*z perspektywy Oli.
W tym tygodniu sobota była dosyć nietypowa. Kiedy
rano wstałam wiedziałam co mnie czeka. Z rana dzień wyglądał normalnie. Wstałam
około godziny 9. Zjadłam na śniadanie tosty, ogarnęłam się, ubrałam. Potem razem
z mamą posprzątałyśmy cały dom. We dwójkę zeszło nam znacznie szybciej. O
godzinie 13, zjadłam obiad. Nie wiem czy w ogóle można nazwać to „jedzeniem.”
Miałam wrażenie, że każdy gryz utyka mi gdzieś w gardle. Czułam się okropnie.
Do oczu łzy same mi się cisnęły i po kilku minutach nie byłam w stanie już nic
powiedzieć. Starałam się jednak opanować. Próbowałam być silna, chociaż przez
chwilę.
Po upływie dosyć długiego czasu zadzwonił dzwonek do
drzwi. Była to Julka, Kuba i Wiktor. Byli ubrani inaczej niż zwykle, ja z
resztą też. Od kilku godzin zaczęłam znowu inaczej na wszystko patrzeć.
Wydawało mi się, że świat od nowa staje się szary. Miałam wrażenie, że wszystko
co mnie otacza odwraca się przeciwko mnie. Nienawidziłam takich dni, godzin,
sytuacji… nienawidziłam tego uczucia – było okropne. Jednakże w dalszym ciągu
powtarzałam sobie jedno – „wytrzymam.” Z tym słowem w głowie funkcjonowałam
przez praktycznie cały dzień. Co chwilę jednak nachodziły mnie momenty, kiedy
miałam ochotę wybuchnąć płaczem, zostać sama i wszystko od nowa sobie
przemyśleć.
Ostatni raz przeglądnęłam się w lustrze. Potem
chwyciłam już tylko za klamkę i udałam się w stronę przyjaciół. Przywitaliśmy
się, a potem wsiedliśmy do samochodu. Moi rodzice mieli wyjechać trochę
później. Siedziałam i nie odzywałam się – jak każdy teraz. Patrzyłam za szybę
ze łzami w oczach. Wydawało mi się, że to wszystko traci sens. Nachodziły mnie również
momenty, kiedy myślałam, że mam przy sobie najlepszych przyjaciół, kochającą
rodzinę, znajomych, wspaniałego chłopaka… czasami jednak to nie wystarcza, bo
brak jednej osoby potrafi przesłonić to wszystko. Człowiek, którego kochałeś
odszedł… tak niespodziewanie – nawet do końca nie wiesz kiedy. Myślisz o nim, o
wspólnie spędzonych chwilach i zastanawiasz się – dlaczego tak szybko? Dlaczego
akurat on? Na te pytania chyba nie znałam odpowiedzi… gnębiły mnie często, aż
za często.
Przez te wszystkie rozmyślania nie zauważyłam nawet,
kiedy samochód zatrzymał się. Poczułam po chwili, że ktoś łapie mnie za rękę. Była
to Julka. Popatrzyłam na nią, ale nie zdobyłam się na uśmiech, który ona mi
podarowała. Powoli wysiadłam z auta i miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę lub
zemdleję.
- idziemy? – pytał niepewnie Kuba patrząc na mnie.
- czekajcie… Patryk i Klaudia tam idą – odparła Julka.
Wszyscy wtedy odwrócili się, aby ich przywitać – oprócz
mnie. Ja pozostałam w bez ruchu, zapatrzyłam się, ale nie na byle co. Zobaczyłam
dwójkę małych dzieci. Był to chłopczyk i dziewczynka. Wyglądali tak, jakby
wyskoczyli z jakiejś bajki. Patrzyłam na nich cały czas… byli mali,
uśmiechnięci i tacy szczęśliwi… nie wiedzą przecież, co czeka ich za
kilkanaście lat. Może będzie się im układało, a może coś potoczy się źle… nie
życzę im tego. Oni sami dokonają przecież wyboru… Nie wiem ile czasu minęło,
ale ktoś położył mi w pewnym momencie rękę na ramieniu. Był to Wiktor. Stanął obok
mnie i zaczął przyglądać się siedzącym teraz na ławce maluchom.
- znam tą dziewczynkę.
- znasz?
- tak. Nie pamiętam do końca skąd, ale wiele razy
już ją tutaj spotykałem. Ten chłopczyk… to jej najlepszy przyjaciel – jedynie on
przy niej został. Ona jest chora.
To co teraz usłyszałam z ust mojego chłopaka
doprowadziło mnie do tego, że ledwo utrzymałam się na nogach. Już teraz miałam
ochotę do nich podejść i powiedzieć temu małemu chłopczykowi, żeby zbytnio się
nie przywiązywał, bo potem może mu być bardzo, bardzo ciężko…
Kiedy minęło 10 minut wszyscy razem weszliśmy do
kościoła. Usiedliśmy w jednej podłużnej ławce. Patrzyłam na ołtarz, słuchałam i
nie miałam siły na nic więcej… po chwili mój stan pogorszył się jeszcze
bardziej.
- Msza Święta ofiarowana jest za Dawida Kramarczyka
w drugi miesiąc po śmierci.
Kiedy kapłan mówił to, poczułam jak serce zaczyna mi
szybciej bić. Poczułam dziwne ukłucie i ból. Łza spłynęła mi po policzku, ale
nie poddawałam się.
Po kościele wszyscy chcieli być razem ze mną. Ja jednak
byłam stanowcza. Postanowiłam teraz pobyć sama. Prosto z kościoła ulicami
Krakowa udałam się do parku. Usiadłam na ławce, ale nie na byle jakiej… na tej
ławce jeszcze w tamtym roku siedziałam razem z Dawidem. Zamknęłam oczy i
poczułam podmuch lekkiego wiatru, poczułam jesień. Zobaczyłam dzień, w którym
zadzwonił Dawid i powiedział, że chcę się ze mną spotkać. Nienawidziłam go, ale
równocześnie kochałam. Dał mi „bukiet kwiatów”, co tak naprawdę nie było
bukietem. Były to zwykłe, małe kwiatuszki polne, ale takie właśnie kochałam
najbardziej. Nie potrzebowałam bukietu róż – chłopak dobrze o tym wiedział. Pamiętam
doskonale, co czułam w tamtym momencie. Serce waliło mi jak opętane, płakałam
jak opętana, kiedy Dawid powiedział, to czego nie chciałam usłyszeć. Moje życie
w jednej sekundzie przewróciło się do góry nogami. Już wtedy wiedziałam, że go
tracę. Nie odpuściłam… nie potrafiłam. To, co mną kierowało było zbyt potężne,
aby tak po prostu odejść. Miłość, która w dzisiejszych czasach nie jest już
podobno taka jak kiedyś – tak mówią tylko ci, którzy prawdziwej miłości nie
poznali… Ci, którzy ją znają muszą być naprawdę szczęśliwi…
Kiedy tak siedziałam, przypomniałam sobie też dokładnie,
co mówiła mi moja babcia, kiedy jeszcze byłam mała – „Ktoś mądry, ale nie
pamiętam kto wnusiu… powiedział, że kiedy człowiek się rodzi - z nieba spada
dusza. Jedna jej część trafia do mężczyzny, druga zaś do kobiety… wiesz więc na
czym polega sens życia? Polega na tym, żeby znaleźć tą drugą połowę – połowę własnej
duszy.”
_____________________________________________
Jutro moje 14-naste urodzinki. Cieszę się, cieszę
się, cieszę się<3 :]
Śliczne,jak zawsze<3 Sto lat Monia!;*
OdpowiedzUsuń:***************
UsuńKocham Cię za to, że piszesz dla nas. <333 O i najlepszego. ;** ;D
OdpowiedzUsuń