czwartek, 7 listopada 2013

Rozdział 95.

*z perspektywy Maksa.
Przez chwilę siedziałem… Próbowałem przyjąć do wiadomości, że jestem sam, w jakimś lesie, robi się ciemno i nikogo oprócz mnie tu nie ma… chyba nie ma.
Wstałem, otrzepałem się z ziemi i zacząłem biec. Biegłem przed siebie. Cholernie się bałem, ale sam do końca nie wiem czego. Mijałem kolejne drzewa. Dotarłem do jakiejś górki. Powoli poszedłem do przodu. Zobaczyłem miasto… Miasto które jakby umarło. Nie wiem jak wysoko byłem, ale niepokoiła mnie jedna rzecz. Nigdzie nie było widać wieży Eiffla. Miałem okropny mętlik w głowie…


*z perspektywy Wiktorii.
- Uspokój się – ciągle powtarzała Martyna.
- Nie mogę, rozumiesz?! – prawie krzyczałam.
- Znajdą go…
- Martyna… Jest już 21. Jego nadal nie ma… nikt nie wie, co się z nim dzieje ani gdzie jest… Co jeżeli…
- No co?
- Przecież ten „wujek” mógł z nim zrobić wszystko.
Przyjaciółka zamknęła oczy i usiadła na moim łóżku.
- Połóż się…
- Chyba zgłupiałaś… Myślisz, że zasnę? – chodziłam nerwowo po pokoju.
- Ja muszę już iść. Jutro musimy być w szkole o 7, więc…
- Nigdzie jutro się nie wybieram.
- Wiki… kładź się… może akurat zaśniesz.
- Dziękuję, że przyszłaś.
Przytuliłam mocno Martynę i zaczęłam płakać.
- Nie poddawaj się, myśl pozytywnie. Trzymam kciuki.
Siąknęłam nosem i otarłam policzki.
- Pozdrów Nikodema… Kocham cię.
Dziewczyna znikła za drzwiami. Rzuciłam się na łóżko. Uporczywie trzymałam komórkę w dłoni. Po chwili usiadłam i zadzwoniłam.
- Halo?
- Wie pani coś?
- Nic… - odpowiedziała cichym głosem mama Maksa.
- Przepraszam, że tak dzwonię, ale… nie mogę wytrzymać. Nosi mnie…
- Skarbie… nie dzwoń więcej. Obiecuję, że jeżeli coś się stanie, natychmiast do ciebie zadzwonię. Zaufaj mi, dobrze?
- Dobrze… Dobrze, oczywiście.
Siedziałam i nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobić. Czułam się tak jakbym nagle popadła w jakąś chorobę psychiczną.
Wyszłam z pokoju, pokonałam schody i pobiegłam do drzwi. Chwyciłam za klamkę, ale nagle pojawił się tata, który wchodząc do środka zatrzymał mnie.
***
- Co ty wyprawiasz? – mężczyzna dziwnie popatrzył na córkę.
- Puść mnie! – krzyknęła.
- Co ty… co chcesz zrobić?
- Muszę iść go szukać, puść!
- Wiktoria – Julia stanęła obok tej dwójki.
- Mamo, pozwól mi iść…
- Wiktoria, skarbie. Chodź tutaj… - kobieta przytuliła ją i nie puszczała.
Jakub poprzez mimikę i bardzo ciche szepty, które był zagłuszane przez płacz nastolatki, próbował dowiedzieć się od żony, co się dzieje.
- Chcesz wiedzieć tato? – nagle odezwała się dziewczyna.
Skinął głową.
- Porwali Maksa – odrzekła z trudem.
*z perspektywy Maksa.
Zacząłem szukać jakiegoś wyjścia. Góra była tak stroma, że nie było opcji, żeby z niej zejść czy zbiec.
Wróciłem się w głąb lasu. Praktycznie nic nie było już widać. Serce biło mi co raz szybciej. Bałem się… Po raz pierwszy w życiu bałem się w ten sposób. Po kilkunastu minutach doszedłem do jakiegoś w miarę płaskiego zbocza.  

Szybkim krokiem pokonałem ten fragment lasu. Widziałem w oddali jakieś światła. Teraz stawiałem niepewne kroki. Jedyne światło pochodziło od księżyca, który był w pełni. Rozglądałem się dookoła, jakbym bał się, że nagle wyskoczy mi zza pleców jakiś starszy facet z nożem. W pewnym momencie zatrzymałem się. Moje serce chyba zrobiło to samo. Usłyszałem jakiś dziwny szum. Popatrzyłem w lewo, prawo, w tył. Nic… Posunąłem się jeszcze trochę do przodu… Rzeka… Rzeka, a za nią miasto.
_______________________________________________
Miśki! :) Jak Wam się podoba?

! Zapraszam i zachęcam do czytania nowego bloga Tali i jej kuzynki -> LINK

6 komentarzy:

  1. jedyne co rodzi się w mojej głowie to:
    'I co dalej...'
    błagam pisz ;*
    buziole :*

    OdpowiedzUsuń
  2. jejku :O czekam na kolejne ! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Opowiadanie dopiero jutro. :( x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trzymamy za słowo i wiernie, cierpliwie czekamy !:*
      P.

      Usuń