Cała zapłakana
wyszłam z przyjaciółką z domu. Stanęłyśmy na chodniku, a za chwilę Ola złapała
mnie za rękę i szłyśmy w kierunku miejsca, gdzie wszystko się zdarzyło. Była
godzina 21, a na zewnątrz przeraźliwie zimno. Szłyśmy dobrą chwilę, ale w końcu
trafiłyśmy do celu. Byłoby tam całkowicie ciemno, gdyby nie latarnia, która znajdowała
się tuż nad nami. Stanęłyśmy i zaczęłyśmy patrzeć na śnieg, na drzewo stojące
tuż obok, na ławkę… nie było nic. Policja wszystkie ślady już zebrała.
- co my możemy
zrobić? Nic… - powiedziałam.
- chodźmy tam.
– odrzekła Ola, jakby w ogóle nie usłyszała moich słów. Wskazała natomiast ręką
na pewną wąską uliczkę.
Było mi
okropnie zimno, dłonie mi drętwiały. Miałam dość tego całego syfu… Maszerowałyśmy
tą ulicą, która znajdowała się pomiędzy dwoma kamienicami. W pewnym momencie
doszłyśmy do jakiegoś muru. Obok znajdowały się jakieś pudełka, na których
można było swobodnie stanąć czy usiąść… Ja usiadłam i podparłam się na rękach.
- a teraz
gdzie? – zapytałam cicho.
- nie wiem… nie
mam pojęcia…
- po co tu w
ogóle przychodziłyśmy.
- po co? Julka!
Pamiętasz co mówiłam w domu… obiecywałam, że go znajdziemy, że ci pomogę.
Obiecywałam, więc słowa dotrzymam, choćby nie wiem co!
Nie
odpowiedziałam nic przyjaciółce. Ja po
prostu straciłam już nadzieję…
W pewnym
momencie wstałam i wdrapałam się na jedno ze stojących pudełek. Zaczęłam się
rozglądać… Zobaczyłam las z lewej i prawej strony. Na środku było pusto,
ciemno, przeraźliwie… gdzieś daleko była tylko jedna lampa, która jednak dawała
dużo światła. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Poczułam na twarzy chłodny
wiatr i zamknęłam oczy. Chciałam na minutę o wszystkim zapomnieć, próbowałam. W
końcu otworzyłam oczy… wtedy wszystko wróciło. Ponownie zaczęłam patrzeć w głąb
lasu, na wszystkie drzewa. Moja głowa obracała się w jedną stronę, potem w
drugą. Tak w kółko… W pewnym momencie mój wzrok zatrzymał się. Zauważyłam jakiś
mały punkt… coś się poruszało. Było to daleko, ale widziałam. To człowiek! Coś
we mnie wzdrygnęło. Ten ktoś nie szedł… trudno określić to co robił… czołgał
się po śniegu? Nagle jakby serce zatrzymało się… przestałam oddychać. Zrobiło
mi się okropnie gorąco. Wytrzeszczyłam oczy! Zaczęłam krzyczeć, piszczeć!
- Julka… co się
dzieje?!
- Kuba! Tam!
Krzyczałam jeszcze
głośniej! W końcu przeskoczyłam mur i zaczęłam biec przed siebie. Dawałam teraz
z siebie wszystko. Przewracałam się, ale wstawałam. Miałam teraz po co biec i
gdzie.
- Julka czekaj!
Stój! – słyszałam głos Oli z tyłu. Nie zatrzymałam się…
Od chłopaka
dzieliło mnie już kilka metrów. W pewnym momencie stanęłam. Upadłam na śnieg. Popatrzyłam
przed siebie.
- Kuba…? –
odparłam z niedowierzaniem.
Wyglądał
okropnie! Był cały brudny, pokaleczony.
Podeszłam do
niego i złapałam za rękę. On popatrzył na mnie… nic nie mówił. Oczy kleiły się
mu.
- Kuba powiedz
coś! – zaczęłam krzyczeć. – Ola dzwoń po pogotowie!
Kiedy kolejne cześci..?
OdpowiedzUsuńjuż są! :Dx
OdpowiedzUsuń