*z perspektywy Wiktorii.
Kiedy obudziłam się rano zdałam sobie sprawę, że za 2 dni jest wyjazd. Na samą myśl o nim szczerzyłam się do samej siebie. Dzień przed pojechałyśmy z mamą na "mini" zakupy. Miałam wrażenie, że teraz czas zamiast mijać szybciej, upływał powoli, jak nigdy.
Byłyśmy w galerii i chodziłyśmy po wszystkich sklepach.
- Mamo...
- Tak?
- Nie da się zapomnieć o kimś bardzo ważnym w naszym życiu, prawda?
- Wiki... Proszę, nie zaczynaj. Musisz przezwyciężyć własną siebie. Musisz pokonać to, co cię niszczy. Nie każę ci o nim zapominać... To nierealne, ale postaraj się ciągle o tym nie myśleć. Jesteś silna, ja w ciebie wierzę.
Kupiłyśmy to, co planowałyśmy i wróciłyśmy do domu.
Udałam się do swojego pokoju. Zanim jednak do niego weszłam usłyszałam głos taty z sypialni.
"-Nie, ona nic nie wie, możecie być spokojni... Wiem, jakby to wyglądało, dlatego o niczym jej nie mówiliśmy... Na razie się nie dowie, trzymajcie się, do zobaczenia." - tata zakończył rozmowę i wszedł do przedpokoju.
- Oo, cześć mała. Już wróciłyście? - spytał zdziwiony.
- Z kim rozmawiałeś?
- Ja? Z... Kolegą z pracy. Nie mamy teraz łatwo. Dużo różnych zmian, itd. Co ci będę truł.
- Aaa, ok. Idę do siebie.
Lezałam w łóżku. W końcu postanowiłam znowu zajrzeć do starego pamiętnika mamy. Przeglądałam po kolei wszystkie zapisane kartki. Nagle trafiłam na coś, co naprawdę mnie dobiło..
"Nagle zdajesz sobie sprawę z tego, że to już koniec. Naprawdę. Nie ma drogi powrotnej. Jest Ci żal. Próbujesz sobie przypomnieć, kiedy wszystko się zaczęło, a zaczęło się wcześnie, o wiele za wcześnie. Wtedy zaczynasz rozumieć, że nic nie dzieje się dwa razy. Już nigdy nie poczujesz się tak samo, nigdy nie wzniesiesz się trzy metry nad niebo".
Zamknęłam oczy. Poczułam łzy.
_________________________________
Jeszcze raz życzę wszystkiego najlepszego jednej z moich czytelniczek! :)x uwielbiam Was wszystkich. Dziękuję, że jesteście. :*
czwartek, 29 sierpnia 2013
Rozdział 62.
wtorek, 27 sierpnia 2013
Rozdział 61.
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
Rozdział 60.
*z perspektywy Wiktorii.
- Pamiętam... Pamiętam to uczucie, gdy dowiedziałam się, że go nie ma, że wyjechał. Nawet nie wiesz, jakie to okorpne. Jakby ktoś mnie oszukał, jak małe dziecko... - mówiłam do Martyny. - Gdy czytałam ten list... Zastanawiałam się o co chodzi, co się dzieje. Nic nie wiedziałam. Nikt nic nie wiedział.
Przerwa w szkole szybko skończyła się. "Minął prawie rok" - myślałam cały czas.
Faktycznie tak było... To niecałe 12 miesięcy temu Maks wyjechał. Bez słowa, bez pożegnania. Po prostu zniknął, jakby zapadł się nagle pod ziemię. Nadszedł koniec roku. Codziennie modliłam się do Boga o to, abym znowu mogła być szczęśliwa. Z nim lub bez niego. Co raz częściej Maks pojawiał się w moich snach. Nigdy nie chciałam otwierać oczu, bałam się, że stracę go kolejny i kolejny raz... Myślałam, że jeżeli jeszcze kiedyś go spotkam, zostanę z nim na zawsze. W każdą kolejną noc uświadamiałam sobie, że tęsknię za nim tak bardzo, że nie przeżyję bez niego kolejnego dnia. Nie straciłam tylko jednej rzeczy... Przez cały ten czas miałam nadzieję. Miałam nadzieję, że jeszcze będę mogła go zobaczyć, chociaż na chwilę. Chciałabym go wtedy przytulić. O nic nie pytać, przytulić i nie pozwolić odejść...
W wakacje nie działo się nic nadzwyczajnego. Tak naprawdę chciałam już wracać do szkoły. W czerwcu powiedzieli nam, że zaraz na początku września zabiorą nas na wycieczkę do Francji. Nie mogłam się doczekać, tymbardzej, że głównym celem było zwiedzanie, a nie nauka. Do tego jednak zostało jeszcze półtora miesiąca.
Pewnego letniego wieczoru wraz z mamą usiadłyśmy razem na huśtawce. Nawet nie wiedziałam co mam mówić. Znowu byłam totalnie rozbita.
- Mamo... Myślisz, że im się coś stało?
- Nawet tak nie mów... Miejmy nadzieję, że z nimi wszystko w porządku.
- Teraz... Nawet nie wiem, co mogłabym teraz powiedzieć Maksowi, gdybym go spotkała, mamo - zaczęłam płakać.
- Kochanie...
- Nie mamo. Ja mam tego dosyć. Czemu, czemu ten debil mi to zrobił?! Mam dosyć tego, że codziennie, każdego dnia muszę udawać, że jest dobrze. Nie mogę tak dłużej, mamo... Proszę, zrób coś... Ja nie mogę... - usiadłam na trawie i zaczęłam płakać, chociaż bardziej pasuje tu określenie "ryczeć" lub "beczeć".
- Wiki... - mama podeszła do mnie.
- Zostaw mnie... Ten ból wraca. Jest co raz gorzej. Mam serdecznie dosyć. Zostaw mnie...
Nie wiem ile czasu minęło, ale była już 20. Po cichu opuściłam podwórko. Tak naprawdę nie wiedziałam dokąd iść. Postanowiłam kilka kroków do przodu i zobaczyłam dom Maksa.
- Dobry wieczór... Ja... - powiedziałam w stronę znajomej kobiety. - Mogłabym wejść?
Ta skinęła głową na tak i zaprosiła mnie do środka.
- Chciałabym... Iść do jednego pokoju. Tylko na chwilę. Jeżeli to problem, to...
- Idź - odpowiedziała szybko kobieta.
Poszłam po schodach do góry, otworzyłam niepewnie drzwi.
- Przepraszam... Czemu tu jest pusto?
- Nie wykorzystujemy tego pokoju, dlatego.
Usiadłam na łóżku, a sąsiadka zamknęła pomieszczenie i zostawiła mnie samą.
Nie byłam tu tak dawno... Po kilku minutach zaczęłam przeglądać wszystkie szuflady, szafę, komodę. Miałam nadzieję, że może tutaj znajdę odpowiedź na wszystkie prześladujące mnie pytania.
- Dziękuję pani... Dobranoc.
- Nie ma za co dziękować. Znasz ten dom lepiej ode mnie. Jest prawie jak twój, prawda?
Uśmiechnęłam się.
- Był jak mój. Jeszcze rok temu był - wyszeptałam i wyszłam.
___________________________________
Jedna anonimkowa osoba zmusiła mnie do napisania i dodania kolejnego rozdziału, więc jest! :D kocham Was :*
Rozdział 59.
Wzięłam szybki prysznic. Po nim od razu poczułam się lepiej. Postanowiłam nie siedzieć jak co wieczór w swoim pokoju, a zejść na dół i posiedzieć z rodzicami.
- Teraz przynajmniej jakoś wyglądasz - zażartowała mama.
- Deszcz nas zaskoczył, a parasolów brak.
