*z perspektywy Wiktorii.
- Maks! – krzyknęłam z kuchni na męża.
- Zaraz przyjdę.
- Cholera… - szepnęłam pod nosem. – Maks! –
powtórzyłam głośniej.
- Poczekaj! – usłyszałam.
Nie mogłam dłużej… wyszłam z kuchni i zaczęłam się
ubierać do pracy. Kiedy ubierałam apaszkę, mąż ukazał się moim oczom.
- Więc? – spytał.
- Nic już – odpowiedziałam oschle i skierowałam się
w stronę drzwi.
- Czekaj – złapał mnie za rękę.
- Puść mnie – nawet się nie odwróciłam.
- Zaczekaj… - mówił cicho i łagodnie.
- Nie! – krzyknęłam. – Wołałam cię przez 20 minut, a
ty nie raczyłeś przyjść, puść mnie. Wyrwałam swoją dłoń z jego i wyszłam z
mieszkania.
Szybko wsiadłam do samochodu, ale nie ruszyłam od
razu. Próbowałam się uspokoić i wrócić do siebie. Dotknęłam brzucha i na mojej
twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Po kilkunastu minutach byłam w salonie i zastałam
tam Martynę.
- Od której tu jesteś? – zdziwiłam się.
- Przyszłam wcześniej, bo potem mam gości w domu i
muszę wyjść. A ty jak się czujesz?
- Dobrze, jeszcze jestem w stanie pracować, ale
pokłóciłam się rano z Maksem. To znaczy… olał mnie, po prostu.
- On?
- Tak, on.
- Musicie pogadać i w ogóle…
- Ja wiem… - usiadłam na krześle i w oczach stanęły
mi łzy. – Za 5 miesięcy będziemy mieli dziecko, a on… Mam nadzieję, że to było
jednorazowe.
- Nie przejmuj się tym tak, co? – powiedziała i
zaczęła masować mi kark.
- Nie gadajmy o tym, mamy tutaj ważniejsze rzeczy do
roboty.
*z perspektywy Maksa.
Siedziałem w pracy przed komputerem i nie mogłem się
na niczym skupić. W końcu sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem do Wiktorii, nie
odbierała. Rzuciłem komórkę na biurko i wróciłem do patrzenia w ekran.
- Jakieś problemy? – spytał szef siadając obok mnie.
- Nie, nie… Mała sprzeczka z żoną.
- Aa – machnął ręką. – To na pewno nie pierwszy i
nieostatni raz – poklepał mnie po ramieniu i wstał z krzesła po czym odszedł.
Do domu wróciłem około 17. Wiktoria spała w salonie.
Widocznie zasnęła oglądając TV. Przykryłem ją kocem i poszedłem do kuchni
przygotować coś do jedzenia.
Na samym początku nalewałem soku do szklanki i w nerwach
upuściłem ją. Podskoczyłem lekko, a po chwili wyszedłem z kuchni, miałem
nadzieję, że nie obudziłem żony.
- Przepraszam, nie chciałem… - odezwałem się zniesmaczony,
kiedy zobaczyłem, że idzie zaspana w kierunku łazienki.
- Nie szkodzi.
- Wiki…
- Nie mam siły teraz rozmawiać.
Wyprzedziłem ją i stanąłem przed nią, łapiąc ją za
dłonie.
- Kocham cię, pamiętaj o tym.
- Przepuścisz mnie? – spytała, bo blokowałem jej
przejście do drzwi.
- Jasne…
Wróciłem do kuchni i zrezygnowałem z soku.
Wyciągnąłem z lodówki zimne piwo i piłem je sam, po ciemku. Do łóżka poszedłem
dopiero koło 24. Nie chciałem znowu psuć humoru Wiktorii swoim widokiem.
jej.. jakiś taki smutny.. ;/ ale pisz, piiiisz bo to kocham <3
OdpowiedzUsuńżyciowy :)
UsuńP.
drugi piąty
OdpowiedzUsuń