*z perspektywy Wiktorii.
Obudziłam się. Nie otworzyłam oczu. Zaczęłam myśleć
i miałam nadzieję, że jeszcze zasnę. Przewróciłam się na drugi bok. Zobaczyłam
obok siebie Maksa. Spał. Oddychał powoli i jakby się uśmiechał. Nie chciałam go
budzić, więc leżałam cicho. Po chwili znowu udało mi się zasnąć.
Kiedy po raz drugi otworzyłam oczy, chłopaka już nie
było. Zaczęłam się wiercić. Zegarek wskazywał 10:30. Była sobota, ale mimo tego
stwierdziłam, że powinnam już wstać. Z wielką niechęcią usiadłam i położyłam
stopy na dywanie. Powoli ubrałam pantofle i już wstałam, kiedy do pokoju wszedł
Maks.
- O nie, nie. Sio z powrotem do łóżka – powiedział,
trzymając w rękach tackę pełną jedzenia.
- Ale… - chyba nie wierzyłam w to, co widzę.
- Nie ma żadnego „ale”, wracaj.
Usiadł obok mnie i uśmiechnął się szeroko.
- Jesteś kochany – odrzekłam i pocałowałam go.
- Dobra, teraz jemy.
My, jak to my, musieliśmy coś ubrudzić. Pościel
nadawała się tylko do prania, bo wylądował na niej sok pomarańczowy oraz
nutella.
- Pasowałoby w końcu wstać, nie sądzisz?
- Po co? – spytał bawiąc się moimi włosami.
- Trzeba tu trochę posprzątać.
- Dzisiaj akurat to nie jest konieczne.
- Jak nie, jak tak?
- Nie, dzisiaj nie.
- Maks…
- Kocham cię – szepnął mi do ucha, próbując mnie
zatrzymać w łóżku.
Podniosłam się z bananem na twarzy.
- Wstajemy.
- Tak, masz rację, wstajemy.
Wyszliśmy spod kołdry. Chłopak poszedł do toalety, a
ja zaczęłam ścielić łóżko. Promienie słońca, które poraziły mnie, przerwały mi
w wykonywaniu tej czynności.
Podeszłam do okna i oparłam się o parapet. Po chwili
wyszłam na balkon. Zobaczyłam i usłyszałam, jak małe dzieci bawią się w
piaskownicy. Był tam mały chłopczyk i dziewczynka, którzy ciągle za sobą
chodzili. Uśmiechnęłam się. Przecież tak samo zaczynaliśmy z Maksem. Jako małe
dzieci, aż do teraz…
Popatrzyłam w niebo. Poczułam ciepło na twarzy.
Zaczęłam myśleć o wszystkim, co do tej pory się wydarzyło.
Miałam ochotę uklęknąć. Uklęknąć i podziękować Bogu
za to, że udało mi się skończyć liceum, napisać maturę, dostać się na studia i
je skończyć. To wszystko było tak piękne, wręcz baśniowe.
Na tym etapie skończyłam swoje rozmyślania i
wróciłam do pokoju.
Kilka minut potem pojawił się Maks. Wyszczerzył się
wycierając włosy w ręcznik.
- Ogarnij się, bo potem wychodzimy.
- Gdzie? – zdziwiłam się.
- Niespodzianka.
- Co ty kombinujesz?
Nie odpowiedział. Wskazał mi tylko ręką drzwi do
łazienki.
- Zabiję cię kiedyś.
Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam delikatny makijaż,
ubrałam się. Byłam gotowa.
- To kiedy wychodzimy?
- Koło 19.
- Dopiero? – skrzywiłam się.
- Tak, dopiero. Teraz jeszcze muszę lecieć coś
załatwić, wrócę koło 14 i… zobaczymy, co potem.
Maks wyszedł, a ja postanowiłam zadzwonić do
Martyny. Przyszła do mnie i wypiłyśmy wspólną kawę. Cały czas miałam z nią
świetny kontakt. Uwielbiałam ją. Była moją najbliższą i najlepszą przyjaciółką,
zaraz po mamie, o której również nie mogłam zapomnieć.
Chłopaka jeszcze nie było, więc zadzwoniłam do niej.
Odebrała i jak zawsze powitała mnie radosnym głosem:
- Wiktoria, skarbie!
- Mamuś…
- Kiedy przyjedziecie? Widzieliśmy się…
- 2 dni temu – dokończyłam za nią i zaśmiałam się.
- No popatrz, a ja już tęsknię.
Rozmawiałam z mamą jakoś 15 minut, załapałam się też
na tatę i Szymka. Brakowało mi ich oraz świadomości, że są tuż za ścianą.
Wiedziałam jednak, że zawsze mogę na nich liczyć. Kochałam ich najmocniej na
świecie. Udało mi się dodzwonić również do babci i dziadka, no i drugiej babci.
Z nimi też miałam świetny kontakt. Oni starzeli się coraz bardziej, a ja nie
mogłam się z tym pogodzić. Chciałam, żeby zawsze przy mnie byli.
Połowa dnia zleciała bardzo szybko. Sama nie wiem,
co robiłam. Po 18 przygotowałam się do wyjścia z domu. Maks dalej mi nie zdradził
żadnego szczegółu. W końcu wsiedliśmy do auta. Chłopak popatrzył na mnie i
zaśmiał się, wyciągając zza siebie czarną apaszkę.
- Ty chyba zwariowałeś.
- Musisz to założyć, inaczej plan nie wypali.
- Ale… jak ja z tym będę wyglądać? Ludzie będą
patrzyli i co…
- Niech patrzą – odpowiedział obojętnie i zabrał się
za wiązanie.
