przytłoczyło. Najbardziej jednak dobił mnie końcowy cytat, który od teraz jest moją nową inspiracją. Poświęcę się i przepiszę go: „Nagle zdajesz sobie sprawę, że to już koniec. Naprawdę. Nie ma drogi powrotnej, jest Ci żal. Próbujesz sobie przypomnieć kiedy to wszystko się zaczęło, a zaczęło się wcześnie, o wiele za wcześnie. Wtedy zdajesz sobie sprawę, że nic nie zdarza się dwa razy. Już nigdy nie poczujesz się tak samo. Nigdy nie wzniesiesz się trzy metry nad niebo.” 
Teraz mogę iść już spać, dobranoc…”
Wiktoria odciągnęła wzrok od kartki, potem ponownie na nią zerknęła. Uświadomiła sobie w tym momencie, że to co trzyma w rękach to pamiętnik jej mamy – Julii. Po kilku sekundach usłyszała właśnie jej głos.
- kochanie! Chodź na dół, wszyscy już przyszli!
Po tych słowach mała schowała pamiętnik pod poduszkę i zbiegła po schodach na dół z uśmiechem na twarzy. Od razu gdy zobaczyła gości, zaczęła krzyczeć:
- ciocia, wujek!
Ucałowała każdego z nich, a potem podbiegła do swojego taty – Kuby.
Na sam początek wszyscy udali się do ogrodu. Tam usiedli przy drewnianym stoliku i ławkach. Wiktoria zaczęła teraz przyglądać się każdemu i w końcu zapytała:
- wujek, gdzie jest ciocia Klaudia? – te słowa skierowane były do Patryka.
- zaraz przyjdzie z małym, nic się nie martw!
Jak powiedział wujek, tak też się stało. Po kilkunastu minutach zza rogu domu wyszła Klaudia z małym synkiem na rączkach. Wszyscy przywitali się z nimi, a potem ponownie usiedli. Przez cały czas wszyscy ze sobą rozmawiali, śmiali się i wspominali. W pewnym momencie wujek Wiktor zaczął mówić:
- słuchajcie… skoro jesteśmy tu już wszyscy razem – i ja, i Ola chcieliśmy wam coś powiedzieć.
Wszyscy zaczęli teraz na nich patrzeć i słuchali uważnie.
- wczoraj w godzinach porannych dowiedzieliśmy się, że… zostaniemy rodzicami.
Po tym, każdy zaczął bić brawo, gratulować i krzyczeć z radości.
- będzie miał na imię Dawid – dodał potem Wiktor.
Około godziny 18.30 zapaliliśmy ognisko, przy którym wspólnie usiedliśmy. Po upływie kilkudziesięciu minut, ktoś włączył piosenkę, która wiązała się z ich przeszłością. Wiktoria zerknęła na wszystkich, a na końcu na swoją mamę, obok której siedziała.
- czemu wszyscy śpiewają? Ja tego nie znam… - mówiła zawiedziona.
- nie martw się kochanie, niedługo się dowiesz. – odpowiedziała uśmiechnięta Julka.
Kiedy całe te spotkanie dobiegło końca, Wiktoria szybko wykąpała się, porozmawiała z rodzicami, a na koniec udała się do pokoju. Wskoczyła na łóżko i wyciągnęła spod poduszki wspomniany wcześniej zeszyt. Usiadła przy biurku i chwyciła za swoje ulubione pióro. Chwilę zastanowiła się, a potem zaczęła już pisać.
„Jestem Wiktoria i wiem, że to pamiętnik mamy, ale bardzo chciałam tu coś napisać. Bardzo kocham moich rodziców i już wiem jak się poznali. Myślę sobie, że ja też muszę wybrać się kiedyś na rolki, żeby spotkać fajnego chłopaka. Dzisiaj jestem bardzo szczęśliwa i chciałabym, żeby zawsze tak było. Dowiedziałam się dzisiaj, że będę miała nowego kuzyna i bardzo się cieszę! Tak właściwie… to on nie jest do końca moim kuzynem, ale i tak będę go tak nazywać. Chyba pójdę już sobie spać, bo jestem bardzo śpiąca. Kończę – dobranoc.”
Dziewczynka ucieszona odłożyła pióro i wymsknęła się z pokoju. Przebiegła powoli obok pokoju rodziców i schowała pamiętnik na swoje miejsce. Kiedy wracała, zaskoczył ją tata.
- a to ty jeszcze nie śpisz?
- właśnie idę – mówiła troszkę niepewnie.
- noto wio do siebie!
- tato…
- słucham cię? – mówił uśmiechnięty Kuba.
- a czy ty jesteś szczęśliwy?
- czemu o to pytasz? Posłuchaj – mam wspaniałą, ba! Najwspanialszą na świecie córeczkę. Mam wspaniałą żonę, która jest twoją mamą. Jesteście dla mnie najważniejsze na świecie, a za razem dzięki wam mogę być tak bardzo szczęśliwy. Bo widzisz… Czasami trzeba zamknąć jeden rozdział i rozpocząć drugi – bardziej dojrzały i odpowiedzialny, jak dorośniesz zrozumiesz o co mi chodzi słońce.
- wierzę ci tatusiu! – szepnęła Wiktoria, a potem cmoknęła Kubę w policzek i pobiegła do swojego pokoju.
Ten natomiast wyprostował się i wszedł do sypialni, gdzie była Julka.
- śpi? – zapytała troskliwym głosem.
- właśnie się położyła…
- to dobrze.
- Julka pamiętasz… co było kilka albo nawet kilkanaście lat temu? Byliśmy jeszcze bardzo młodzi. Ja teraz dopiero zrozumiałem jaki jest sens życia. Nie sądziłem, że to może być takie wspaniałe…
- nasze życie jest wspaniałe, bo mamy siebie – odpowiedziała mu dziewczyna, kładąc się obok niego.
- pamiętam dzień… kiedy byliśmy w domku na drzewie i tak bardzo martwiliśmy się o przyszłość – szeptał do swojej żony Jakub.
- tak… a kilka lat później, otworzyliśmy w życiu nowy rozdział – bardziej dojrzały i odpowiedzialny.
Chłopak mocno przytulił do siebie Julię, pocałował ją w czoło, a potem tylko mruknął pod nosem:
- i oby trwał on jak najdłużej… dobranoc kochanie.
- dobranoc…
A potem obydwoje zasnęli z uśmiechem na twarzy…

KONIEC

hej.. wiem, że teraz pewnie jesteście zdziwieni, wściekli itd. no ale - wszystko się kiedyś musi skończyć :( 

zapewne będą pytania czy będę pisać coś nowego, więc odpowiem Wam już teraz - w najbliższym czasie na pewno nie, ale postaram się jeszcze kiedyś coś napisać.

ale odbiegając troszkę od tego tematu.. chciałabym WAM wszystkim, wszystkim, wszyyyystkim bardzo podziękować! za to, że byliście, jesteście i mam nadzieję - będziecie. kiedy zaczęłam to pisać, mało kto to czytał, a kilkanaście tygodni temu okazało się, że jest to ponad 100 osób :") nie wiem, co mam jeszcze napisać.. mam ochotę każdego z Was teraz przytulić ii z osobna gorąco podziękować. to dla mnie naprawdę wiele znaczyło i znaczy. jesteście najlepsi na świecie iii nigdy nie odchodźcie

DZIĘKUJĘ, PRZEPRASZAM, KOCHAM. xxxxx

czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 99


*z perspektywy Julki.
Kiedy tego samego dnia wróciłam do domu, nie byłam sobą. Próbowałam wyobrazić sobie, jak teraz czuję się moja przyjaciółka, ale nie potrafiłam. Jedyne co mogłam teraz zrobić to być przy niej, wspierać ją i współczuć.
Roztargniona zaparzyłam sobie ciepłą herbatę i usiadłam na parapecie w moim pokoju. Dopiero po paru minutach uświadomiłam sobie, że kilka miesięcy temu również tu siedziałam. Patrzyłam wtedy na spadające, jesienne liście. Dzisiaj patrzę na topniejący śnieg. Mijają  godziny, dni, miesiące, lata… to wszystko ucieka, ale wspomnienia zostają… nie na dni, miesiące i lata. One zostają na zawsze. Nie da się zapomnieć ot tak. Cały ten czas, gdy patrzyłam za okno myślałam o przeszłości. Dziękowałam Bogu i byłam wdzięczna losowi, że zesłał mi takiego kogoś jak Kuba. Doskonale pamiętam, jak przez przypadek zderzyliśmy się. Nie miałam wtedy pojęcia, że to on… że z nim będę w stanie spędzić resztę życia. Teraz już wiem – to on jest tym jedynym i niepowtarzalnym.
Wieczorem postanowiłam zadzwonić do Olki. Usłyszałam jej cichy i przygnębiony głos. Teraz już w ogóle się nie trzymała, a raczej na odwrót – była cała roztrzęsiona i zapłakana.
- co robisz?
- leżę pod kocem, płaczę, wspominam, płaczę, myślę, płaczę.
Spodziewałam się takiej właśnie odpowiedzi, ale miałam nadzieję, że przyjaciółka się z tego wszystkiego wyleczy… Około godziny 21, kiedy nie miałam już kompletnie co robić, zaczęłam szperać po wszystkich szafkach w moim pokoju. W jednej z nich znalazłam coś, co przykuło moją uwagę. Moje podejrzenia, co do tej rzeczy okazały się być prawdziwe. To co znalazłam, to pamiętnik. Zaczęłam go pisać, jakieś 3 lata temu, ale potem zaniedbałam. Otworzyłam go i przeczytałam:
„Jestem już śpiąca i chyba położę się spać, jak tylko to napiszę. Chciałabym, aby przyśniło mi się coś fajnego… może mój przyszły mąż albo moje dzieci, albo po prostu przyszłość. Ciekawe, jak to wszystko będzie kiedyś wyglądać. Może będę taka sama jak dzisiaj, a może zupełnie inna? Tego nie wiem… ale jedno jest na 100& pewne – zawsze będę sobą i nie będę udawać nikogo innego. Tak! Tego się będę trzymać, bo to ważne. DOBRANOC.”
Kiedy odciągnęłam wzrok od tekstu, sięgnęłam po pierwszy lepszy długopis, otworzyłam pamiętnik na nowej stronie i zaczęłam pisać… 
_______________________________________________
JUTRO ZAPRASZAM WSZYSTKICH PUNKTUALNIE NA GODZINĘ 20.30 DO PRZECZYTANIA 100 ROZDZIAŁU.. FAJNIE BY BYŁO GDYBYŚCIE NA NIEGO CZYHALI NA FB -> LINK  TUTAJ OCZYWIŚCIE TEŻ MOŻECIE. ALE TAM AKURAT JUTRO BĘDZIE LEPIEJ. Xx

Rozdział 98


*z perspektywy Oli.
W tym tygodniu sobota była dosyć nietypowa. Kiedy rano wstałam wiedziałam co mnie czeka. Z rana dzień wyglądał normalnie. Wstałam około godziny 9. Zjadłam na śniadanie tosty, ogarnęłam się, ubrałam. Potem razem z mamą posprzątałyśmy cały dom. We dwójkę zeszło nam znacznie szybciej. O godzinie 13, zjadłam obiad. Nie wiem czy w ogóle można nazwać to „jedzeniem.” Miałam wrażenie, że każdy gryz utyka mi gdzieś w gardle. Czułam się okropnie. Do oczu łzy same mi się cisnęły i po kilku minutach nie byłam w stanie już nic powiedzieć. Starałam się jednak opanować. Próbowałam być silna, chociaż przez chwilę.
Po upływie dosyć długiego czasu zadzwonił dzwonek do drzwi. Była to Julka, Kuba i Wiktor. Byli ubrani inaczej niż zwykle, ja z resztą też. Od kilku godzin zaczęłam znowu inaczej na wszystko patrzeć. Wydawało mi się, że świat od nowa staje się szary. Miałam wrażenie, że wszystko co mnie otacza odwraca się przeciwko mnie. Nienawidziłam takich dni, godzin, sytuacji… nienawidziłam tego uczucia – było okropne. Jednakże w dalszym ciągu powtarzałam sobie jedno – „wytrzymam.” Z tym słowem w głowie funkcjonowałam przez praktycznie cały dzień. Co chwilę jednak nachodziły mnie momenty, kiedy miałam ochotę wybuchnąć płaczem, zostać sama i wszystko od nowa sobie przemyśleć.
Ostatni raz przeglądnęłam się w lustrze. Potem chwyciłam już tylko za klamkę i udałam się w stronę przyjaciół. Przywitaliśmy się, a potem wsiedliśmy do samochodu. Moi rodzice mieli wyjechać trochę później. Siedziałam i nie odzywałam się – jak każdy teraz. Patrzyłam za szybę ze łzami w oczach. Wydawało mi się, że to wszystko traci sens. Nachodziły mnie również momenty, kiedy myślałam, że mam przy sobie najlepszych przyjaciół, kochającą rodzinę, znajomych, wspaniałego chłopaka… czasami jednak to nie wystarcza, bo brak jednej osoby potrafi przesłonić to wszystko. Człowiek, którego kochałeś odszedł… tak niespodziewanie – nawet do końca nie wiesz kiedy. Myślisz o nim, o wspólnie spędzonych chwilach i zastanawiasz się – dlaczego tak szybko? Dlaczego akurat on? Na te pytania chyba nie znałam odpowiedzi… gnębiły mnie często, aż za często.
Przez te wszystkie rozmyślania nie zauważyłam nawet, kiedy samochód zatrzymał się. Poczułam po chwili, że ktoś łapie mnie za rękę. Była to Julka. Popatrzyłam na nią, ale nie zdobyłam się na uśmiech, który ona mi podarowała. Powoli wysiadłam z auta i miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę lub zemdleję.
- idziemy? – pytał niepewnie Kuba patrząc na mnie.
- czekajcie… Patryk i Klaudia tam idą – odparła Julka.
Wszyscy wtedy odwrócili się, aby ich przywitać – oprócz mnie. Ja pozostałam w bez ruchu, zapatrzyłam się, ale nie na byle co. Zobaczyłam dwójkę małych dzieci. Był to chłopczyk i dziewczynka. Wyglądali tak, jakby wyskoczyli z jakiejś bajki. Patrzyłam na nich cały czas… byli mali, uśmiechnięci i tacy szczęśliwi… nie wiedzą przecież, co czeka ich za kilkanaście lat. Może będzie się im układało, a może coś potoczy się źle… nie życzę im tego. Oni sami dokonają przecież wyboru… Nie wiem ile czasu minęło, ale ktoś położył mi w pewnym momencie rękę na ramieniu. Był to Wiktor. Stanął obok mnie i zaczął przyglądać się siedzącym teraz na ławce maluchom.
- znam tą dziewczynkę.
- znasz?
- tak. Nie pamiętam do końca skąd, ale wiele razy już ją tutaj spotykałem. Ten chłopczyk… to jej najlepszy przyjaciel – jedynie on przy niej został. Ona jest chora.
To co teraz usłyszałam z ust mojego chłopaka doprowadziło mnie do tego, że ledwo utrzymałam się na nogach. Już teraz miałam ochotę do nich podejść i powiedzieć temu małemu chłopczykowi, żeby zbytnio się nie przywiązywał, bo potem może mu być bardzo, bardzo ciężko…
Kiedy minęło 10 minut wszyscy razem weszliśmy do kościoła. Usiedliśmy w jednej podłużnej ławce. Patrzyłam na ołtarz, słuchałam i nie miałam siły na nic więcej… po chwili mój stan pogorszył się jeszcze bardziej.
- Msza Święta ofiarowana jest za Dawida Kramarczyka w drugi miesiąc po śmierci.
Kiedy kapłan mówił to, poczułam jak serce zaczyna mi szybciej bić. Poczułam dziwne ukłucie i ból. Łza spłynęła mi po policzku, ale nie poddawałam się.
Po kościele wszyscy chcieli być razem ze mną. Ja jednak byłam stanowcza. Postanowiłam teraz pobyć sama. Prosto z kościoła ulicami Krakowa udałam się do parku. Usiadłam na ławce, ale nie na byle jakiej… na tej ławce jeszcze w tamtym roku siedziałam razem z Dawidem. Zamknęłam oczy i poczułam podmuch lekkiego wiatru, poczułam jesień. Zobaczyłam dzień, w którym zadzwonił Dawid i powiedział, że chcę się ze mną spotkać. Nienawidziłam go, ale równocześnie kochałam. Dał mi „bukiet kwiatów”, co tak naprawdę nie było bukietem. Były to zwykłe, małe kwiatuszki polne, ale takie właśnie kochałam najbardziej. Nie potrzebowałam bukietu róż – chłopak dobrze o tym wiedział. Pamiętam doskonale, co czułam w tamtym momencie. Serce waliło mi jak opętane, płakałam jak opętana, kiedy Dawid powiedział, to czego nie chciałam usłyszeć. Moje życie w jednej sekundzie przewróciło się do góry nogami. Już wtedy wiedziałam, że go tracę. Nie odpuściłam… nie potrafiłam. To, co mną kierowało było zbyt potężne, aby tak po prostu odejść. Miłość, która w dzisiejszych czasach nie jest już podobno taka jak kiedyś – tak mówią tylko ci, którzy prawdziwej miłości nie poznali… Ci, którzy ją znają muszą być naprawdę szczęśliwi…
Kiedy tak siedziałam, przypomniałam sobie też dokładnie, co mówiła mi moja babcia, kiedy jeszcze byłam mała – „Ktoś mądry, ale nie pamiętam kto wnusiu… powiedział, że kiedy człowiek się rodzi - z nieba spada dusza. Jedna jej część trafia do mężczyzny, druga zaś do kobiety… wiesz więc na czym polega sens życia? Polega na tym, żeby znaleźć tą drugą połowę – połowę własnej duszy.”
_____________________________________________
Jutro moje 14-naste urodzinki. Cieszę się, cieszę się, cieszę się<3 :]


środa, 20 lutego 2013

Rozdział 97


*z perspektywy Julki.
Kiedy obudziłam się następnego dnia poszłam do szkoły z nastawieniem, że dzisiaj już piątek. Nie miałam żadnych planów na dzisiaj, więc dzień zapowiadał się niestety, ale nudno. Lekcje mieliśmy skrócone, więc i ja, i Ola, i Patryk opuściliśmy budynek szkoły o godzinie 12.30. Postanowiliśmy udać się na pizzę, ponieważ ostatnio bardzo mało czasu spędzaliśmy ze sobą.
- co tam u Klaudii? – pytałam, kiedy oczekiwaliśmy na zamówienie.
- wszystko jest ok. A co u chłopaków?
- widziałeś się z nimi kilka dni temu. – mówiła Ola i uśmiechała się. – Ale też jest wszystko w porządku.
- Ola! Co ty gadasz… przecież wczoraj byli załamani.
Dziewczyna zaczęła na mnie dziwnie patrzeć, ale potem zrozumiała o co mi chodzi.
- no tak… byliśmy wczoraj na Zmierzchu i nie byli tym zbytnio zadowoleni, ale jakoś udało im się to przeżyć.
- na ich miejscu bym nie wytrzymał, więc przekażcie im ode mnie wyrazy współczucia. – mówił Patryk i śmiał się.
- spadaj! – powiedziałyśmy równocześnie z Olką w stronę naszego przyjaciela.
Po kilku minutach dostaliśmy naszą pizzę, którą szybko skonsumowaliśmy. Potem udaliśmy się już prosto do domów. Ze względu, że był to piątek około godziny 20 usadowiłam się przed laptopem i zaczęłam wszystko po kolei przeglądać. Gadałam również z Kubą przez skype. Po kilku minutach mojego milczenia, chłopak zaczął coś mamrotać pod nosem.
- żyjesz? – pytał.
- nie.
- mam martwą dziewczynę – zawsze spoko kochanie.
- wiem kochanie.
- idź się lecz kochanie.
- tylko z tobą kochanie.
- spadaj kochanie.
Taka nasza wymiana zdań toczyła się praktycznie cały czas. Około godziny 22, postanowiłam, że położę się spać. Było to dosyć dziwne, ale byłam okropnie zmęczona tym całym tygodniem. Chciałam odpocząć i w końcu miałam okazję. Zanim usnęłam minęło sporo czasu. W moim śnie spotkałam tatę Kuby. Pamiętam jak byliśmy u niego w szpitalu. Był pewny, że niedługo będzie mógł wrócić do domu i żyć dawnym życiem. Przypomniało mi się również, jak rodzice uświadomili mnie, że mogłam mieć starszą siostrę… to było okropne uczucie. W tym momencie obudziłam się. Poczułam od razu, że kilka łez spłynęło mi po policzku. Otarłam je szybko, przytuliłam się do mojego miśka, który leżał na drugim końcu łóżka i chciałam zasnąć ponownie…
____________________________________
Przepraaaaaaszam,że takie okropnie krótkie. Jutro będą dwie części. Nie bądźcie źli :C. x

wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział 96


*z perspektywy Julki.
We czwartek lekcje okropnie nam się dłużyły. Wszyscy w klasie siedzieli i na każdej lekcji odliczali czas do dzwonka. Po szkole szybko odrobiłyśmy lekcje i trochę pouczyłyśmy się. Ola przyszła do mnie, więc wszystko poszło nam sprawniej. Około godziny 16.30 przyszli po nas chłopcy. Szybko ubrałyśmy się i wybiegłyśmy do czekającego Kuby i Wiktora. Przywitałyśmy się z nimi, ale ich miny nie wskazywały na to, że zadowoleni.
- serio? Nie mogłyście wybrać nic innego? – mówił Kuba, kiedy zbliżaliśmy się do kina.
- nie marudź już tyle. Przeżyjesz. – odpowiedziałam mu i razem z Olą zaczęłyśmy się śmiać.
Kiedy byliśmy już w budynku, musieliśmy przecisnąć się przez wielki tłum ludzi, aby dostać się do kasy. Kiedy bilety mieliśmy już kupione, czekaliśmy do czasu, aż będziemy mogli wejść na salę. Po kilku minutach tak właśnie się stało. Siedzieliśmy już na wygodnych miejscach i oczekiwaliśmy na rozpoczęcie się filmu. W końcu po masie reklam doczekaliśmy się jego początku. Na ekranie wyświetlił się wielki napis „Zmierzch – Przed Świtem.” My z Olą oczywiście byłyśmy zafascynowane, chłopcy nie do końca. Po 5 minutach, Kuba zaczął ściskać mi dłoń.
- czego chcesz? – pytałam nerwowo, ponieważ teraz chciałam oglądać, a nie rozmawiać.
- no bo… - szeptał chłopak i zaczął się śmiać, a za nim Wiktor. – popcorn nam się skończył.
- jesteście okropni. – odpowiedziałam im i z powrotem odwróciłam głowę w kierunku ekranu.
Kiedy film skończył się wszyscy wyszliśmy z kina z dobrymi humorami. Ja i moja przyjaciółka byłyśmy podekscytowane, ale przy Wiktorze i Kubie nie rozmawiałyśmy już więcej o tym. Wiedziałyśmy, że ich film zbytnio nie interesował. Poszli z nami, bo i tak nie mieli nic innego do roboty.
Po kinie udaliśmy się jeszcze do KFC, co zapewne było dla chłopców większą atrakcją. Spędziliśmy tam około godziny. Zjedliśmy, pośmialiśmy się, a potem wróciliśmy do domów.
Kiedy weszłam do mieszkania od razu skumałam, że wszyscy śpią. Panowała głęboka cisza i było słychać tylko tykający zegarek. Po cichu ściągnęłam kurtkę i buty, a potem udałam się do mojego pokoju. Zapaliłam światło i podskoczyłam do góry. Na łóżku leżał Oskar pogrążony we śnie. Kucnęłam i zobaczyłam, że wokół niego są rozsypane zdjęcia, a za nim leży album. Sama chyba nie do końca świadomie zaczęłam go przeglądać. Były fotografie z dzieciństwa. Niektóre powodowały, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Inne zaś były przyczyną pojawiania się w moich oczach łez. Kiedy wszystko już oglądnęłam, chciałam wziąć Oskara na ręce i zanieść go do jego pokoju – niestety mały się obudził.
- już jesteś? – mówił zaspanym głosem.
- jestem, jestem. A tobie tutaj nie za wygodnie? Już sio do siebie.
- Julka… - zaczął mówić mój brat, jakby w ogóle nie słuchał tego, co powiedziałam wcześniej.
- hm?
- bo ty jesteś już taka duza.
- nie jestem duza, duża jak coś.
- ale Julka. – mówił trochę zbulwersowany.
- okok, już ci nie przerywam.
- bo ty mas już 18 lat i jesteś już dorosła. Mas chłopaka i pewnie niedługo będzies rodzić dziecko. Ale ja nie chcę, żebyś ty sobie poszła od nas. Bo jesteś moją siostrą i jak urodzisz to dziecko albo się wyprowadzis z Kubą to o mnie sobie zapomnis i już nie będziesz mnie chcieć. Bo ja jestem tylko twoim bratem, ale ja cię kocham. Wiem, ze jestem mały i nieznośny… ty jesteś duza i nieznośna, ale i tak cię kocham…
Kiedy go słuchałam kilka drobnych łez spłynęło mi po policzku. Starałam się jednak, żeby Oskar tego nie zauważył, więc szybko otarłam je, wzięłam głęboki oddech, uśmiechnęłam się i zaczęłam mówić:
- słuchaj ty moja małpko mała. – zaczęłam i przytuliłam go do siebie. – widzisz to zdjęcie? – byłam na nim ja, trzymająca mojego małego braciszka na rękach.
- widzę i cio?
- nawet nie wiesz jak się cieszyłam, jak rodzice powiedzieli mi, że będę miała brata. Skakałam z radości, a jak się urodziłeś byłam chyba najszczęśliwszą Julką na świecie. Potem zacząłeś rosnąć i robił się z ciebie co raz to większy łobuz. Ale widzisz… taka jest kolej rzeczy. Każdy kiedyś dorośnie, zakocha się, założy rodzinę – Ty też. Ale musisz wiedzieć jedno. Ja… zawsze będę tą twoją duzą Julką, którą tak kochasz. Nawet jak urodzę kiedyś dzieci, o tobie nie zapomnę. Bo jesteś moim jedynym, kochanym, nieznośnym braciszkiem, którego też mocno, bardzo mocno kocham z całego serduszka. Zapewniam cię, że nie musisz się o nic martwić, ok.?
- ok. nie będę się już martwił… - mamrotał z malutkim uśmieszkiem.
- no i tak ma być. Piąteczka!
- to ja idę już spać, bo jestem śpiący. Do jutla.
- do jutra. – odpowiedziałam Oskarowi z uśmiechem na twarzy i sama położyłam się, szybko zasypiając.
________________________________
W sobotę dodam coś w stylu streszczenia. : ) ze względu na to, że już kilka osób mnie o to prosiło. Więc – zapraszam w sobotę.. x

poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział 95

*z perspektywy Wiktora.
Po wspólnym zjedzeniu rodzinnego śniadania, postanowiłem wraz  z Konradem udać się na spacer. Początkowo rozmawialiśmy o wszystkim, co nie dotyczyło jego ucieczki. Potem jednak wdrążyliśmy się w ten temat. Chłopak śmiało krytykował samego siebie, ponieważ wiedział, że była to najgłupsza rzecz, jaką zrobił w życiu. Widziałem uśmiech na jego twarzy kiedy mówił, co poczuł, jak zobaczył mamę. Nie widział jej 3 lata… to okropne nie widzieć matki przez taki długi okres czasu – i to jeszcze dobrowolnie.
- cholera…
- co jest? – zapytałem.
- ten gościu z przodu… jest z klubu. Pewnie jest zaskoczony czemu tak długo mnie tam nie było.
- może po prostu go olej?
- Tak. Ja go oleję, ale on mnie raczej nie.
Jak powiedział Konrad, tak też się stało. Facet od razu poznał mojego braciszka i przywitał się z nim.
- coś dawno cię nie było ziom, kiedy wbijasz? – pytał Konrada i dziwnie na mnie patrzył.
- wiesz… raczej już w ogóle mnie tam nie zobaczysz.
- sorry, ale co to ma znaczyć?
- zmieniłem się… nie jestem już tym chłoptasiem, co 3 tygodnie temu.
- hahaha, śmieszny jesteś Marcel, ale tak na serio o co chodzi?
- po pierwsze – nie jestem Marcel, a Konrad. Po drugie – wróciłem do domu i jestem zadowolony. Po trzecie – zapomniałem już o tamtym życiu.
- co ty w ogóle bredzisz stary?
- nie bredzę, tylko mówię prawdę… a teraz wybacz, ale musimy z bratem iść dalej. Do zobaczenia!
Po tych słowach Konrad uścisnął dłoń kolegi i powędrowaliśmy dalej. Teraz właściwie szliśmy już w obranym przez nas kierunku – schronisko dla psiaków. Mój brat wpadł na pewien pomysł, którego początkowo nie chciał mi zdradzić. Kiedy weszliśmy do środka zaczęliśmy się rozglądać dookoła. Była tam masa małych, dużych, ślicznych i smutnych psów. To okropne, gdy ot tak się na nie patrzy… Zacząłem podchodzić do każdej klatki z osobna i przyglądać się zwierzakom. Były naprawdę urocze. Po kilku minutach, kiedy  Konrad zamieniał parę zdań ze sprzedawcą podszedł do mnie i uśmiechał się pod nosem.
Wiedziałem, że kupi on psa, ponieważ teraz było to bardziej niż wiadome,  ale nie do końca wiedziałem w jakim celu. Nie dopytywałem go jednak – czekałam aż sam się wygada. Nie minęło 10 minut kiedy mężczyzna, z którym wcześniej rozmawiał Kondek, wrócił. Nie był jednak sam. Na rękach miał małego, ślicznego pieska rasy Boo. Na sam ten widok uśmiechnąłem się szeroko i wziąłem małego na ręce. Konrad natomiast załatwił wszystkie formalności.
- noto teraz możemy już wracać do domu. – powiedział brat, kiedy tylko opuściliśmy budynek.
- kupiłeś go tak… o?
- nie tak o… kiedy pierwszy raz byłem z Kasią, mówiła, że bardzo chciałaby mieć właśnie takiego słodziaka. Ja tylko jej słuchałem, ale nie wpadło mi do głowy, żeby go kupić. Kilka dni temu przypomniałem sobie o tym, poszperałem w necie i taaa dam! Zamierzam dać go jej jutro w parku, bo tam się umówiliśmy.
- oj stary… chciałbym zobaczyć jej reakcję, ale tylko dam ci radę – jak jej go już pokażesz i dasz… to uważaj żebyście nie wypuścili smyczy z rąk, jak się na ciebie rzuci i zacznie całować, przytulać i te sprawy. – powiedziałem śmiejąc się i szturchnąłem brata w bok. Ten również śmiał się.
Przez te 3 lata… już wiem czego tak bardzo mi brakowało codziennie – właśnie jego i naszych codziennych wygłupów!

joojć, jojć, jojć *.* zazdroszczę Kasi xd a Wy? xo

sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 94

*z perspektywy Oli.
Kiedy obudziłam się rano, ledwo żyłam. Byłam okropnie zmęczona, chociaż nie miałam do tego zbytnio powodów. Przetarłam oczy i zerknęłam na zegarek, który wskazywał godzinę 7:21. Zerwałam się na równe nogi, wbiegłam do kuchni zastanawiając się, jak mogłam zaspać. Wsypałam do miski płatki, potem zalałam je mlekiem, które również wylądowało na stole. Zjadłam kilkanaście łyżek, poszłam się ubierać, myć, nałożyć delikatny makijaż, aż w końcu o godzinie 7:43 byłam gotowa. Wybiegłam z domu i szybkim krokiem wędrowałam do szkoły. Na szczęście zdążyłam, a w szatni zostałam szybko przywitana przez Julkę i Patryka. Zaczęliśmy rozmawiać trochę o wczorajszym dniu, a także o innych sprawach.
*z perspektywy Kuby.
Miałem dzisiaj wolne, więc leniuchowałem w domu z Mateuszem. Cały czas musiałem mieć na niego oko, bo jak to małe dziecko mógł sobie coś zrobić w przeciągu kilku sekund. Pilnowanie go zaczęło mnie nudzić, ale innego wyjścia nie miałem.  Postanowiłem, że oglądnę z nim jakąś bajkę, bo nie mieliśmy już nic innego do roboty.
Po upływie 20 minut zadzwonił dzwonek do drzwi. Wstałem niechętnie i udałem się, aby je otworzyć. Był to listonosz. Przekazał mi parę listów, a potem odszedł. Jeden z nich był od Madzi (siostry). Usiadłem z powrotem obok brata i otworzyłem go.
„Cześć Kochani! Nie mam pojęcia czemu piszę list, a po prostu nie zadzwonię. Naszła mnie taka dziwna ochota, żeby sięgnąć po kartkę i długopis, więc to robię. Tęsknie za Wami, ale pewnie niedługo się zobaczymy. Mam nadzieję, że u Was wszystko jest ok. Nie wiem czemu, ale ostatnio bardzo często myślę o tacie - co raz bardziej zaczyna mi go brakować. Nie jest mi łatwo, Wam również… to co teraz piszę nie jest chyba jednak listem, bo jest za krótkie, ale nie wiem jak to inaczej określić. Niedługo do Was wpadniemy i może zostaniemy na kilka dni. Kocham Was, pozdrówcie Julkę, Wiktora i wszystkich, wszystkich, wszystkich. Do zobaczenia, całuski!”
Czytając to uśmiechałem się sam do siebie. Również tęskniłem za siostrą, chociaż kiedy mieszkała jeszcze z nami marzyłem o tym, żeby w końcu się wyprowadziła. W końcu rodzeństwo, jak to rodzeństwo… dokucza sobie, ma siebie dość, ale i tak na dłuższą metę by bez siebie nie wytrzymało.
Wieczorem przyjechała do nas Julka oraz jej rodzice i Oskar. Wszyscy zjedliśmy kolację, a potem rozmawialiśmy. Po około godzinie razem z Julką wyszliśmy na zewnątrz i udaliśmy się do drugiego domu, do domku na drzewie.
- nie zejdę stąd potem, będziesz  mnie łapał, zobaczysz! – mówiła dziewczyna, kiedy wchodziliśmy na górę.
- jest śnieg, będziesz miała miękkie lądowanie. Nie martw się! – odpowiedziałem jej, roześmiany.
Kiedy znajdowaliśmy się już w środku początkowo patrzyliśmy przez małe okienka na zewnątrz. Potem położyliśmy się na niewielkim dywanie, który był tam rozłożony. Mieliśmy głowy obok siebie i patrzyliśmy w niebo. Nie… domek nie był „dziurawy”, a miał dosyć dużą dziurę w dachu, którą w każdym momencie można było zakryć.
*z perspektywy Julki.
- widzisz? – mówił chłopak.
- hmm?
- tam. – powiedziałam i wskazałam palcem.
- Julka…
- tak?
- myślałem ostatnio o tym co będzie… koniec szkoły, studia i te sprawy. Nie chcę się rozdzielać, nie wytrzymałbym tego.
Wtedy podparł się na łokciach, zaczął patrzeć mi w oczy i odgarniać delikatnie włosy.
- nigdy nie będziemy osobno Kuba… nigdy, za bardzo Cię kocham.
Wtedy chłopak momentalnie schylił się nade mną i pocałował mnie.
______________________________________
LINK  tak mi się skojarzyło <3

piątek, 15 lutego 2013

Rozdział 93


*z perspektywy Julki.
- ja pierdziele… - mówił Kuba, kiedy zobaczył zdjęcie, które otrzymałam od Amandy. – mam pomysł.
- jaki? – pytałam.
- zapomnijmy o niej i o tym wszystkim, co było z nią związane. Błagam Was… mam jej serdecznie dość.
- nie poddała się po tak długim czasie, co będzie dalej?
- nie wiem, nie obchodzi mnie to…
Kuba wydawał się być w tym momencie lekko zdenerwowany i przygnębiony. Po chwili skończyliśmy temat, dokończyliśmy jeść i wróciliśmy do domów.
Następnego dnia, a był to pierwszy dzień w szkole po feriach, lekcje leciały nam bardzo powoli. W końcu jednak z Olą doczekałyśmy się godziny 14. Wyszłyśmy z szatni razem z Patrykiem. Był uśmiechnięty i zadowolony jak nigdy, a to stawało się co raz bardziej podejrzane.
- czemu cały czas się śmiejesz? – zapytała go Ola, kiedy zaczęło wydawać nam się, że on po prostu głupieje.
- jaram się jutrzejszym dniem, dziewczynki moje.
- ta… nie ma to jak jarać się wtorkiem. Jesteś genialny Patryk. – odpowiedziała mu natychmiast przyjaciółka.
Ja natomiast dokładnie przeanalizowałam wypowiedź naszego kolegi i stanęłam w miejscu.
- a tobie co? – wymamrotali równocześnie od niechcenia.
- fuck! – prawie krzyknęłam i zaczęłam się śmiać ze mnie i z Oli.
Podbiegłam pod nią i na ucho szepnęłam jej – „jutro 14 luty.” To wystarczyło w zupełności. Popatrzyła na mnie, na Patryka i stuknęła się w czoło.
- wiem… jesteśmy dziwne.
Po około 10 minutach, rozeszliśmy się z Patrykiem. Poszedł on w innym kierunku, ponieważ musiał załatwić jeszcze jakąś sprawę.
- dobra… - mówiłam i usiadłam na ławce, przy alejce, którą wędrowałyśmy. – co kupujemy?
- mnie nie pytaj, nie znoszę kupować prezentów. – mówiłam z grymasem na twarzy.
- może, może, może… chodźmy do jakiegoś sklepu i kupmy im bombonierki.
Tego zdania nie skomentowałam, a jedynie popatrzyłam na przyjaciółkę i obydwie zrobiłyśmy dziwne miny.
- musimy wymyślić coś fajnego, oryginalnego i ciekawego.
- już wiem! – wyparowałam. – kupmy im takie duuuże misie. Na pewno się ucieszą!
W tym momencie zadzwonił mój telefon. Zerknęłam szybko na ekran i z uśmiechem na twarzy nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- hej kochanie. – usłyszałam.
- siemeczka misiek, co tam?
- jest sprawa…
- jaka? – dopytywałam.
- jutro… - zaczął niepewnie mówić chłopak.
Po kilku sekundach Oli telefon również zadzwonił. Domyśliłam się, że był to Wiktor. Po skończonych rozmowach okazało się, że cała nasza 4 gadała o tym samym. Jutro, o godzinie 15, za Krakowem, mamy przyjść i bla bla bla. Kilka godzin potem dowiedziałyśmy się, że Klaudia, jak i Kasia dostały podobny telefon od swoich partnerów. Wiedziałyśmy, że chłopcy coś kombinują - tym bardziej, że jutro Walentynki.
*z perspektywy Kuby.
Nasze przygotowania szły teraz pełną parą. Do godziny 22.40 siedzieliśmy u mnie w domu i mieliśmy nadzieję, że jutro wszystko wyjdzie idealnie. Byłem ja, Wiktor, Patryk oraz Konrad, który również chciał zrobić prezent swojej dziewczynie (Kasi).
Kiedy wieczorem wracałam z łazienki zauważyłem, że mama leży na kanapie, a Mateuszek siedzi pod oknem. Była 11 w nocy, więc ten widok mnie nie zadowolił. Przykryłem  mamę kocem, a Matiego wziąłem na ręce. Popatrzył on na mnie, ja uśmiechnąłem się do niego, a on wskazał palcem za okno. Poczułem jakiś dziwny ucisk w sercu, ponieważ mój 3-letni braciszek patrzył właśnie na oczko wodne. Po kilkunastu sekundach przytuliłem go do siebie mocno, potem zrobiłem mały krok i usłyszałem z ust Mateusza – „papa tato.” Łzy stanęły mi w oczach, a kilka z nich niestety albo i stety wypłynęło na zewnątrz. Położyłem małego w łóżku i sam udałem się do pokoju. Zanim zasnąłem minęło sporo czasu, ale w końcu udało mi się.
Rano obudziło mnie coś dziwnego, jakby ktoś chlapał czymś po mnie. Otworzyłem najpierw jedno oko, a potem drugie. Podniosłem się na łokciach, a obok mnie stał Mati z małą sikawką w ręce.
