*z perspektywy Maksa.
Nie wiem ile czasu minęło, ale byłem w jakimś lesie…
Nie miałem pojęcia, co to za miejsce, bo w aucie zakryli mi oczy, przez co nie
widziałem drogi.
Powoli ściemniało się…
- Długo mnie jeszcze będziecie tu trzymać?
- Spokojnie… My zaraz odjeżdżamy, ale ty zostajesz.
- Nie rozumiem… - zmarszczyłem brwi. – Po co to
wszystko? Wytłumacz mi, chętnie posłucham. Nawet nie wiesz ile przez ciebie
straciliśmy.
- Zamknij się chłopcze.
- Nie! – krzyknąłem i usłyszałem swoje echo.
- Słuchaj… - mężczyzna podszedł do mnie i szarpnął
moje ramię.
- Nie dotykaj mnie – zmrużyłem oczy.
W tym momencie zaczął dzwonić mój telefon.
Popatrzyłem na rękę „wujka”, bo tam się znajdował.
- Oddaj go – powiedziałem stanowczo.
- Chyba śnisz.
- Pokaż przynajmniej kto dzwoni.
Mężczyzna
odwrócił ekran w moją stronę. To Wiktoria…
- Błagam… daj mi odebrać.
- To żart?
- Muszę… To moja przyjaciółka. Powiem jej, że nic mi
nie jest. Chociaż tyle pozwól mi zrobić… Możecie mnie zabić, ale ona… nie może
cierpieć, rozumiesz?
Komórka wylądowała w liściach. Rzuciłem się natychmiast
na ziemię.
- Wiktoria!
- Cześć staruszku – powiedziała cichym, słodkim
głosem.
- Posłuchaj… Nie mogę teraz rozmawiać. Wszystko jest
w porządku, po prostu… no nie mogę. Zadzwonię później, obiecuję.
- Ale czemu?
- No bo… Wytłumaczę ci później…
- Maks, co się dzieje? Słyszę, że coś jest nie tak,
mnie nie oszukasz.
- Wiktoria, potem… Przepraszam.
Rozłączyłem się. Mężczyzna zerknął, podszedł i
wyciągnął dłoń w moją stronę. Pokiwałem przecząco głową.
- Oddawaj to.
- Nie jesteś taki… - wymamrotałem głęboko
oddychając.
- Co?
- Wcale nie chcesz tego wszystkiego…
- Owszem, chcę – tu przerwał i wyrwał mi mojego
samsunga. – Panowie, jedziemy!
- Nie rób tego!
- Nie będziesz mi dyktował, co mam robić, a czego
nie. Już postanowiłem.
- Zamieniasz się w potwora…
- Zwiążcie go – powiedział w stronę dwóch kolesi,
którzy ciągle mu towarzyszyli.
Bardzo ciasno przywiązali moją nogę do drzewa po
czym wsiedli w auto… zniknęli.
*z perspektywy Wiktorii.
- Mamo coś jest nie tak… - chodziłam nerwowo po
kuchni.
- Wiktoria… Maks powiedział, że wszystko jest ok.,
więc po co się martwisz?
- Bo słyszałam po jego głosie – mówiłam głośniej
zdenerwowana i niespokojna.
- Może zadzwoń…
- Nie odbiera.
- To nic nie znaczy…
- Zadzwonię do rodziców.
Wybrałam odpowiedni numer.
- Dzień dobry… jest Maks?
Usłyszałam jakieś szmery i szlochanie.
- Halo?
- Coś się z nim stało…
- O czym pani mówi?
- Wróciliśmy do mieszkania… drzwi były otwarte. On
nie odbiera… Wiesz co to znaczy?
- Co?
- Porwali go… zabrali… - kobieta płakała.
- Ale… Jak to?
- Jego wujek… to znaczy… no wiesz.
- Ale…
- Zadzwonię, jeżeli czegoś się dowiemy. Kończę,
przepraszam.
Odłożyłam komórkę i oparłam się o blat.
- O co chodzi?
- Porwali go – odpowiedziałam bez namysłu, mając
przed oczami najgorsze z najgorszych scen.
nie wiem co mam napisać, ale wiedz że czytam i CZEKAM !
OdpowiedzUsuńP.
Aż chce się czytać dalej :) WIĘC PISZ! :D
OdpowiedzUsuńnext plis :*
OdpowiedzUsuńP.