niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 23.


*z perspektywy Wiktorii.
Biegłam jeszcze przez chwilę i ciągle słyszałam za sobą krzyki i szybko stawiane kroki Maksa. W pewnym momencie to wszystko ucichło. Zatrzymałam się zmęczona i zaczęłam powoli oddychać.
- Czemu mi to robisz… - usłyszałam zupełnie niespodziewanie bardzo dobrze znany mi głos.
- Co ja ci robie? Powiedz mi, co…
- No nie wiem. Unikasz mnie, ciągle masz mnie dość. Co ja zrobiłem źle?
- Ty jeszcze pytasz? Przyjechaliśmy tu na wakacje i miało być tak fajnie, rodzinnie. Ty jednak wolisz siedzieć sobie z tą całą Angeliką i wszystkich olewasz.
- Nie olewam.
- Masz rację. Cholernie olewasz.
- Wiktoria… - zaczął niepewnie. - Ona jest chyba jedną z niewielu dziewczyn, które mi się spodobały. Polubiłem ją i wydaje się być naprawdę w porządku, czemu nie możesz…
- Ok. Ale za półtora tygodnia stąd wyjeżdżamy. Będziecie sobie prowadzić idealny związek na odległość, tak? - przerwałam mu.
- Nie…
- No i sam widzisz - powiedziałam i zaczęłam już powoli iść w stronę domku.
- Ona jest z okolic Krakowa…
Stanęłam. Zamurowało mnie.
To naprawdę cholerny pech, że właśnie taki ktoś, jak Angelika musi mieszkać gdzieś koło Krakowa.
- Noto ciekawie się zapowiada - wymamrotałam.
- Wiki... Powiedz mi chociaż, o co ci chodzi. Dobrze się z nią czuję i myślę że z tego mogłoby coś być. Czemu nie możesz albo dlaczego nie chcesz tego zaakceptować?
- Bo coś mi w niej nie pasuje. Od początku była jakaś dziwna i podejrzana… I może po prostu się o ciebie martwię.
- Wiktoria… - powiedział Maks i podszedł do mnie. - Obiecuję ci, że będę uważał i dam sobie radę. Proszę, zaufaj mi. Udowodnię ci, że ona nie jest zła.
Pokiwałam tylko lekko głową na tak i chciałam się już odwrócić, ale Maks złapał mnie za rękę, przyciągnął i przytulił.
W kilka minut potem siedzieliśmy już z rodzicami i Szymkiem, i konsumowaliśmy ze smakiem jedzenie z grilla. Po godzinie 21 Maks wstał z ławki i oznajmił, że idzie się przejść. Jak powiedział, tak zrobił. Zaczął się powoli oddalać, aż w końcu zniknął.
- Pójdę z nim - odparłam i energicznie podniosłam się z ławki.
Zaczęłam robić małe, ciche kroki. W końcu dostrzegłam kawałek przed sobą przyjaciela. Zaczęłam rozglądać się, on również, ale nie zauważył mnie. Zatrzymał się pod bramką wyprowadzającą na ścieżkę do morza i stał tam ciągle, jakby na kogoś czekał. Postanowiłam schować się za jednym z domków, który był położony bardzo blisko owej drogi.
- Hej - usłyszałam.
- Hej śliczna.
- Powiedziałeś jej?
- Nie, nie mogłem. Przedtem w końcu się pogodziliśmy i nie miałem już odwagi jej o tym mówić.
Domyśliłam się od razu, że rozmowa dotyczy właśnie mnie, ale nie wiedziałam jeszcze, co oni ukrywają.
- Chyba nie chcesz tego tak długo ukrywać przed wszystkimi, hm?
- Angelika, znamy się tak krótko i nie musimy wszystkiego tak szybko robić i wszystkiego ujawniać.
- Czyli jak? Będziesz ukrywał przed nią cały czas, że jesteśmy parą, tak?
Kiedy to usłyszałam poczułam coś dziwnego wewnątrz siebie. Osunęłam się po ścianie na ziemię. Schowałam twarz w dłoniach i nie słuchałam już ich rozmowy. Miałam ochotę podejść do tej dziewczyny, wsadzić ją do worka i wywieźć jak najdalej, byleby zostawiła Maksa w spokoju. Nie byłam zazdrosna, nie chodziło mi o nic, tylko o to, że martwiłam się o mojego najlepszego przyjaciela. Nigdy nie miałam i nie mam nic przeciwko temu, żeby miał dziewczynę. Angelika jednakże nie powinna albo wręcz nie może być jego wybranką, nawet jeżeli ich związek miałby trwać tydzień.
Teraz jednak, najbardziej nie mogłam uwierzyć w to, że mój przyjaciel jest tak bardzo naiwny. Miałam żal do samej siebie, że nie powstrzymałam go przed tym wszystkim…
Siedziałam tam jeszcze chwile, ale zaczęło robić się co raz to ciemniej. Usłyszałam nagle czyjeś kroki. Obróciłam głowę. To Maks. Nie widział mnie, bo było już dosyć ciemno. Kiedy tylko przeszedł, wstałam i udałam się w stronę drogi na plażę. Po kilku minutach stałam na piasku i słyszałam ciche fale na morzu. Podeszłam trochę bliżej wody i znowu usiadłam. Patrzyłam przed siebie i cały czas przez głowę przechodziła mi myśl, że tracę przyjaciela.
Siedziałam tak i siedziałam i nagle po mojej prawej stronie zauważyłam jakichś ludzi. Szli dosyć szybkim krokiem. Nie zwróciłam na nich większej uwagi, ponownie patrzyłam w wodę.
- Cześć śliczna, ty tutaj tak sama siedzisz? - usłyszałam i zerwałam się na równe nogi.
- Tak, sama.
- Noto może ci potowarzyszymy - "zaproponował" jeden z dwóch stojących przede mną chłopaków.
- Raczej nie skorzystam. Muszę już wracać do…
- Nigdzie nie wrócisz – syknął jeden z nich i rzucił się prosto na mnie. Potem urwał mi się film. 

6 komentarzy:

  1. Świetne ;) pisz dalej bo jestem strasznie ciekawa :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie ciekawe czekam na next :) <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne ;)). Czekam na następny ;).
    Zapraszam do siebie na rozdział 8 --------> http://do-konca-zycia-i-jeden-dzien-dluzej.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Coraz to ciekawsze;)) Dobrze że Wiki nie jest od początku z Maksem bo było by to zbyt nudne, a tak akcja może się rozwijać nawet jeśli nie będą ze sobą, każdy będzie żył taką małą nadzieją że może jednak ;)) Pisz tak jak do tej pory z lekkim smakiem nadziei że może jednak będą razem, i lekką nie pewnością:)) jest fajnie!

    OdpowiedzUsuń
  5. ciekawe co sie stanie potem... :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze jeden i jeszcze raz !! Kolejny kiedy bd ? Kocham tooo !!! <3

    OdpowiedzUsuń