- ojj kochany, chyba ci się dni pomyliły. Wypad mi z tym stąd. – powiedziałem, wyskoczyłem z łóżka i zacząłem go łaskotać.
Mama przygotowała na śniadanie naleśniki, więc szybko wsunąłem je, a potem udałem się do szkoły. Miałem dzisiaj tylko 4 lekcje, które bardzo szybko zleciały. o godzinie 13.15 razem z chłopakami, tj. z Wiktorem, Patrykiem i Konradem spotkaliśmy się w… jak to nazwaliśmy – Dolinie Miłości i Stawów. Jak to my, musieliśmy wymyślić inteligentną nazwę. Zaczęliśmy wszystko przygotowywać i co chwilę zerkaliśmy na zegarki. Sami nie wiedzieliśmy czemu, ale zaczęliśmy się trochę stresować. Mieliśmy jednak nadzieję, że wszystko pójdzie po naszej myśli. Punkt godzina 15. Siedzimy, patrzymy i czekamy – dziewczyn nie ma. 15.10 – nic, 15.20 – cisza. W końcu o 15.30 usłyszeliśmy jakieś krzyki. Zaczęliśmy się uśmiechać, ponieważ byliśmy pewni, że idą to nasze rozbawione dziewczynki.
Pierwsze co zobaczyliśmy nad i przed nami (ponieważ stały one na niewysokiej górce) to czerwone plamki. Julka, Ola, Klaudia i Kasia były całe ubrane na czerwono. Po chwili wyciągnęły zza siebie duże serca, które razem połączone tworzyły napis „Ko-cha-my-Was!” Nasze buzie nie zamykały się, a uśmiech nie znikał nawet na sekundę. Dziewczyny patrzyły i posyłały nam buziaczki. Po kilku minutach zeszły do nas, na dół, a ich miny wskazywały na to, że były zachwycone.
*z perspektywy Oli.
Patrzyłyśmy to na chłopaków, to na staw, to na namiot. Jeziorko było ze wszystkich stron otoczone małymi, czerwonymi świeczkami. Wspomniany natomiast namiot był niewielki, ale również cały czerwony. Byłyśmy ogromnie ciekawe, co znajduje się w środku. Kiedy w końcu otrząsnęłyśmy się, zbliżyłyśmy się do chłopaków, a oni do nas i pocałowaliśmy się. Składaliśmy sobie nawzajem życzenia z okazji Walentynek.
Po kilku minutach, jakby z góry zaczęły dochodzić dziwne dźwięki. Początkowo wpadło mi do głowy, że to jakieś większe, cofające auto. Ten pomysł jednak szybko wyrzuciłam z głowy. Zaczęliśmy rozmawiać, a po chwili chłopcy złapali nas za ręce i zaczęli patrzeć głęboko w oczy, zachowując powagę. Usłyszałam kolejno.
- Julia.
- Aleksandra.
- Klaudia.
- Katarzyna.
- jesteście dla nas najważniejsze i już na zawsze tak pozostanie. – to, cała 4 naszych oszołomów wypowiedziała razem.
Nie minęło 10 sekund, kiedy… wszystkie zaczęłyśmy krzyczeć i śmiać się w niebogłosy.
Z nieba leciały małe serduszka, które spadały na nas i obok nas. Nie mogłyśmy się na to napatrzeć. W gruncie rzeczy – wszyscy, jakoś po kolana, byliśmy zatopieni w sercach. Kiedy popatrzyłyśmy w górę, zobaczyłyśmy 3 wywrotki. Patrzyłyśmy dziwnie na chłopaków, ale zaczęłyśmy ich przytulać, całować, skakać dookoła nich, zacieszając się tym, co wydarzyło się przed chwilą.
Kiedy te emocje nieco już opadły, udaliśmy się do namiotu. Zobaczyłyśmy tam stół i masę jedzenia. Spędziliśmy tam około godziny. Wieczorem, kiedy było już ciemno, chłopcy zabrali nas na zewnątrz i nieśli coś ze sobą w rękach.
- tak… to są lampiony szczęścia. – powiedział Konrad i objął ramieniem Kasię.
Chłopcy zaczęli je odpalać. Było ich 4 – jeden na każdą parę. Trzymaliśmy je dwójkami, pilnując, aby za wcześnie nie uciekły nam z rąk.
- uwaga! Puszczamy na trzy…czte…ry!
W tym momencie wszyscy zobaczyliśmy, jak nasze lampiony unoszą się ku górze. Leciały powoli i początkowo były bardzo widoczne. Po kilku minutach byliśmy w stanie dostrzec tylko małe punkciki. To wszystko było takie magiczne… i wspaniałe.
- mówię teraz w imieniu wszystkich… chcieliśmy wam przez to powiedzieć. – zaczął mówić Kuba. – że nasza miłość do was nie skończy się nigdy… te lampiony wypaliły się, ale nie zniknęły. Spadły sobie gdzieś daleko i leżą. Nie znikły i nie znikną. Nasze uczucia też… też nigdy nie znikną.
______________________________________
KLIK *.*  LOVE IT <3
do każdego z Was, wysyłam taki lampionik. mwaaah :*