*z perspektywy Maksa.
Przez chwilę siedziałem… Próbowałem przyjąć do
wiadomości, że jestem sam, w jakimś lesie, robi się ciemno i nikogo oprócz mnie
tu nie ma… chyba nie ma.
Wstałem, otrzepałem się z ziemi i zacząłem biec.
Biegłem przed siebie. Cholernie się bałem, ale sam do końca nie wiem czego.
Mijałem kolejne drzewa. Dotarłem do jakiejś górki. Powoli poszedłem do przodu.
Zobaczyłem miasto… Miasto które jakby umarło. Nie wiem jak wysoko byłem, ale
niepokoiła mnie jedna rzecz. Nigdzie nie było widać wieży Eiffla. Miałem
okropny mętlik w głowie…
*z perspektywy Wiktorii.
- Uspokój się – ciągle powtarzała Martyna.
- Nie mogę, rozumiesz?! – prawie krzyczałam.
- Znajdą go…
- Martyna… Jest już 21. Jego nadal nie ma… nikt nie
wie, co się z nim dzieje ani gdzie jest… Co jeżeli…
- No co?
- Przecież ten „wujek” mógł z nim zrobić wszystko.
Przyjaciółka zamknęła oczy i usiadła na moim łóżku.
- Połóż się…
- Chyba zgłupiałaś… Myślisz, że zasnę? – chodziłam nerwowo
po pokoju.
- Ja muszę już iść. Jutro musimy być w szkole o 7,
więc…
- Nigdzie jutro się nie wybieram.
- Wiki… kładź się… może akurat zaśniesz.
- Dziękuję, że przyszłaś.
Przytuliłam mocno Martynę i zaczęłam płakać.
- Nie poddawaj się, myśl pozytywnie. Trzymam kciuki.
Siąknęłam nosem i otarłam policzki.
- Pozdrów Nikodema… Kocham cię.
Dziewczyna znikła za drzwiami. Rzuciłam się na
łóżko. Uporczywie trzymałam komórkę w dłoni. Po chwili usiadłam i zadzwoniłam.
- Halo?
- Wie pani coś?
- Nic… - odpowiedziała cichym głosem mama Maksa.
- Przepraszam, że tak dzwonię, ale… nie mogę
wytrzymać. Nosi mnie…
- Skarbie… nie dzwoń więcej. Obiecuję, że jeżeli coś
się stanie, natychmiast do ciebie zadzwonię. Zaufaj mi, dobrze?
- Dobrze… Dobrze, oczywiście.
Siedziałam i nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobić.
Czułam się tak jakbym nagle popadła w jakąś chorobę psychiczną.
Wyszłam z pokoju, pokonałam schody i pobiegłam do
drzwi. Chwyciłam za klamkę, ale nagle pojawił się tata, który wchodząc do
środka zatrzymał mnie.
***
- Co ty wyprawiasz? – mężczyzna dziwnie popatrzył na
córkę.
- Puść mnie! – krzyknęła.
- Co ty… co chcesz zrobić?
- Muszę iść go szukać, puść!
- Wiktoria – Julia stanęła obok tej dwójki.
- Mamo, pozwól mi iść…
- Wiktoria, skarbie. Chodź tutaj… - kobieta
przytuliła ją i nie puszczała.
Jakub poprzez mimikę i bardzo ciche szepty, które
był zagłuszane przez płacz nastolatki, próbował dowiedzieć się od żony, co się
dzieje.
- Chcesz wiedzieć tato? – nagle odezwała się
dziewczyna.
Skinął głową.
- Porwali Maksa – odrzekła z trudem.
*z perspektywy Maksa.
Zacząłem szukać jakiegoś wyjścia. Góra była tak
stroma, że nie było opcji, żeby z niej zejść czy zbiec.
Wróciłem się w głąb lasu. Praktycznie nic nie było
już widać. Serce biło mi co raz szybciej. Bałem się… Po raz pierwszy w życiu
bałem się w ten sposób. Po kilkunastu minutach doszedłem do jakiegoś w miarę płaskiego
zbocza.
Szybkim krokiem pokonałem ten fragment lasu.
Widziałem w oddali jakieś światła. Teraz stawiałem niepewne kroki. Jedyne
światło pochodziło od księżyca, który był w pełni. Rozglądałem się dookoła,
jakbym bał się, że nagle wyskoczy mi zza pleców jakiś starszy facet z nożem. W
pewnym momencie zatrzymałem się. Moje serce chyba zrobiło to samo. Usłyszałem
jakiś dziwny szum. Popatrzyłem w lewo, prawo, w tył. Nic… Posunąłem się jeszcze
trochę do przodu… Rzeka… Rzeka, a za nią miasto.
_______________________________________________
Miśki! :) Jak Wam się podoba?
! Zapraszam i zachęcam do czytania nowego bloga
Tali i jej kuzynki -> LINK
jedyne co rodzi się w mojej głowie to:
OdpowiedzUsuń'I co dalej...'
błagam pisz ;*
buziole :*
P.
Usuńjejku :O czekam na kolejne ! <3
OdpowiedzUsuńOpowiadanie dopiero jutro. :( x
OdpowiedzUsuńtrzymamy za słowo i wiernie, cierpliwie czekamy !:*
UsuńP.
<3
OdpowiedzUsuń