sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 43

*z perspektywy Julki.
Cała zapłakana wyszłam z przyjaciółką z domu. Stanęłyśmy na chodniku, a za chwilę Ola złapała mnie za rękę i szłyśmy w kierunku miejsca, gdzie wszystko się zdarzyło. Była godzina 21, a na zewnątrz przeraźliwie zimno. Szłyśmy dobrą chwilę, ale w końcu trafiłyśmy do celu. Byłoby tam całkowicie ciemno, gdyby nie latarnia, która znajdowała się tuż nad nami. Stanęłyśmy i zaczęłyśmy patrzeć na śnieg, na drzewo stojące tuż obok, na ławkę… nie było nic. Policja wszystkie ślady już zebrała.
- co my możemy zrobić? Nic… - powiedziałam.
- chodźmy tam. – odrzekła Ola, jakby w ogóle nie usłyszała moich słów. Wskazała natomiast ręką na pewną wąską uliczkę.
Było mi okropnie zimno, dłonie mi drętwiały. Miałam dość tego całego syfu… Maszerowałyśmy tą ulicą, która znajdowała się pomiędzy dwoma kamienicami. W pewnym momencie doszłyśmy do jakiegoś muru. Obok znajdowały się jakieś pudełka, na których można było swobodnie stanąć czy usiąść… Ja usiadłam i podparłam się na rękach.
- a teraz gdzie? – zapytałam cicho.
- nie wiem… nie mam pojęcia…
- po co tu w ogóle przychodziłyśmy.
- po co? Julka! Pamiętasz co mówiłam w domu… obiecywałam, że go znajdziemy, że ci pomogę. Obiecywałam, więc słowa dotrzymam, choćby nie wiem co!
Nie odpowiedziałam nic przyjaciółce.  Ja po prostu straciłam już nadzieję…
W pewnym momencie wstałam i wdrapałam się na jedno ze stojących pudełek. Zaczęłam się rozglądać… Zobaczyłam las z lewej i prawej strony. Na środku było pusto, ciemno, przeraźliwie… gdzieś daleko była tylko jedna lampa, która jednak dawała dużo światła. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Poczułam na twarzy chłodny wiatr i zamknęłam oczy. Chciałam na minutę o wszystkim zapomnieć, próbowałam. W końcu otworzyłam oczy… wtedy wszystko wróciło. Ponownie zaczęłam patrzeć w głąb lasu, na wszystkie drzewa. Moja głowa obracała się w jedną stronę, potem w drugą. Tak w kółko… W pewnym momencie mój wzrok zatrzymał się. Zauważyłam jakiś mały punkt… coś się poruszało. Było to daleko, ale widziałam. To człowiek! Coś we mnie wzdrygnęło. Ten ktoś nie szedł… trudno określić to co robił… czołgał się po śniegu? Nagle jakby serce zatrzymało się… przestałam oddychać. Zrobiło mi się okropnie gorąco. Wytrzeszczyłam oczy! Zaczęłam krzyczeć, piszczeć!
- Julka… co się dzieje?!
- Kuba! Tam!
Krzyczałam jeszcze głośniej! W końcu przeskoczyłam mur i zaczęłam biec przed siebie. Dawałam teraz z siebie wszystko. Przewracałam się, ale wstawałam. Miałam teraz po co biec i gdzie.
- Julka czekaj! Stój! – słyszałam głos Oli z tyłu. Nie zatrzymałam się…
Od chłopaka dzieliło mnie już kilka metrów. W pewnym momencie stanęłam. Upadłam na śnieg. Popatrzyłam przed siebie.
- Kuba…? – odparłam z niedowierzaniem.
Wyglądał okropnie! Był cały brudny, pokaleczony.
Podeszłam do niego i złapałam za rękę. On popatrzył na mnie… nic nie mówił. Oczy kleiły się mu.
- Kuba powiedz coś! – zaczęłam krzyczeć. – Ola dzwoń po pogotowie!

2 komentarze: