sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 94

*z perspektywy Oli.
Kiedy obudziłam się rano, ledwo żyłam. Byłam okropnie zmęczona, chociaż nie miałam do tego zbytnio powodów. Przetarłam oczy i zerknęłam na zegarek, który wskazywał godzinę 7:21. Zerwałam się na równe nogi, wbiegłam do kuchni zastanawiając się, jak mogłam zaspać. Wsypałam do miski płatki, potem zalałam je mlekiem, które również wylądowało na stole. Zjadłam kilkanaście łyżek, poszłam się ubierać, myć, nałożyć delikatny makijaż, aż w końcu o godzinie 7:43 byłam gotowa. Wybiegłam z domu i szybkim krokiem wędrowałam do szkoły. Na szczęście zdążyłam, a w szatni zostałam szybko przywitana przez Julkę i Patryka. Zaczęliśmy rozmawiać trochę o wczorajszym dniu, a także o innych sprawach.
*z perspektywy Kuby.
Miałem dzisiaj wolne, więc leniuchowałem w domu z Mateuszem. Cały czas musiałem mieć na niego oko, bo jak to małe dziecko mógł sobie coś zrobić w przeciągu kilku sekund. Pilnowanie go zaczęło mnie nudzić, ale innego wyjścia nie miałem.  Postanowiłem, że oglądnę z nim jakąś bajkę, bo nie mieliśmy już nic innego do roboty.
Po upływie 20 minut zadzwonił dzwonek do drzwi. Wstałem niechętnie i udałem się, aby je otworzyć. Był to listonosz. Przekazał mi parę listów, a potem odszedł. Jeden z nich był od Madzi (siostry). Usiadłem z powrotem obok brata i otworzyłem go.
„Cześć Kochani! Nie mam pojęcia czemu piszę list, a po prostu nie zadzwonię. Naszła mnie taka dziwna ochota, żeby sięgnąć po kartkę i długopis, więc to robię. Tęsknie za Wami, ale pewnie niedługo się zobaczymy. Mam nadzieję, że u Was wszystko jest ok. Nie wiem czemu, ale ostatnio bardzo często myślę o tacie - co raz bardziej zaczyna mi go brakować. Nie jest mi łatwo, Wam również… to co teraz piszę nie jest chyba jednak listem, bo jest za krótkie, ale nie wiem jak to inaczej określić. Niedługo do Was wpadniemy i może zostaniemy na kilka dni. Kocham Was, pozdrówcie Julkę, Wiktora i wszystkich, wszystkich, wszystkich. Do zobaczenia, całuski!”
Czytając to uśmiechałem się sam do siebie. Również tęskniłem za siostrą, chociaż kiedy mieszkała jeszcze z nami marzyłem o tym, żeby w końcu się wyprowadziła. W końcu rodzeństwo, jak to rodzeństwo… dokucza sobie, ma siebie dość, ale i tak na dłuższą metę by bez siebie nie wytrzymało.
Wieczorem przyjechała do nas Julka oraz jej rodzice i Oskar. Wszyscy zjedliśmy kolację, a potem rozmawialiśmy. Po około godzinie razem z Julką wyszliśmy na zewnątrz i udaliśmy się do drugiego domu, do domku na drzewie.
- nie zejdę stąd potem, będziesz  mnie łapał, zobaczysz! – mówiła dziewczyna, kiedy wchodziliśmy na górę.
- jest śnieg, będziesz miała miękkie lądowanie. Nie martw się! – odpowiedziałem jej, roześmiany.
Kiedy znajdowaliśmy się już w środku początkowo patrzyliśmy przez małe okienka na zewnątrz. Potem położyliśmy się na niewielkim dywanie, który był tam rozłożony. Mieliśmy głowy obok siebie i patrzyliśmy w niebo. Nie… domek nie był „dziurawy”, a miał dosyć dużą dziurę w dachu, którą w każdym momencie można było zakryć.
*z perspektywy Julki.
- widzisz? – mówił chłopak.
- hmm?
- tam. – powiedziałam i wskazałam palcem.
- Julka…
- tak?
- myślałem ostatnio o tym co będzie… koniec szkoły, studia i te sprawy. Nie chcę się rozdzielać, nie wytrzymałbym tego.
Wtedy podparł się na łokciach, zaczął patrzeć mi w oczy i odgarniać delikatnie włosy.
- nigdy nie będziemy osobno Kuba… nigdy, za bardzo Cię kocham.
Wtedy chłopak momentalnie schylił się nade mną i pocałował mnie.
______________________________________
LINK  tak mi się skojarzyło <3

5 komentarzy: