czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 98


*z perspektywy Oli.
W tym tygodniu sobota była dosyć nietypowa. Kiedy rano wstałam wiedziałam co mnie czeka. Z rana dzień wyglądał normalnie. Wstałam około godziny 9. Zjadłam na śniadanie tosty, ogarnęłam się, ubrałam. Potem razem z mamą posprzątałyśmy cały dom. We dwójkę zeszło nam znacznie szybciej. O godzinie 13, zjadłam obiad. Nie wiem czy w ogóle można nazwać to „jedzeniem.” Miałam wrażenie, że każdy gryz utyka mi gdzieś w gardle. Czułam się okropnie. Do oczu łzy same mi się cisnęły i po kilku minutach nie byłam w stanie już nic powiedzieć. Starałam się jednak opanować. Próbowałam być silna, chociaż przez chwilę.
Po upływie dosyć długiego czasu zadzwonił dzwonek do drzwi. Była to Julka, Kuba i Wiktor. Byli ubrani inaczej niż zwykle, ja z resztą też. Od kilku godzin zaczęłam znowu inaczej na wszystko patrzeć. Wydawało mi się, że świat od nowa staje się szary. Miałam wrażenie, że wszystko co mnie otacza odwraca się przeciwko mnie. Nienawidziłam takich dni, godzin, sytuacji… nienawidziłam tego uczucia – było okropne. Jednakże w dalszym ciągu powtarzałam sobie jedno – „wytrzymam.” Z tym słowem w głowie funkcjonowałam przez praktycznie cały dzień. Co chwilę jednak nachodziły mnie momenty, kiedy miałam ochotę wybuchnąć płaczem, zostać sama i wszystko od nowa sobie przemyśleć.
Ostatni raz przeglądnęłam się w lustrze. Potem chwyciłam już tylko za klamkę i udałam się w stronę przyjaciół. Przywitaliśmy się, a potem wsiedliśmy do samochodu. Moi rodzice mieli wyjechać trochę później. Siedziałam i nie odzywałam się – jak każdy teraz. Patrzyłam za szybę ze łzami w oczach. Wydawało mi się, że to wszystko traci sens. Nachodziły mnie również momenty, kiedy myślałam, że mam przy sobie najlepszych przyjaciół, kochającą rodzinę, znajomych, wspaniałego chłopaka… czasami jednak to nie wystarcza, bo brak jednej osoby potrafi przesłonić to wszystko. Człowiek, którego kochałeś odszedł… tak niespodziewanie – nawet do końca nie wiesz kiedy. Myślisz o nim, o wspólnie spędzonych chwilach i zastanawiasz się – dlaczego tak szybko? Dlaczego akurat on? Na te pytania chyba nie znałam odpowiedzi… gnębiły mnie często, aż za często.
Przez te wszystkie rozmyślania nie zauważyłam nawet, kiedy samochód zatrzymał się. Poczułam po chwili, że ktoś łapie mnie za rękę. Była to Julka. Popatrzyłam na nią, ale nie zdobyłam się na uśmiech, który ona mi podarowała. Powoli wysiadłam z auta i miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę lub zemdleję.
- idziemy? – pytał niepewnie Kuba patrząc na mnie.
- czekajcie… Patryk i Klaudia tam idą – odparła Julka.
Wszyscy wtedy odwrócili się, aby ich przywitać – oprócz mnie. Ja pozostałam w bez ruchu, zapatrzyłam się, ale nie na byle co. Zobaczyłam dwójkę małych dzieci. Był to chłopczyk i dziewczynka. Wyglądali tak, jakby wyskoczyli z jakiejś bajki. Patrzyłam na nich cały czas… byli mali, uśmiechnięci i tacy szczęśliwi… nie wiedzą przecież, co czeka ich za kilkanaście lat. Może będzie się im układało, a może coś potoczy się źle… nie życzę im tego. Oni sami dokonają przecież wyboru… Nie wiem ile czasu minęło, ale ktoś położył mi w pewnym momencie rękę na ramieniu. Był to Wiktor. Stanął obok mnie i zaczął przyglądać się siedzącym teraz na ławce maluchom.
- znam tą dziewczynkę.
- znasz?
- tak. Nie pamiętam do końca skąd, ale wiele razy już ją tutaj spotykałem. Ten chłopczyk… to jej najlepszy przyjaciel – jedynie on przy niej został. Ona jest chora.
To co teraz usłyszałam z ust mojego chłopaka doprowadziło mnie do tego, że ledwo utrzymałam się na nogach. Już teraz miałam ochotę do nich podejść i powiedzieć temu małemu chłopczykowi, żeby zbytnio się nie przywiązywał, bo potem może mu być bardzo, bardzo ciężko…
Kiedy minęło 10 minut wszyscy razem weszliśmy do kościoła. Usiedliśmy w jednej podłużnej ławce. Patrzyłam na ołtarz, słuchałam i nie miałam siły na nic więcej… po chwili mój stan pogorszył się jeszcze bardziej.
- Msza Święta ofiarowana jest za Dawida Kramarczyka w drugi miesiąc po śmierci.
Kiedy kapłan mówił to, poczułam jak serce zaczyna mi szybciej bić. Poczułam dziwne ukłucie i ból. Łza spłynęła mi po policzku, ale nie poddawałam się.
Po kościele wszyscy chcieli być razem ze mną. Ja jednak byłam stanowcza. Postanowiłam teraz pobyć sama. Prosto z kościoła ulicami Krakowa udałam się do parku. Usiadłam na ławce, ale nie na byle jakiej… na tej ławce jeszcze w tamtym roku siedziałam razem z Dawidem. Zamknęłam oczy i poczułam podmuch lekkiego wiatru, poczułam jesień. Zobaczyłam dzień, w którym zadzwonił Dawid i powiedział, że chcę się ze mną spotkać. Nienawidziłam go, ale równocześnie kochałam. Dał mi „bukiet kwiatów”, co tak naprawdę nie było bukietem. Były to zwykłe, małe kwiatuszki polne, ale takie właśnie kochałam najbardziej. Nie potrzebowałam bukietu róż – chłopak dobrze o tym wiedział. Pamiętam doskonale, co czułam w tamtym momencie. Serce waliło mi jak opętane, płakałam jak opętana, kiedy Dawid powiedział, to czego nie chciałam usłyszeć. Moje życie w jednej sekundzie przewróciło się do góry nogami. Już wtedy wiedziałam, że go tracę. Nie odpuściłam… nie potrafiłam. To, co mną kierowało było zbyt potężne, aby tak po prostu odejść. Miłość, która w dzisiejszych czasach nie jest już podobno taka jak kiedyś – tak mówią tylko ci, którzy prawdziwej miłości nie poznali… Ci, którzy ją znają muszą być naprawdę szczęśliwi…
Kiedy tak siedziałam, przypomniałam sobie też dokładnie, co mówiła mi moja babcia, kiedy jeszcze byłam mała – „Ktoś mądry, ale nie pamiętam kto wnusiu… powiedział, że kiedy człowiek się rodzi - z nieba spada dusza. Jedna jej część trafia do mężczyzny, druga zaś do kobiety… wiesz więc na czym polega sens życia? Polega na tym, żeby znaleźć tą drugą połowę – połowę własnej duszy.”
_____________________________________________
Jutro moje 14-naste urodzinki. Cieszę się, cieszę się, cieszę się<3 :]


3 komentarze:

  1. Śliczne,jak zawsze<3 Sto lat Monia!;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Cię za to, że piszesz dla nas. <333 O i najlepszego. ;** ;D

    OdpowiedzUsuń