wtorek, 14 maja 2013

Rozdział 20.


*z perspektywy Wiktorii.
Leżałam na ręczniku i totalnie odpłynęłam. Czułam tylko jak słońce pieści moje ciało swoimi promieniami. Nawet nie wiem do końca o czym myślałam. Słyszałam fale obijające się o brzeg plaży, krzyki i śmiechy dzieci oraz od czasu do czasu przepływającą gdzieś daleko motorówkę. Czułam się wspaniale i wydawałoby się, że mogłabym tak leżeć przez cały dzień.
Rodzice znajdowali się w podobnym stanie jak ja. Z kolei Maks i Szymek od chyba pół godziny kąpali się w morzu. Słyszałam co jakiś czas ich niby kłótnie, które mimo wszystko kończyły się wybuchami radości.
Leżąc tak w pewnym momencie poczułam, że na moje plecy spada kilka zimnych kropli. Nie zwróciłam na to uwagi, co było błędem.
- Uduszę! – zerwałam się i krzyknęłam tak głośno, że popatrzyli się na mnie ludzie, którzy zajmowali miejsce po naszej prawej i lewej stronie.
Właśnie zostałam oblana wiadrem zimnej, morskiej wody.
- Macie 3 sekundy - prawie syknęłam w ich stronę.
- Jasne, ciekawe co… - zaczął mówić ze śmiechem Szymek, ale nie skończył, gdyż przerwałam mu to zaczynając biec w ich stronę.
Chyba nie do końca przemyślałam swój czyn, gdyż chłopaki od razu wbiegli do wody. Ja natomiast trzepiąc się jeszcze z zimna stałam na brzegu, a oni śmiali się, wystawiali języki i jeszcze wiele innych rzeczy.
- Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni – powiedziałam cicho w ich stronę i szyderczo uśmiechnęłam się.
Nie zważając na nic wbiegłam do wody i zaczęłam mozolnie kierować się w ich stronę. Czułam okropne dreszcze przeszywające całe moje ciało. Maks i Szymek cały czas stali w miejscu. Zanurzyłam się. Płynęłam w ich stronę, a oni zapewne zastanawiali się, gdzie teraz jestem. Otwierając pod wodą oczy zobaczyłam gdzieś niedaleko ich nogi.
Teraz właśnie przydało mi się to, że długo potrafiłam wytrzymać pod wodą bez ciągłego nabierania powietrza. Sama nie wiem czemu tak było, bo nie trenowałam pływania i tych wszystkich spraw z tym związanych.
Płynęłam dalej, jeszcze szybciej i w końcu złapałam obydwie nogi Szymka i wciągnęłam go pod wodę. Tak samo zrobiłam z Maksem. Zobaczyłam ich zdziwione i zbulwersowane miny, ale nie trwało to długo. Obydwaj zaraz się wynurzyli.
- Cieniaki z Was – odparłam i przy okazji wyciskałam wodę z włosów.
- Hahahahah – zaczął śmiać mi się w twarz prosto w twarz przyjaciel. – No chyba tak…
- No i sam widzisz – powiedziałam zadowolona. – Ze mną się nie zadziera.
- Nigdy nie zrozumiem kobiet – wypaplał ni stąd, ni z owąd Szymek i odpłynął.
Ja natomiast „schowałam” swoje ciało pod wodą, wystawała tylko głowa.
- Zmęczyłem się – usłyszałam po chwili ciszy.
- To idź poleż – zaproponowałam bez namysłu przyjacielowi.
- Wiesz co?
- Nie wiem.
- Jestem zmęczony i głodny.
- Noto masz problem.
- No mam.
Ta, można by powiedzieć, bezsensowna rozmowa skończyła się i we dwójkę powróciliśmy na plażę. Na moim ręczniku leżał oczywiście szczęśliwy Szymek i szczerzył się do mnie. Usiadłam na kocu i wyciągnęłam z plecaka, który wzięliśmy ze sobą, picie. Chwilę potem zjadłam jeszcze jakąś drożdżówkę i ponownie powróciłam do wylegiwania się na słońcu.
Po dwóch godzinach byliśmy z powrotem w naszym domku. Tam ogarnęliśmy się i postanowiliśmy iść na obiad. Wyszliśmy z terenu naszego ośrodka i kierowaliśmy się w centrum miasteczka. Od razu wpadła nam w oczy pewna restauracja i tam też postanowiliśmy się udać. Wszyscy, jak jeden mąż, zamówiliśmy dorsza z frytkami, a potem zjedliśmy go z ogromnym smakiem.
Wieczorem byliśmy jeszcze raz w centrum. Potem na spacerze wzdłuż plaży, oglądając również zachód słońca, aż w końcu pierwszy dzień dobiegł końca.  

1 komentarz:

  1. Fajne <3


    Zapraszma do mnie - : )
    http://psychosocial-psychospoleczni.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń