sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 99.

*z perspektywy Wiktorii.
Obudziłam się. Trochę wcześniej niż zwykle. Była niedziela. Usiadłam na łóżku i jak zawsze rano sięgnęłam po telefon. Miałam 4 nowe wiadomości. Odczytałam je wszystkie i odpisałam. Zerknęłam na datę, aby upewnić się, że dzisiaj faktycznie jest ten dzień. Tak… To już 25 grudnia. Moje urodziny i Wigilia. Cieszyłam się. Jestem już starsza, prawie pełnoletnia.
Powoli wywlekłam się spod pościeli i stanęłam przy oknie. Było biało. Delikatnie prószył śnieg. Było biało i magicznie. W końcu postanowiłam zejść na dół. Starałam się zrobić to bezszelestnie, bo rodzice i Szymek jeszcze spali. Nic dziwnego, bo była 6:40. Usiadłam w salonie na kanapie i spuściłam głowę w dół. Miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Po raz kolejny nadszedł moment, kiedy odczułam bardzo mocno brak pewnej osoby. Miałam już łzy w oczach, ale ogarnęłam się, ponieważ usłyszałam, że ktoś schodzi po schodach. Nie odwróciłam się, poczekałam.
Obok mnie pojawił się Szymek. Popatrzył na mnie i chyba zauważył, że coś ze mną nie tak, ale nie zapytał o nic. Byłam mu za to wewnętrznie wdzięczna.
- Ale jesteś już stara – powiedział w pewnym momencie i wyszczerzył się.
Uśmiechnęłam się i przytuliłam go mocno.
- Mam to uznać za życzenia?
- Nie, nie. Szczerze mówiąc, to życzę ci tego, żeby spełniło się wszystko to, czego pragniesz, żebyś była szczęśliwa.
- Cieszę się, że cię mam, wiesz?
- Jasne, jasne. Wystarczy tych słodkości – odsunął się i położył nogi na stoliku. – Możesz mi zrobić śniadanie.
- Pff! Chyba kpisz – zaśmiałam się uderzyłam go poduszką.
Wróciłam do swojego pokoju po drodze natykając się na jeszcze niezbyt przytomnego Oskara.
- Dzień dobry – powiedziałam, gdy mijaliśmy się.
On tylko pokiwał głową.
Zatrzasnęłam drzwi i oparłam się o nie. Zamknęłam oczy i przeniosłam się w inny świat. Zaczęłam wspominać.
Zobaczyłam gimnazjum i kilkanaście par oczu wpatrzonych w Maksa i zachwycających się jego osobą; wspólne powroty ze szkoły wraz z przyjacielem; przygody, wygłupy. Zobaczyłam naszą dwójkę nad jeziorem; wakacje. Zobaczyłam Artura, który tak bardzo mi pomógł. Zobaczyłam Maksa z Klaudią i siebie. Zobaczyłam powrót do domu; wyjazd Maksa; załamanie. Zobaczyłam śmierć mojego wnętrza. Zobaczyłam wrzesień; nową szkołę; nowych znajomych. Zobaczyłam oddanego mi Tomka; Martynę i Zuzę. Zobaczyłam wycieczkę do Francji; spotkanie z Maksem; łzy; ból… i szczęście, ale tylko chwilowe. Zobaczyłam powrót do Krakowa; rozstanie; pożegnanie. Zobaczyłam powrót do domu; rozczarowanie; smutek; urwanie kontaktu. Wreszcie zobaczyłam uśmiech; chęć szczęścia; święta…
Otworzyłam oczy. Miałam mokre policzki. Nawet nie poczułam, że płaczę. Może dlatego, że byłam już przyzwyczajona? Nie wiem.
Wytarłam się w rękaw piżamy i w tym też momencie drzwi zaczęły się powoli otwierać.
Mama, tata, Szymek i Oskar weszli powoli śpiewając mi „sto lat”. Od razu zaczęłam się śmiać, bo niesamowicie fałszowali, o czym sami doskonale wiedzieli. Kiedy skończyli, podeszłam bliżej, pomyślałam życzenie i zdmuchnęłam świeczki wbite we wspaniały tort.
Minęło kilka godzin. W tym czasie Martyna chyba złożyła mi życzenia 10 razy. Dostałam od niej prześliczny wisiorek. Nosiłam teraz obydwa. Ten od niej i od Maksa.
Około 13 przyjechali do nas jedni dziadkowie (od strony mamy) i babcia (od strony taty) razem z Mateuszem (młodszy brat Kuby, czyli taty Wiktorii) i jego narzeczoną.
My kobiety, jak to kobiety, praktycznie cały czas byłyśmy w kuchni i wszystko przygotowywałyśmy. Do mamy w między czasie zadzwoniła Ola, które spędzała święta z Wiktorem i Dawidkiem u swoich rodziców. Wszystko było już prawie gotowe. Czułam jak ten świąteczny nastrój przeszywa mnie od środka. Byłam szczęśliwa, że jesteśmy tu wszyscy razem. No… prawie wszyscy.
Było już przed 16. Weszłam do pokoju rodziców, bo miałam coś stamtąd przynieść i zobaczyłam tatę, klęczał.
Kiedy tyko usłyszał mnie, odwrócił się i uśmiechnął się delikatnie, ale chciało się mu płakać.
Usiadł na łóżku i zawołał mnie.
- Co się stało? – spytałam.
- Tęsknię za tatą – odpowiedział natychmiast. (Tata Kuby zmarł jeszcze, jak on był nastolatkiem)
- Ja też tęsknię za dziadkiem… Mimo, że nigdy go nie spotkałam.
- Byłby z ciebie dumny. Jest szczęśliwy tam, gdzie jest i mocno cię kocha, wiesz? Jestem tego pewny.
Zrobiło mi się strasznie przykro i przytuliłam się do mojego taty bohatera.
W końcu zeszliśmy na dół. Szymek z Oskarem stali w oknie czekając aż pojawi się pierwsza gwiazdka. Dostrzegłam, że tata rozmawia z kimś przez telefon, więc kiedy skończył, jak zwykle, spytałam:
- Kto to?
- E… Ola, i Wiktor, i Konrad (brat Wiktora). Życzyli jeszcze raz wesołych.
- Słodko – odrzekłam i wyszczerzyłam się.
Wróciłam do kuchni. Wtedy po domu rozszedł się sygnał domofonu. Zdziwiłam, po czym wychyliłam się i zobaczyłam, że mama go odbiera. Babcie stwierdziły, że to pewnie jacyś niby kolędnicy się włóczą.
Ku mojemu zaskoczeniu, mama przyszła i powiedziała, że to do mnie. Byłam przekonana, że to Martyna, więc już planowałam jak jej pojechać za to, że przychodzi nawet o takiej porze.
Wyszłam przed drzwi, ale nikogo nie było. Popatrzyłam przed siebie, na bramkę. Światło z ulicy oświetlało kogoś. Zmrużyłam oczy z nadzieją, że będę lepiej widzieć. Ktoś wyciągnął rękę i pomachał, a zaraz potem zobaczyłam kartkę z napisem „I love you”. 


Poczułam jak serce zaczyna mi bić. Zrobiło mi się gorąco, mimo tego, że było około -10 stopni. Czas jakby zatrzymał się. Płakałam. Moje nogi zrobiły się miękkie. Chłopak ze spuszczoną głową postawił krok do przodu, ale po chwili ją podniósł. Czułam na sobie jego wzrok. Nie wytrzymałam dłużej. Zaczęłam iść do przodu. Na początku wolno, ale po kilku sekundach zamieniło się to w bieg. Biegłam przez śnieg w pantoflach.


- Maks… - szepnęłam, gdy byłam już obok niego.
Nie zatrzymałam się. Podskoczyłam, on złapał mnie i pocałował. Czułam jak każdy mój narząd pracuje, jak chce mi się płakać ze szczęścia. Nie puszczałam go. Nie chciałam przestać. W końcu oderwaliśmy się od siebie i chłopak przytulił mnie, opierając swoją brodę na mojej głowie.
- Przepraszam cię…


- Maks – trzymałam go mocno, bo bałam się, że znowu zniknie.
- Ja ciebie też – powiedział zanim ja zdążyłam cokolwiek z siebie wydusić i jeszcze raz pocałowaliśmy się.
Po niedługim czasie weszliśmy do domu. Zobaczyłam tam jego rodziców. Wtedy dopiero domyśliłam się, że do taty wcale nie dzwoniła Ola, ale rodzice Maksa. Przedstawiłam wszystkim przyjaciela. Niedługo potem, wszyscy razem, zasiedliśmy do wspólnego stołu.
Jedząc trzęsły mi się ręce, bo byłam tak zaskoczona, zdziwiona, a zarazem najszczęśliwsza na świecie. Składaliśmy sobie życzenia, śpiewaliśmy kolędy, otwieraliśmy prezenty. Było cudownie. Zatrzymałam się raz przy oknie i popatrzyłam w niebo. Wszystko ucichło. Przypomniałam sobie o dziadku. Wiedziałam doskonale jak wyglądał. Zobaczyłam jego twarz. Był uśmiechnięty i patrzył na nas z góry. W głowie usłyszałam cichy głos, który mówił „Jestem z wami cały czas, kocham was”. Podeszła do mnie babcia, jego żona. Nie odezwała się, tylko podniosła do góry kąciki swoich ust. Myślę, że zobaczyła i usłyszała to samo, co ja…
Porozmawiałam chwilę z rodzicami Maksa, którzy przepraszali, że tak to wszystko wyglądało.
- Mam jedno zasadnicze pytanie… Zostajecie na stałe?
Mina stojącego przede mną mężczyzny zrzedła.
- Czyli…
- Czyli zostajemy – odpowiedziała kobieta i obydwoje zaczęli się śmiać.
Nie zastanawiałam się nad niczym, przytuliłam ich, tryskając radością.
Po tym poszłam na górę. Otworzyłam drzwi do mojego pokoju. Zobaczyłam Maksa, który stoi przy oknie.
- Myślę o pani Ewie… i o wujku.
Odwrócił się w moją stronę.
- Mam nadzieję, że jest szczęśliwa, a on… zrujnował swoje życie i moje, ale mimo wszystko też mam nadzieję…
Bez słowa podeszłam i wtuliłam się w niego. Poczułam jak bije mu serce. Miałam wrażenie, że jestem w jakimś filmie albo śnie, ale nie… to była rzeczywistość…


Pocałowaliśmy się. 


Chwilę potem wylądowaliśmy na łóżku wpatrzeni w siebie.
- Wiktoria – wymamrotał. – Na zawsze?
Uśmiechnęłam się. 
- Na zawsze…

___________________________________
Postaram się napisać na jutro 100, ostatni rozdział, ale nie obiecuję. Uwielbiam Was. <3

11 komentarzy:

  1. O mamo jaki cudowny, aż mi ciarki przesly po calym ciele *_*

    OdpowiedzUsuń
  2. nie kończ tego ! pisz jeszcze. prosze ! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak to ostatni ?! Dla czego ostatni ?! Nie zgadzam się :D !!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. jest cudowny! i nie żaden ostatni! Sprzeciw! Nie masz prawa! Bo będzie foch forever! :D:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Będę płakać!!!! Nie zostawiaj na Błagamy :* Nie bądź kochana menda :*

    OdpowiedzUsuń
  6. To już tyle? :O Jejku tak szybko to wszystko zleciało. <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejsiu *-* kochamkochamkochamkochaaaam!!! Cudowne! Szkoda,że niedługo koniec ;c ale zaczynaj od razu następne! BŁAGAAM! <3 Jesteś wspaniała. Dziękuję za wszystko <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana, nie rób tego ! Nie kończ tego arcydzieła ! Rozdział cudowny ! Poplakalam się ;*
    Niech mają dziecko i dalsze opowiadanie :) Haha. Uwielbiam ! <3
    /Lola <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie kończ tego opowiadania ! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem sporo starsza od Ciebie, a Twoje opowiadania mnie urzekły. :) Jesteś cudowna ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękne! Kocham to od samego początku te opowiadania sa wspaniałe mogę je czytać cały czas nie ukrywając że czasami poleci łezka ze wzruszenia bo to jest naprawdę wspaniałe <3 Przepięknie piszesz ;> Pozdrawiam;* i życze dalszej weny do pisania

    OdpowiedzUsuń