poniedziałek, 13 maja 2013

Rozdział 19.


*z perspektywy Wiktorii.
Po około dwóch godzinach dostaliśmy informację, że zwolniły się miejsca w naszym zarezerwowanym na dwa tygodnie domku. Rodzice wiedzieli już jak wszystko wygląda, natomiast ja, Szymek i Maks - nie. Jechaliśmy powoli ulicą, a po obu jej stronach znajdowało się pełno małych sklepików i kramów. Za około pół minuty skręciliśmy w jakąś boczną drogę. Ją od połowy ogradzał las. Tata w pewnym momencie uśmiechnął się do nas i skręcił w prawo. 
- Wysiadka - powiedział, kiedy tylko zatrzymaliśmy się.
Wysiedliśmy i natychmiast zauważyliśmy, że jesteśmy otoczeni małymi, zgrabnymi domkami oraz licznymi pojedynczymi drzewami. Przez ich gałęzie ciągle przebijały się ciepłe promienie słońca. Zaczęliśmy powoli kroczyć w stronę większego budynku. Tam prawdopodobnie znajdowały się osoby, które zarządzały oraz opiekowały się całym tym ośrodkiem wypoczynkowym. Tata Maksa zamienił tam kilka zdań z jakimś mężczyzną. Z twarzy wydawał się on być bardzo sympatyczny. Mieliśmy już klucze do naszego domku. Zaczęliśmy maszerować do przodu i dopiero po chwili spostrzegłam, że co raz bardziej słychać morze. W końcu stanęliśmy przed domkiem. 
- Wy tu, my tu - zaproponował tata Maksa, otwierając jego drzwi i wskazując na obydwa znajdujące się tam pokoje.
Kiedy weszliśmy do środka, naszym oczom ukazał się bardzo przytulny i nowocześnie wyposażony pokój oraz mała łazienka.
- Idealnie - powiedziała mama rozglądając się i obserwując wnętrze. 
Sama usiadłam wtedy na kanapie i zajrzałam za okno.
- Morze – szepnęłam podobnie jak rano. - Stąd widać morze - powiedziałam radośnie w stronę reszty.
- Faktycznie… Prawie w ogóle go nie widać - odrzekł niezadowolony Szymek, siadając obok mnie.
- Ale to „prawie” robi wielką różnicę - odpowiedziałam i wyszczerzyłam się do niego. 
Jakieś 15 minut potem wszyscy, bez wyjątku, zaczęliśmy nosić bagaże z auta do domku. Nie zajęło nam to zbyt dużo czasu. Po tym postanowiliśmy położyć się i zaliczyć chociażby krótką drzemkę. Wszyscy byli przecież nieziemsko zmęczeni drogą, a w szczególności nasi tatowie, którzy przez cały czas prowadzili samochody.
Zasnęliśmy. 
*z perspektywy Maksa.
Obudziłem się, ale nie otwierałem jeszcze oczu. Usłyszałem tylko głosy rodziców i podniosłem się do góry na łokciach. 
- Już wstaliście? – zapytałem po chwili.
- Tak, mamy zamiar iść na krótki spacer. Idziesz z nami?
- Pewnie, już się zbieram.
Udałem się do łazienki, przemyłem twarz chłodną wodą, poprawiłem włosy i byłem nareszcie gotowy. Przed domkiem stała już Wiktoria i Szymek, więc wyszedłem do nich i razem czekaliśmy na rodziców.
Po krótkiej chwili oni też dołączyli do nas i szliśmy wąską ścieżką, prowadzącą do schodów. Te z kolei doprowadzały na plażę. Powoli zeszliśmy po nich i po raz pierwszy w tym lecie postawiliśmy nasze stopy na ciepłym jeszcze piasku. Morze było dosyć spokojne, a w pewnych momentach wyglądało jak jezioro.
Cały ten spacer zajął nam jakieś pół godziny. Następnie wróciliśmy do domku, wszyscy wzięliśmy szybkie prysznice i udaliśmy się do łóżek. Zasnęliśmy i przez całą noc spaliśmy jak dzieci…
Kiedy obudziłem się rano, zegarek wskazywał 9:04. Wszyscy jeszcze spali, ale ja postanowiłem wyjść z łóżka i nieco się ogarnąć. Zajęło mi to jakieś 20 minut. Potem po cichu, nikogo nie budząc, wyszedłem na zewnątrz i zacząłem przeciągać się na niby tarasie.
- O, nie śpisz? – spytałem zaskoczony, kiedy zobaczyłem Wiktorię siedzącą na ławce przed domkiem.
- Jak widać – odpowiedziała i ziewnęła.
Usiadłem obok niej i zacząłem się rozglądać. W tle słyszałem szum fal, krzyki dzieci. Widziałem natomiast liczne osoby, jedzące śniadanie na świeżym powietrzu oraz te, kierujące się już w stronę plaży.
- Maks… - usłyszałem nagle.
- Słucham.
- Możesz mi coś obiecać?
- No pewnie – odpowiedziałem od razu.
- Nie schrzań mi tych wakacji.
Popatrzyłem na dziewczynę i sam dobrze wiedziałem, że zrobiłem dziwną minę.
- A… czemu miałbym je schrzanić?
- Chodzi mi o to, że ostatnio było jakoś inaczej  między nami. Nie chcę, żebyśmy się kłócili i w ogóle, rozumiesz?
- Rozumiem – odpowiedziałem.
Na tym skończyła się nasza rozmowa, gdyż zaraz potem usiadł obok nas Szymek. Wyglądał jak niewyspana mumia, tzn. wyglądał okropnie.
- Ty spałeś w nocy czy co robiłeś? – zapytałem śmiejąc się w jego stronę.
- Chyba spałem – wykrztusił ledwo otwierając buzię.
Minęło około półtorej godziny. Zaczęliśmy się wtedy zbierać na plażę. Zabraliśmy koce, ręczniki i wiele innych rzeczy. Stojąc na schodach i rozglądając się. mało gdzie było widać wolne miejsce. Udało się nam gdzieś jednak rozłożyć. Zapowiadał się cudowny dzień.
____________________________________________________
Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, baaardzo Was przepraszam za to, że przez tydzień nie było nowego rozdziału. Uwierzcie mi – naprawdę nie miałam czasu, żeby napisać go wcześniej. Dużo nauki albo zbyt ładna pogoda, żeby spędzać czas przed komputerem, albo byłam tak zmęczona i źle się czułam, że nie dałam rady nic pisać.
Zbliża się koniec roku, no i sami wiecie… Nie olewam pisania, po prostu czasami nie wyrabiam z tym wszystkim.
Nie wiem kiedy następny rozdział. Postaram się napisać na jutro, ale nie obiecuję. Kocham Was i mam nadzieję, że zrozumiecie. x

4 komentarze:

  1. co do szkoly to cie doskonale rozumiem sama mam urwanie glowy ale jeszcze tylko 6 poniedzialkow :D a jesli chodzi o twoje pisanie to czekam na wiecej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Maks i Wiki powinni byc razem xd
    a tak poza tym, fajny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  3. uwielbiam jak piszesz :) i czekam na kolejne rozdziały ;) rozumiem Cię bardzo dobrze ;)

    OdpowiedzUsuń