poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 56.

*z perspektywy Wiktorii.
Odkąd byłam z Tomkiem, moje życie się zmieniło. Chłopak był strasznie opiekuńczy, ciągle się o mnie troszczył i pomógł mi zapomnieć o Maksie. Tak. Chciałam o nim zapomnieć i mieć wreszcie spokój. Po wrześniu nadeszły kolejne miesiące – październik, listopad, grudzień. Zima… Chyba nie za bardzo lubiłam tę porę roku. Jedynym plusem były wieczory pod kocem z dobrą książką i gorącą herbatą. Wszystko to jednak minęło strasznie szybko. Ani się nie obejrzałam, a przyszła wiosna.
W szkole było dobrze. Podciągnęłam oceny i po pierwszym semestrze byłam zadowolona ze swoich wyników. Wiedziałam, że nic nie osiągnęłabym bez moich nowych przyjaciół.
Poznałam wiele osób. Większość z nich to naprawdę bardzo sympatyczni i fajni ludzie. Jedynie 3 dziewczyny uwzięły się na mnie. Nienawidziły mnie, chociaż nikt nie wiedział dlaczego. Nie przejmowałam się nimi. To normalne, że nie da się lubić każdego. Najgorsze jednak było to, że jedna z nich – Zuza, to kuzynka, daleka, ale kuzynka Martyny. Przyjaciółka próbowała ją jakoś do mnie przekonać, ale nie wychodziło jej to.
Po tych kilku miesiącach, mogłam być z siebie naprawdę dumna. Nie zachowywałam się jak dawniej. Kiedy usłyszałam imię „Maks” lub coś związanego z nim, od razu płakałam. Teraz już tak nie było. Nauczyłam się żyć bez niego. Czasami nawet zapominałam o jego istnieniu… To straszne.
Na początku kwietnia mieliśmy w szkole jakąś dyskotekę. Postanowiłam, że na nią pójdę. Kilka godzin przed przyszła do mnie Martyna i nawzajem zrobiłyśmy sobie makijaż. Stałam przed lusterkiem i zastanawiałam się czy wszystko jest ok.
- Ten wisiorek świetnie pasuje. Też taki chce – powiedziała i zaczęła się śmiać.
Ja natomiast zjechałam oczami w dół i delikatnie położyłam dłoń na dekolcie, łapiąc naszyjnik. Poczułam napływające do oczu łzy.
- Ej, co jest? – spytała przyjaciółka.
Milczałam, wpatrzona w swoje odbicie. Poczułam się teraz dokładnie tak, jak kilka miesięcy temu. Czułam, że znowu go tracę, że znowu umieram…
- Maks mi go dał – wyszeptałam.
- Wiki, ja… nie chciałam.
- Nie szkodzi. Wiesz… dopiero teraz uświadomiłam sobie, że noszę go przez cały czas, od momentu, kiedy mi go dał.
- Zaraz będzie tu Tomek. Ogarnijmy się… - dziewczyna przytuliła mnie, a ja zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się, tylko po to, żeby nie wybuchnąć płaczem.
*z perspektywy Maksa.
Napisałem kilkanaście listów. Wszystkie skierowane były do Wiktorii, ale żaden z nich nie mógł zostać wysłany. Mój nowy dom, nowa szkoła, nowi znajomi… to koszmar. Każdej nocy zastanawiałem się czy moje życie ma jeszcze sens. Tak cholernie tęskniłem za przyjaciółką. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak bardzo ją kochałem. Tak… kochałem. Minął prawie rok… Dawniej nie mogłem przeżyć bez niej jednego dnia. Minął prawie rok… Wiedziałem już, że to koniec, że już nigdy jej nie odzyskam.

W pewnym stopniu nauczyłem się żyć bez niej. Były dni, kiedy nawet nie miałem czasu myśleć o tym wszystkim. Byłem tak zajęty nauką, pracą… Wszystko mnie przerastało.  Czasami przyłapywałem się na tym, że już w ogóle nie pamiętam o Wiktorii, że teraz jest dla mnie nikim… To straszne.


4 komentarze:

  1. Więcej takich 'z perspektywy Maksa'! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam <3333. zapraszam do nas :) Mogło być więcej z perspektywy Maksa :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie się doczekałam czegoś z perspektywy Maksa! WIĘCEJ!

    OdpowiedzUsuń
  4. the best <3 MASZ TALENT I NIE PRZESTAWAJ !
    uwielbiam to opowiadanie tak samo jak twoje pierwsze.
    :D
    widac , ze sie rozwijasz
    tak dalej xD

    OdpowiedzUsuń