*z perspektywy Wiktorii.
Biegłam jeszcze
przez chwilę i ciągle słyszałam za sobą krzyki i szybko stawiane kroki Maksa. W
pewnym momencie to wszystko ucichło. Zatrzymałam się zmęczona i zaczęłam powoli
oddychać.
- Czemu mi to
robisz… - usłyszałam zupełnie niespodziewanie bardzo dobrze znany mi głos.
- Co ja ci
robie? Powiedz mi, co…
- No nie wiem.
Unikasz mnie, ciągle masz mnie dość. Co ja zrobiłem źle?
- Ty jeszcze
pytasz? Przyjechaliśmy tu na wakacje i miało być tak fajnie, rodzinnie. Ty jednak
wolisz siedzieć sobie z tą całą Angeliką i wszystkich olewasz.
- Nie olewam.
- Masz rację.
Cholernie olewasz.
- Wiktoria… -
zaczął niepewnie. - Ona jest chyba jedną z niewielu dziewczyn, które mi się
spodobały. Polubiłem ją i wydaje się być naprawdę w porządku, czemu nie możesz…
- Ok. Ale za
półtora tygodnia stąd wyjeżdżamy. Będziecie sobie prowadzić idealny związek na
odległość, tak? - przerwałam mu.
- Nie…
- No i sam
widzisz - powiedziałam i zaczęłam już powoli iść w stronę domku.
- Ona jest z
okolic Krakowa…
Stanęłam.
Zamurowało mnie.
To naprawdę
cholerny pech, że właśnie taki ktoś, jak Angelika musi mieszkać gdzieś koło
Krakowa.
- Noto ciekawie
się zapowiada - wymamrotałam.
- Wiki...
Powiedz mi chociaż, o co ci chodzi. Dobrze się z nią czuję i myślę że z tego
mogłoby coś być. Czemu nie możesz albo dlaczego nie chcesz tego zaakceptować?
- Bo coś mi w
niej nie pasuje. Od początku była jakaś dziwna i podejrzana… I może po prostu
się o ciebie martwię.
- Wiktoria… -
powiedział Maks i podszedł do mnie. - Obiecuję ci, że będę uważał i dam sobie
radę. Proszę, zaufaj mi. Udowodnię ci, że ona nie jest zła.
Pokiwałam tylko
lekko głową na tak i chciałam się już odwrócić, ale Maks złapał mnie za rękę,
przyciągnął i przytulił.
W kilka minut
potem siedzieliśmy już z rodzicami i Szymkiem, i konsumowaliśmy ze smakiem
jedzenie z grilla. Po godzinie 21 Maks wstał z ławki i oznajmił, że idzie się
przejść. Jak powiedział, tak zrobił. Zaczął się powoli oddalać, aż w końcu
zniknął.
- Pójdę z nim -
odparłam i energicznie podniosłam się z ławki.
Zaczęłam robić
małe, ciche kroki. W końcu dostrzegłam kawałek przed sobą przyjaciela. Zaczęłam
rozglądać się, on również, ale nie zauważył mnie. Zatrzymał się pod bramką
wyprowadzającą na ścieżkę do morza i stał tam ciągle, jakby na kogoś czekał.
Postanowiłam schować się za jednym z domków, który był położony bardzo blisko
owej drogi.
- Hej -
usłyszałam.
- Hej śliczna.
- Powiedziałeś
jej?
- Nie, nie
mogłem. Przedtem w końcu się pogodziliśmy i nie miałem już odwagi jej o tym
mówić.
Domyśliłam się od
razu, że rozmowa dotyczy właśnie mnie, ale nie wiedziałam jeszcze, co oni ukrywają.
- Chyba nie
chcesz tego tak długo ukrywać przed wszystkimi, hm?
- Angelika,
znamy się tak krótko i nie musimy wszystkiego tak szybko robić i wszystkiego
ujawniać.
- Czyli jak?
Będziesz ukrywał przed nią cały czas, że jesteśmy parą, tak?
Kiedy to
usłyszałam poczułam coś dziwnego wewnątrz siebie. Osunęłam się po ścianie na
ziemię. Schowałam twarz w dłoniach i nie słuchałam już ich rozmowy. Miałam
ochotę podejść do tej dziewczyny, wsadzić ją do worka i wywieźć jak najdalej,
byleby zostawiła Maksa w spokoju. Nie byłam zazdrosna, nie chodziło mi o nic,
tylko o to, że martwiłam się o mojego najlepszego przyjaciela. Nigdy nie miałam
i nie mam nic przeciwko temu, żeby miał dziewczynę. Angelika jednakże nie
powinna albo wręcz nie może być jego wybranką, nawet jeżeli ich związek miałby
trwać tydzień.
Teraz jednak,
najbardziej nie mogłam uwierzyć w to, że mój przyjaciel jest tak bardzo naiwny.
Miałam żal do samej siebie, że nie powstrzymałam go przed tym wszystkim…
Siedziałam tam
jeszcze chwile, ale zaczęło robić się co raz to ciemniej. Usłyszałam nagle
czyjeś kroki. Obróciłam głowę. To Maks. Nie widział mnie, bo było już dosyć
ciemno. Kiedy tylko przeszedł, wstałam i udałam się w stronę drogi na plażę. Po
kilku minutach stałam na piasku i słyszałam ciche fale na morzu. Podeszłam
trochę bliżej wody i znowu usiadłam. Patrzyłam przed siebie i cały czas przez
głowę przechodziła mi myśl, że tracę przyjaciela.
Siedziałam tak
i siedziałam i nagle po mojej prawej stronie zauważyłam jakichś ludzi. Szli
dosyć szybkim krokiem. Nie zwróciłam na nich większej uwagi, ponownie patrzyłam
w wodę.
- Cześć
śliczna, ty tutaj tak sama siedzisz? - usłyszałam i zerwałam się na równe nogi.
- Tak, sama.
- Noto może ci
potowarzyszymy - "zaproponował" jeden z dwóch stojących przede mną
chłopaków.
- Raczej nie
skorzystam. Muszę już wracać do…
- Nigdzie nie
wrócisz – syknął jeden z nich i rzucił się prosto na mnie. Potem urwał mi się
film.
Świetne ;) pisz dalej bo jestem strasznie ciekawa :P
OdpowiedzUsuńStrasznie ciekawe czekam na next :) <3
OdpowiedzUsuńGenialne ;)). Czekam na następny ;).
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na rozdział 8 --------> http://do-konca-zycia-i-jeden-dzien-dluzej.blogspot.com/
Coraz to ciekawsze;)) Dobrze że Wiki nie jest od początku z Maksem bo było by to zbyt nudne, a tak akcja może się rozwijać nawet jeśli nie będą ze sobą, każdy będzie żył taką małą nadzieją że może jednak ;)) Pisz tak jak do tej pory z lekkim smakiem nadziei że może jednak będą razem, i lekką nie pewnością:)) jest fajnie!
OdpowiedzUsuńciekawe co sie stanie potem... :P
OdpowiedzUsuńJeszcze jeden i jeszcze raz !! Kolejny kiedy bd ? Kocham tooo !!! <3
OdpowiedzUsuń