- Chyba już mówiłam, że cię kiedyś zabiję, prawda?
- Już tysiąc razy.
Jechaliśmy. Nie miałam pojęcia dokąd. Straciłam
nawet poczucie czasu, ale 15 minut minęło na pewno. Poczułam, jak auto zwalnia
i zatrzymuje się.
- Jesteśmy – odparł Maks.
- Czyli mogę już…
- Nie! – krzyknął i przytrzymał mi ręce.
- Ok., ok.
Pomógł mi wysiąść z samochodu. Szliśmy chyba jakąś
drogą. Ale gdzie? Chciałam się już dowiedzieć. Po kilku minutach stanęliśmy.
- Zaraz się dowiesz, gdzie jesteśmy – wymamrotał i
pocałował mnie delikatnie w czubek nosa.
- Mam taką nadzieję.
Po tych słowach poczułam, jak Maks chwyta mnie i
bierze na ręce. Zaczęłam się śmiać i poczułam na twarzy ostatnie promienie
zachodzącego powoli słońca. Biegliśmy. Do czasu… Nagle poczułam, że nikt mnie
nie trzyma, jakbym leciała… Faktycznie tak było. Razem z chłopakiem wpadliśmy
do wody.
- Zabiję! – krzyknęłam wynurzając się i łapiąc
powietrze.
Maks podpłynął do mnie i popatrzył mi prosto w oczy
z wielką powagą. Zanim zdążyłam się zorientować gdzie jesteśmy, delikatnie
dotknął moich ust, pocałował mnie tak, jak nigdy dotąd. Był inny, był spokojny
i z rozwagą wykonywał każdy kolejny ruch.
- Już wiesz gdzie jesteśmy? – spytał po chwili.
Spuściłam wzrok z niego i rozejrzałam się dookoła.
- O matko – szepnęłam i nie mogłam uwierzyć własnym
oczom. – Przecież…
- Tak…
- Nasze jezioro…
- Stwierdziłem, że ci się spodoba. Nie byliśmy tu…
sporo czasu, a przecież wiele się tu wydarzyło, to nasze miejsce.
- Dziękuję. Kompletnie o tym zapomniałam, jak w
ogóle mogłam…
Po tej jakże przyjemnej kąpieli, usiedliśmy na kocu
i robiliśmy przeróżne rzeczy. Oglądaliśmy film, patrzyliśmy w gwiazdy,
śpiewaliśmy, wygłupialiśmy się. Było tak jak dawniej, jak byliśmy nastolatkami.
***
Wiktoria stała na pomoście i patrzyła w wodę. Było
coraz ciemniej. Światło dawały tylko świeczki porozkładane wszędzie przez
Maksa. Siedział na kocu i patrzył na nią. W końcu sam wstał. Powoli i po cichu
podszedł do niej. Ona nawet nie odwróciła się, więc postanowił wykorzystać ten
moment. Odsunął się trochę, po czym uklęknął. Trzęsącą się ręką wyciągnął z
kieszeni małe pudełeczko. Wiktoria nie miała pojęcia, co za chwilę się stanie,
co usłyszy i jakiego wyboru będzie musiała dokonać.
Maks czuł się tak, jakby zaraz miał zemdleć i wpaść
do wody. Dlatego też próbował zmienić w jakiś sposób pozycję, ale jedyne co z
tego wyszło, to szurnięcie butem. Tym się zdradził. Dziewczyna odwróciła na
początku głowę tylko do połowy, a po chwili stała już naprzeciwko chłopaka.
Delikatnie opadła jej szczęka, a oczy zrobiły się większe. Chciała chyba coś
powiedzieć, ale jej towarzysz wyprzedził ją. Najpierw uśmiechnął się i zaczął:
- Wiktoria…
Dziewczyna dalej nie wierzyła w to, co właśnie się
działo.
- Wiktoria – powtórzył. – Kocham cię bardzo. Tak
bardzo i w taki sposób, jak nikogo innego. Dlatego… chciałbym… - spuścił głowę
i otworzył pudełeczko. – Wyjdziesz za mnie?
Kiedy tylko to powiedział poczuł jak jego serce mocno
bije, jak rzadko. Właściwie wydawało się mu, że zaraz wyskoczy ono i wpadnie do
wody, a zaraz po nim on sam tam wyląduje.
Wiedział też, że jego, jeszcze dziewczyna, czuje to
samo. Widział to przede wszystkim w jej oczach, były tam łzy szczęścia. Ciągle
jednak nie uzyskał odpowiedzi…
Na policzku Wiktorii pojawiła się mała, prawie
niewidoczna słona kropelka.
- Maks… - powiedziała śmiejąc się i płacząc. – Ja też
cię kocham, najmocniej… I… tak, wyjdę za ciebie.
Obydwoje
byli teraz chyba najszczęśliwsi na świecie. Przekonali się, że trzeba walczyć…
walczyć z całych sił, aby wreszcie, któregoś dnia, zwyciężyć.
________________________________________________
:')
Napiszę tu coś, ale dzisiaj już nie dam rady. Czekajcie na jeszcze jeden post jutro! xx
ale fajny!! :D jest super, podoba mi się <3333
OdpowiedzUsuńPrzecudowny <3 Jednak happy endy są najlepsze :3 Pozdrawiam, kocham i czekam na jutrzejszy post xx
OdpowiedzUsuńJeejuu <3 Świetny <333333
OdpowiedzUsuńo matkoo <3 Kochaam cię normalnie ;*
OdpowiedzUsuń<3 świetny, boski, cudowny <3
beksa jestem... przepraszam, ale to ze szczęścia !
OdpowiedzUsuńa Ty nie kończ <3
Wiernie czekająca, P.