czwartek, 5 grudnia 2013

Rozdział 1.

*z perspektywy Wiktorii.
Przewracałam się z boku na bok. Nie mogłam zasnąć. W pokoju było ciemno i cicho. Od czasu do czasu słyszałam tylko ciche chrapanie Maksa. W końcu położyłam się na plecach i zaczęłam myśleć. Patrzyłam w ścianę i wspominałam wszystko, co wydarzyło się nie tak dawno. Miałam przed oczami ołtarz. Widziałam wszystkich gości, a obok siebie mężczyznę mojego życia. Za każdym razem, gdy na niego patrzyłam, miałam wrażenie, że zakochuję się w nim jeszcze bardziej. Przypomniałam sobie nasz pierwszy taniec, uśmiechy na twarzach obecnych przy tym osób. Czułam się jak w niebie. Wiedziałam, jak Maks bardzo mnie kocha i jak mu zależy. Wydawało mi się, że teraz już nic nie będzie nas w stanie rozdzielić.
Po kilkunastu minutach wsunęłam się z powrotem pod kołdrę i przytuliłam do męża. Biło od niego takie ciepło, miłość…
*z perspektywy Maksa.
Obudziłem się. Za oknem było jeszcze ciemno, jednak zegarek wskazywał już 7.30. Za półtorej godziny miałem być w pracy, a dalej leżałem w łóżku. Odwróciłem się i zobaczyłem śpiącą jeszcze Wiktorię. Przesunąłem palcem pasmo jej włosów, które przykrywało policzek. Drgnęła delikatnie, ale nie otworzyła oczu.
Po cichu wstałem, ubrałem pantofle i poszedłem do łazienki. Popatrzyłem w lustro i nie wierzyłem własnym oczom. Minęło tyle czasu… Otrząsnąłem się po czym zrobiłem to, co miałem zrobić. Następnie udałem się do kuchni i tam przygotowałem śniadanie. Nie zajęło mi to dużo czasu. Po kilkunastu minutach byłem z powrotem w łóżku. Obok mnie leżała Wiktoria, która delektowała się posiłkiem.
- Jakaś okazja dzisiaj, że jesteś taki miły? – spytała jedząc.
- Ja zawsze jestem miły – wyszczerzyłem się i zaraz potem pocałowałem ją w czoło.
Niestety musiałem udać się do pracy. Wiktoria również. Kiedy tylko wszedłem do budynku, poczułem na sobie wzrok mojego kolegi – współpracownika.
- Cześć Maks – przywitał mnie szef.
- Dzień dobry panu.
Przejechałem po nim szybko wzrokiem. Był to dobrze zbudowany mężczyzna. Miał co najwyżej 45 lat. Był bardzo sprawiedliwy, życzliwy i długo by jeszcze wymieniać. Lubiłem go.
- Masz tutaj te papiery, zajmij się tym, a przy okazji pogadaj z Jackiem (współpracownik wspomniany wyżej).
- Miałem się dziś zajmować czymś innym – zrobiłem dosyć dziwną minę.
Szef uśmiechnął się serdecznie i odpowiedział:
- Ale na razie zajmiesz się tym.
Zacząłem robić to, co mi polecono. W końcu dosiadłem się do Jacka, a ten tylko chrząknął.
- O czym miałem z tobą gadać?
- Nie wiem, pytaj szefa – odburknął.
- No ale… to ty powinieneś wiedzieć.
- Wiem, co powinienem wiedzieć, a czego nie – spojrzał na mnie z niezbyt przyjazną miną.
- No to ja zaraz wracam.
Poszedłem do gabinetu naszego przełożonego.
- Ten Jacek mnie kiedyś wykończy – skomentował krótko, gdy przedstawiłem mu zaistniałą przed kilkoma minutami sytuację.
- To chyba ja tak na niego działam.
- No nie ważne. W każdym bądź razie masz mu wytłumaczyć to, o czym wczoraj gadaliśmy.
- No i wszystko jasne, to ja lecę.
Ten dzień pracy nie był zbytnio wesoły, ale jakoś go przeżyłem. Około godziny 15 wyrwałem się i pojechałem do dziewczyn. Wiktoria i Martyna miały lekkie urwanie głowy z towarem, więc postanowiłem im troszkę pomóc.
Dzień zleciał szybko, jak każdy inny. Wieczorem szybko zasnąłem, bo byłem wyjątkowo padnięty. Nie działo się nic nadzwyczajnego. Na razie. 

2 komentarze:

  1. Jak na początek opowiadania jest super :) W następnych może jakieś wątki z ich synem? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :*
      Zanim będzie syn, to jeszcze trochę potrwa. :/

      Usuń