środa, 26 grudnia 2012

Rozdział 57


*Z perspektywy Oli.
- hej Ola, tu Wiktor. - kiedy to usłyszałam troszkę się zdziwiłam.
- oo, hej. Co tam?
- dobrze... I dzwonię do Ciebie, bo chciałem się spotkać i o coś zapytać.
- ale to nic strasznego? - zapytałam i cicho się zaśmiałam.
- nie, nie. Myślę, to znaczy... Mam nadzieję, że się ucieszysz i będziesz chętna. 
- też mam taką nadzieję.
- noto cóż. Za godzinę ww... Gdzie? 
- hm, a może w tej kaw... 
- tak! Dobry pomysł, czyli w tej kawiarni za godzinę. To papa.
Koniec rozmowy był troszkę dziwny, ale miałam się przynajmniej z czego pośmiać.
Zastanawiałam się teraz o co chodzi, ale w rezultacie postanowiłam zadzwonić do Julki...
Z rozmowy z nią wywnioskowałam tyle, że ona już o tym czymś wie. 
Po paru minutach do domu wróciła mama.
- kochanie, jedziemy na ferie do cioci…
- mamo ja nie chcę tam jechać!
- Ola, musimy. Ciocia źle się czuję, a nie ma nikogo oprócz nas. - mówiła dalej mama.
- tak? Źle się czuje? A jak ja wtedy potrzebowałam pomocy? Ona totalnie mnie olała. Było jej wszystko jedne czy zginę czy nie. Jedynie wujek wyciągnął pomocną dłoń. Nie jadę tam i nie zmusisz mnie. Pozdrów ją ode mnie i to tyle w tym temacie. - powiedziałam szybko i pobiegłam do swojego pokoju. Zaraz potem rozległo się pukanie do drzwi, ponownie zobaczyłam mamę.
- mam jechać sama?
- nie wiem. Może tata będzie chciał. - odparłam ze szczyptą złości w głosie.
- Olka, nie będę cię zmuszać. Jeżeli nie chcesz jechać to nie pojedziesz. Po prostu oczekiwałam na pomoc z twojej strony.
-mamo, przepraszam cię, ale ja naprawdę nie chce tam wracać!
- rozumiem... Nie denerwuj się. Pojadę sama, chociaż na pare dni. 
- ja wychodzę, pa. - wstałam z łóżka, założyłam szybko buty i kurtkę, a potem wybiegłam na zewnątrz.
Kierowałam się teraz w kierunku kawiarenki spokojnym krokiem. Dalej byłam zdenerwowana przez tą rozmowę. Mam jechać do cioci, przez którą kiedyś prawie utonęłam? Nie, dziękuję...
Byłam już blisko, jeszcze jakieś 3 minuty drogi. Szłam prosto patrząc przed siebie. Ktoś szedł z nad przeciwka, więc skierowałam mój wzrok gdzie indziej. Zauważyłam jednak, że nieznajomy mężczyzna uśmiechnął się do mnie, a kiedy się odwróciłam puścił mi oczko z czego miałam ubaw.
Po chwili stałam już przed drzwiami. Zobaczyłam w szybie odbicie moje i... Wiktora. Stanął obok mnie i otworzył drzwi, co skomentował krótkim "proszę."
ściągnęliśmy kurtki i usiedliśmy przy jednym ze stolików. Złożyliśmy zamówienie i czekaliśmy, a dopiero potem mieliśmy przejść do rozmowy.
Po około 7 minutach podszedł do nas kelner z zamówioną kawą i gorącą czekoladą. Popatrzył na mnie czarującym wzrokiem i strzelił uśmiech. Widząc to, nieświadomie odwzajemniłam.
- noto może... Przejedźmy do rzeczy.
- słucham cię. - powiedziałam i zaczęłam rozglądać się dookoła. 
Zauważyłam dwóch nastolatków, gdzieś w moim wieku. Oni również dostrzegli mnie i zaczęli rozmawiać między sobą ciągle na mnie spoglądając. Zaśmiałam się i sięgnęłam po kawę.
- Ola... Słuchasz mnie? - spojrzałam wtedy dziwnie na Wiktora. - fajnie... – dodał.
- przepraszam, ale no... Zamyśliłam się.
- tak, zamyśliłaś się patrząc na dwóch kolesi siedzących za nami tak? - chłopak nie uzyskał odpowiedzi, gdyż znowu nawiązałam kontakt wzrokowy z tamtymi. - wiesz co? Ja może nie będę ci przeszkadzał, baw się dobrze. 
Wtedy szybko wstał z miejsca i wyszedł. O jego zniknięciu zorientowałam się dopiero wtedy, gdy zobaczyłam go idącego zza szyby.
Nie zastanawiając się zerwałam się z miejsca, wzięłam kurtkę i zaczęłam biec za Wiktorem. Szedł niezbyt szybko, jakby chciał, żebym go dogoniła. Złapałam go teraz za rękaw i prawie zaczęłam coś mówić, kiedy nagle zza kaptura wyłoniła się twarz obcego chłopaka.
- przepraszam... Pomyliłam cię z kimś. - powiedziałam załamana. Stanęłam teraz i zaczęłam rozglądać się dookoła. Nie widziałam go nigdzie. Wkurzyłam się teraz sama na siebie i nie wiedziałam czemu go olałam. Sięgnęłam do kieszeni po telefon i zadzwoniłam.
Dźwięk komórki zdradził jego położenie. Stał oparty o ścianę i wpatrywał się w ziemię w ogóle nie zwracając uwagi na mnie i na telefon.
- Wiktor... Przepraszam cię, ale to, no... Nie chciałam, żeby tak wyszło.
- nie, to ja przepraszam, że cię tu ściągnąłem. Chociaż... Dla ciebie było chyba bardzo miło. Życzę powodzenia, a ja muszę iść wybacz.
- ej! Co ty w ogóle gadasz?! - zapytałam i zaczęłam za nim dreptać, a on w pewnym momencie odwrócił się tak, że dzieliły nas teraz milimetry. Popatrzył mi prosto w oczy. Dopiero teraz zobaczyłam ich pełną moc. Były naprawdę magiczne.
- nie będę już ani tobie, ani sobie zabierał czasu. Zapytaj Julki, ona wie... - powiedział cicho z rezygnacją i smutkiem w głosie. Odwrócił się i odszedł.
Ja podniosłam głowę do góry i poczułam łzę, która powoli spływała. Patrzyłam na Wiktora jak idzie. Kiedy znikł mi z oczu, łza opadła z policzka...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz