Po długiej chwili ich usta rozłączyły się. Spojrzeli sobie
w oczy, które były przepełnione miłością i nie do końca pojętym dla nich
uczuciem, którego wcześniej nie doznali.
- Przepraszam…
- Za co? - zdziwiła się dziewczyna.
- Za wszystko. Jeszcze raz…
Uśmiechnęła się delikatnie nic nie mówiąc.
- Chcę być dalej twoim przyjacielem, ale też kimś więcej. Naprawdę cię kocham i… Sam nie wiem czemu. Znamy się tak długo, a ja dopiero po tym roku to poczułem. Jesteś dla mnie najważniejsza, chciałbym być obok ciebie już zawsze, wiesz?
- Nie sądziłam, że… Nasza przyjaźń tak się skończy.
- Ona się nie skończyła. Trwa dalej… I będzie trwać.
Wiktoria obróciła się i popatrzyła jeszcze raz na panoramę Paryżu.
- O co chodzi? - spytał trochę zaniepokojony chłopak, patrząc na ukochaną i bawiąc się jej kosmykiem włosów.
- Cieszę się, że cię znalazłam - w końcu uśmiechnęła się.
- Przepraszam…
- Za co? - zdziwiła się dziewczyna.
- Za wszystko. Jeszcze raz…
Uśmiechnęła się delikatnie nic nie mówiąc.
- Chcę być dalej twoim przyjacielem, ale też kimś więcej. Naprawdę cię kocham i… Sam nie wiem czemu. Znamy się tak długo, a ja dopiero po tym roku to poczułem. Jesteś dla mnie najważniejsza, chciałbym być obok ciebie już zawsze, wiesz?
- Nie sądziłam, że… Nasza przyjaźń tak się skończy.
- Ona się nie skończyła. Trwa dalej… I będzie trwać.
Wiktoria obróciła się i popatrzyła jeszcze raz na panoramę Paryżu.
- O co chodzi? - spytał trochę zaniepokojony chłopak, patrząc na ukochaną i bawiąc się jej kosmykiem włosów.
- Cieszę się, że cię znalazłam - w końcu uśmiechnęła się.
Maks objął ją i delikatnie ucałował, dziewczyna
odwdzięczyła się solidnym kopniakiem.
*z perspektywy Wiktorii.
Razem z chłopakiem doszliśmy pod hotel.
- To takie dziwne uczucie
trzymać cię za rękę – powiedziałam cicho.
- Wiem to… ale chciałbym, żeby było między nami jak dawniej…
żebyśmy po prostu byli takimi zakochanymi przyjaciółmi.
- Głupi jesteś – pocałowaliśmy się uśmiechnięci.
- Dobranoc – pożegnał mnie. Kiedy przytulaliśmy się,
popatrzyłam na niego i moje kąciki ust podniosły się znowu ku górze, mimo
padającego dość intensywnie deszczu.
W końcu musieliśmy się rozstać. Maks poszedł w swoją
stronę, a ja szybko wbiegłam do hotelu. Udało mi się przemknąć przez korytarz
bez żadnych wytłumaczeń. Nacisnęłam na klamkę i wparowałam do pokoju.
- Ale wy jesteście słodcy… - powiedziała niby poważnym
tonem Martyna, gdy tylko mnie zobaczyła, odchodząc od okna.
Podroczyłyśmy się chwile, brakowało mi tego.
- Jesteś teraz szczęśliwa? – pytała Zuza, kiedy leżałyśmy
już w łóżkach.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo… Czekałam na to cały rok.
Udało się…
*z perspektywy Maksa.
Uśmiechnięty, jak nigdy, wszedłem do „domu”.
- Gdzieś ty był? – mama zmierzyła mnie wzrokiem, byłem cały
mokry.
Wyszczerzyłem się jeszcze bardziej nic nie odpowiadając.
- Wiktoria? – spytała kobieta.
- Jestem szczęśliwy – odrzekłem, chociaż wcale nie
zamierzałem tego mówić.
- A co będzie potem?
- Kiedy potem?
- Ona chyba niedługo wyjeżdża, prawda?
Zmieszałem się trochę, opierając o ścianę.
- Przecież my też nie będziemy tu gnić do końca życia,
prawda?
- Maks… na razie musimy zostać.
- Po co? Skoro złapali tego drania…
- Nie złapali.
- Że co? – popatrzyłam na mamę z wielkim zdziwieniem,
złością i niezrozumieniem.
- Znowu gdzieś im, jak to zawsze mówiłeś, zwiał…
- Chyba sobie żartujesz?
- Niestety nie…
- Czyli… czyli nie wrócimy do Polski? – z wielkim trudem
wypowiadałem kolejne słowa.
- Na razie nie możemy.
Odwróciłem się i otworzyłem drzwi.
- Gdzie idziesz?
- Przewietrzyć się.
- Przecież pada… Maks!
Zbiegłem po schodach i byłem już przed kamienicą.
Faktycznie… z nieba spadały kolejne krople, ale chyba mi to teraz nie
przeszkadzało. Przez ostatnie kilka godzin myślałem, że będzie już dobrze, że
wszystko się ułoży. Usiadłem i zastanawiałem się, co zrobić, jak powiedzieć o
tym wszystkim Wiktorii. Jak…?
Niech oni wreszcie moga wrocic ;-;
OdpowiedzUsuń