- Tak to już jest.
- A gdzie Szymek?
- Tutaj jestem - powiedział schodząc że schodów.
- Wszystko ok? - spytałam widząc jego jakby wystraszoną minę.
- Tak. Tato chodź na chwilę.
Obydwoje pokierowali się w stronę salonu, a ja z mamą zostałyśmy w kuchni.
- Jak się czujesz?
- Ciężko powiedzieć. Ktoś... Ktoś mi ukradł ten wisiorek od Maksa.
- Jak to ukradł? - zdenerwowała się mama.
Opowiedziałam jej wszystko.
- Kochanie... Myślę, że wszyscy powinniśmy zapomnieć o Maksie i jego rodzicach. Najwyraźniej musieli wyjechać. Może coś się wydarzyło. Nie wiemy... Ale chyba szybko tu nie wrócą.
- Wiem mamo, ale to... Bardzo trudne.
W weekend przyjechał do mnie Tomek. Oglądnęliśmy jakiś film, posiedzieliśmy, porozmawialiśmy.
- Idę do łazienki, zaraz wrócę - chłopak pocałował mnie w czoło.
Ja w tym czasie poprawiałam zdjęcia stojące na komodzie. Wszystkie były źle poukładane.
- Siema mały - usłyszałam nagle zza drzwi pokoju. Najwidoczniej Tomek spotkał Szymka.
- Cześć.
- Może wyskoczymy w któryś dzień razem na basen? Podobno dobrze sobie radzisz. Co ty na to?
Ucieszyłam się, że mój chłopak i brat rozmawiają, a nawet będą spędzać razem czas.
- Pojechałbym, ale jest jeden problem.
- Jaki znowu problem?
Nastała kilkusekundowa cisza.
- Hm? - dopytywał Tomek.
- Ty... Nie jesteś Maksem.
Kiedy to usłyszałam zamknęłam oczy i usiadłam na ziemi. W myślach powtarzałam sobie tylko "nie płacz, bądź silna".
Tomek wszedł do pokoju i usiadł na łóżku.
- Chyba mnie nie lubi - odrzekł.
- On też tęskni...
Po kilku minutach chłopak w nieco gorszym humorze pożegnał się ze mną i postanowił wrócić już do domu.
Leżałam w łóżku i czytałam jakąś książkę, a właściwie lekturę. Ktoś jednak przeszkodził mi, pukając do drzwi.
- Proszę.
- Jesteś zła, prawda? - wszedł Szymek i spytał niepewnie.
- Nie jestem - delikatnie podniosłam ku górze kąciki ust.
- Ale...
- Wiem jak się czujesz, dlatego rozumiem. Brakuje nam go, to chyba normalne. Spędziliśmy razem tyle lat...
- Jest coś o czym powinnaś wiedzieć - brat popatrzył na mnie. Dostrzegłam smutek w jego oczach.
- Co jest?
- Masz... Wiadomość głosową. Naganą zupełnie przez przypadek.
- Nie dostałam żadnego smsa.
- Wczoraj go usunęliśmy z tatą. Baliśmy się twojej reakcji.
- Mów natychmiast o co chodzi.
- Odłuchaj sobie tę wiadomość. Zostawię cię samą, tak będzie najlepiej.
Szymek powoli zamknął drzwi i zszedł na dół. Zostałam sama z telefonem w ręce.
W końcu odważyłam się przyłożyć komórkę do ucha.
- Maks, tata cię woła - usłyszałam, a moje serce zaczęło bić tysiąc razy szybciej. Usiadłam na łóżku i poczułam pierwsze spływające już łzy.
Maks dzwonił do mnie wczoraj, kiedy brałam prysznic. Dzwonił z zastrzeżonego numeru, nie mogę oddzwonić. Moje życie po raz kolejny straciło sens. Nie mam już siły.
sobota, 24 sierpnia 2013
Rozdział 58.
- O co chodzi? - pytała przyjaciółka. Stałyśmy pod oknem i patrzyłyśmy na padający deszcz.
- Zniknął...
- Kto?
- Wisiorek. Nie ma w łazience. Zostawiłam go tam, jak Tomek po nas przyszedł.
- Musi tam być, dobrze patrzyłaś?
- Marti... Nie jestem ślepa.
- I... Co zrobimy?
- Wiesz kto go zabrał, prawda?
- Myślisz, że one mogłyby...
- Tak. Tak właśnie myślę.
- Idę do nich.
- Nie - złapałam dziewczynę za rękę.
- Trzeba in go zabrać.
- Ten wisiorek to w sumie chyba jedyna rzecz, jaka mi po nim została.
- Wiki...
- Nie... Ja już nie potrzebuję współczucia. Przetrwałam bez niego rok. Wytrzymam kolejny.
Odwróciłam się w stronę tańczących osób i przyglądałam się każdemu z osobna.
Nagle dostrzegłam podażąjącego w naszą stronę Tomka.
- Co się znowu stało? - stanął przede mną, a ja zobaczyłam twarz Maksa. Nie kontrolowałam tego. - Hm? - niecierpliwił się.
- Ktoś jej ukradł naszyjnik.
- Jaki znowu naszyjnik?
- Mój... - wymamrotałam.
- Kochanie... Pojedziemy do jubilera i wybierzesz sobie coś tysiąc razy lepszego, ok?
Popatrzyłam na niego ze łzami w oczach.
- Żadne inne wisiorki, pierścionki czy kolczyki nie zastąpią tamtego, zapamiętaj to.
- Niby czemu?
- Bo tamten był od Maksa - powiedziałam, poszłam po swoją torbę i wyszłam że szkoły. Ten wieczór miał wyglądać inaczej. Zdecydowanie inaczej...
Powoli schodziłam po schodach. Miałam nadzieję, że nikt za mną nie idzie. Chciałam być sama.
Wyszłam ze szkoły i już byłam cała mokra. Zauważyłam jakiś przystanek, prawie na przeciwko szkoły, więc podeszłam pod niego i usiadłam na ławce.
Nie wiem ile czasu minęło, ale w pewnym momencie usłyszałam jak ktoś puka w szybę, za moimi plecami.
- Czego chcesz? - stanęłam obok Tomka.
- Chcesz parasol?
- Nie. Chcę zostać sama.
- Wiesz co? Mam już tego serdecznie dosyć. Myślałem, że o nim zapomniałaś, że dałaś sobie spokój, ale nie... Gdybym go spotkał, przypieprzył bym mu i to konkretnie. Byłaś na dobrej drodze, nie myślałaś o nim, ale znowu... Znowu musisz to robić.
- Ty nic nie rozumiesz... - krzyknęłam w jego stronę i rozpłakałam się.
- Masz rację. Niczego nie rozumiem, niczego.
- Nie da się tak po prostu zapomnieć o osobie, którą się kochało, z którą było się tak blisko.
- Już zapomniałaś, tylko znowu ci odbiło i robisz jakieś cyrki!
- Idiota! - krzyknęłam i odwróciłam się, chcąc iść jak najdalej. Poczułam jednak, jak Tomek łapie mnie za rękaw. - Co?!
Po kilku minutach byliśmy już w aucie, wracaliśmy do domu.
- Wiktoria...
- Tak wiem mamo. Jestem cała mokra.
- Idź się ogarnij i to szybko, proszę cię.
*z perspektywy Maksa.
Trzymałem w ręce telefon. Siedziałem już tak jakoś godzinę. W końcu odważyłem się i zadzwoniłem. Słyszałem tylko kolejne sygnały, nic więcej.
- Maks, tata cię woła! - mama krzyknęła z kuchni, więc postanowiłem się rozłączyć... I więcej nie próbować.
środa, 21 sierpnia 2013
Rozdział 57.
poniedziałek, 19 sierpnia 2013
Rozdział 56.
Rozdział 55.
sobota, 17 sierpnia 2013
Rozdział 54.
czwartek, 15 sierpnia 2013
Rozdział 53.
* z perspektywy Wiktorii.
- Czemu mieszka sama? - dopytywał Tomek, gdy staliśmy pod drzwiami.
- Tak wyszło... - nie chciałam nic mówić.
Staliśmy już około 3 minut, ale dalej nikt nie otwierał.
- Chyba jej nie ma - odrzekłam zawiedziona.
- Najwyraźniej.
Ja już odwróciłam się i stanęłam przy schodzach, a chłopak odchodząc szarpnął jeszcze klamkę. Drzwi się otworzyły.
- Wchodzimy? - spytał zmieszany.
Ja natomiast nie odpowiedziałam. Minęłam go i szybko weszłam do mieszkania. Zaczęłam zaglądać wszędzie.
- Tomek! - prawie pisnęłam stając przed leżącą na podłodze w salonie, panią Ewą.
- Co je... - nie dokończył.
- Dzwoń szybko po karetkę, błagam cię!
- Oddycha jeszcze?!
- Dzwoń! - krzyknęłam pełna złości i spiorunowałam go wzrokiem.
Moje serce waliło jak opętane, nie wiedziałam, co się ze mną dzieje.
- Oddycha - próbował uspokoić mnie chłopak.
- Jak możemy jej pomóc?! - pytałam i trzymałam za rękę nieprzytomną kobietę.
W mojej głowie były setki myśli. Rozpłakałam się. Czułam, że tracę kolejną osobę...
Nagle poczułam, uścisk... Momentalnie skierowałam oczy na panią Ewę.
- Wiktoria - wyszeptała.
- Niech pani się trzyma, proszę, błagam!
- Powiedz moim dzieciom i wnukom, że bardzo ich kochałam, że tęskniłam - jej powieki ciągle zamykały się. - Powiedz im, że teraz będę już bezpieczna, razem z mężem, nie będą mieli już ze mną problemu. Tobie... Tobie też dziękuję za wszystko.
Kobieta zamilkła.
- Proszę się odsunąć! - krzyknął ktoś za moimi plecami.
Odskoczyłam od pani Ewy i stanęłam obok Tomka.
- Będzie dobrze - powtarzał cały czas.
Po kilku minutach osłabiona leżała na noszach. Wynieśli ją z domu i odjechali karetką.
- Musimy tam jechać... - wymamrotałam stojąc przy oknie. - To znaczy... Ja muszę, ty nie. Dzięki, że mi pomogłeś i w ogóle.
- Jeżeli chcesz, mogę jechać.
- Nie... Lepiej będzie jak sama się tam pokażę.
Kiedy wróciłam do domu zastałam Szymka i tatę. Wytłumaczyłam im wszystko. Tata odwiózł mnie do szpitala..
- Przepraszam, ja... Szukam starszej kobiety, trafiła tu niedawno, ma na imię Ewa.
- Zaraz przyjdzie lekarz, proszę poczekać.
Siedziałam na krześle, czekałam... Nic. Dopiero po kilkunastu minutach dzięki jakiejś pielęgniarce dotarłam do odpowiedniej sali.
- O co chodzi? - spytałam będąc przed drzwiami, obok nich stał jakiś mężczyzna.
- Kim ty jesteś... - wydukał i pokazał swoją twarz. Płakał...
_______________________________
Nie myślcie, że Was olewam czy coś :(( po prostu kończą się wakacje no i sami wiecie.. ciągle gdzieś wychodzę.
I jeżeli przeczytacie, skomentujcie. Bo chciałabym wiedzieć ile Was tu jest.
Pamiętam, że zadałam to pytanie też przy moim pierwszym opowiadaniu. Wtedy około 100 osób, potwierdziło, że je czyta :'') to było piękne... I nadal jest xx. Kocham!