piątek, 4 października 2013

Rozdział 80.

Po długiej chwili ich usta rozłączyły się. Spojrzeli sobie w oczy, które były przepełnione miłością i nie do końca pojętym dla nich uczuciem, którego wcześniej nie doznali.  
- Przepraszam…  
- Za co? - zdziwiła się dziewczyna.  
- Za wszystko. Jeszcze raz…  
Uśmiechnęła się delikatnie nic nie mówiąc. 
- Chcę być dalej twoim przyjacielem, ale też kimś więcej. Naprawdę cię kocham i… Sam nie wiem czemu. Znamy się tak długo, a ja dopiero po tym roku to poczułem. Jesteś dla mnie najważniejsza, chciałbym być obok ciebie już zawsze, wiesz?  
- Nie sądziłam, że… Nasza przyjaźń tak się skończy. 
- Ona się nie skończyła. Trwa dalej… I będzie trwać.  
Wiktoria obróciła się i popatrzyła jeszcze raz na panoramę Paryżu. 
- O co chodzi? - spytał trochę zaniepokojony chłopak, patrząc na ukochaną i bawiąc się jej kosmykiem włosów. 
- Cieszę się, że cię znalazłam - w końcu uśmiechnęła się.
Maks objął ją i delikatnie ucałował, dziewczyna odwdzięczyła się solidnym kopniakiem.


*z perspektywy Wiktorii.
Razem z chłopakiem doszliśmy pod hotel.
- To takie dziwne uczucie  trzymać cię za rękę – powiedziałam cicho.
- Wiem to… ale chciałbym, żeby było między nami jak dawniej… żebyśmy po prostu byli takimi zakochanymi przyjaciółmi.
- Głupi jesteś – pocałowaliśmy się uśmiechnięci.


- Dobranoc – pożegnał mnie. Kiedy przytulaliśmy się, popatrzyłam na niego i moje kąciki ust podniosły się znowu ku górze, mimo padającego dość intensywnie deszczu.


W końcu musieliśmy się rozstać. Maks poszedł w swoją stronę, a ja szybko wbiegłam do hotelu. Udało mi się przemknąć przez korytarz bez żadnych wytłumaczeń. Nacisnęłam na klamkę i wparowałam do pokoju.
- Ale wy jesteście słodcy… - powiedziała niby poważnym tonem Martyna, gdy tylko mnie zobaczyła, odchodząc od okna.
Podroczyłyśmy się chwile, brakowało mi tego.
- Jesteś teraz szczęśliwa? – pytała Zuza, kiedy leżałyśmy już w łóżkach.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo… Czekałam na to cały rok. Udało się…
*z perspektywy Maksa.
Uśmiechnięty, jak nigdy, wszedłem do „domu”.
- Gdzieś ty był? – mama zmierzyła mnie wzrokiem, byłem cały mokry.
Wyszczerzyłem się jeszcze bardziej nic nie odpowiadając.
- Wiktoria? – spytała kobieta.
- Jestem szczęśliwy – odrzekłem, chociaż wcale nie zamierzałem tego mówić.
- A co będzie potem?
- Kiedy potem?
- Ona chyba niedługo wyjeżdża, prawda?
Zmieszałem się trochę, opierając o ścianę.
- Przecież my też nie będziemy tu gnić do końca życia, prawda?
- Maks… na razie musimy zostać.
- Po co? Skoro złapali tego drania…
- Nie złapali.
- Że co? – popatrzyłam na mamę z wielkim zdziwieniem, złością i niezrozumieniem.
- Znowu gdzieś im, jak to zawsze mówiłeś, zwiał…
- Chyba sobie żartujesz?
- Niestety nie…
- Czyli… czyli nie wrócimy do Polski? – z wielkim trudem wypowiadałem kolejne słowa.
- Na razie nie możemy.
Odwróciłem się i otworzyłem drzwi.
- Gdzie idziesz?
- Przewietrzyć się.
- Przecież pada… Maks!
Zbiegłem po schodach i byłem już przed kamienicą. Faktycznie… z nieba spadały kolejne krople, ale chyba mi to teraz nie przeszkadzało. Przez ostatnie kilka godzin myślałem, że będzie już dobrze, że wszystko się ułoży. Usiadłem i zastanawiałem się, co zrobić, jak powiedzieć o tym wszystkim Wiktorii. Jak…?

 

1 komentarz: