piątek, 11 października 2013

Rozdział 82.

*z perspektywy Wiktorii.
Leżeliśmy na łóżku w pokoju Maksa i oglądaliśmy jakiś film. Był genialny, ale byłam tak zmęczona, że kilka razy prawie zasnęłam na ramieniu chłopaka.
- Za ile wyjeżdżacie?
- 2 albo 3 dni… już nawet nie pamiętam.
Przez cały czas czułam mocne bicie serca.
- Czemu pytasz? – spytałam zamykając oczy.
- Bo… nie wiem, jak to wszystko się ułoży – głos stopniowo cichł. – Ty wrócisz do Krakowa, a ja…
Zasnęłam.
Spałam.
Śniłam.
W końcu obudziłam się. Niebo było już ciemne, miasto cichło, stawało się puste. Nikogo nie było w pokoju. Wstałam i podeszłam do okna. Stałam tak przez chwilę i łza spłynęła po moim policzku. Czemu jestem tak bardzo wrażliwa, uczuciowa, wszystkim się przejmuję? Ciągle szukam dobrej odpowiedzi…
- Jak mam jej to powiedzieć? Mam ją kolejny raz zawieść?
- Maks… wiem, jak to wygląda. Mi też jest ciężko. Gdybyśmy mogli, uwierz mi, że idę po walizkę i już dzisiaj się pakujemy… Ale nie możemy.
- Czemu on nam niszczy życie?
- Bo zazdrości nam szczęścia.
- Przecież nie jesteśmy szczęśliwi, więc jak może nam zazdrościć?
- Nie jesteś szczęśliwy? A Wiktoria?
Wpatrywałam się w kołyszące się delikatnie gałązki drzew, słuchając dialogu.
- Nie jestem szczęśliwy do końca. Nie chcę skrzywdzić jej drugi raz. Chcę wrócić z nią do Krakowa.
- Maks… obiecuję ci, że jeżeli tylko znowu go złapią, jeżeli dostaniemy informację, pakujemy się i wracamy, natychmiast.
- Już tyle razy mi to obiecywałaś… i co?
- Przyrzekam na wszystko.
W tym momencie chyba zadzwonił telefon. Kobieta weszła do przedpokoju, a ja rzuciłam się na łóżku i udawałam, że nadal śpię. Kiedy natomiast Maks otworzył drzwi do swojego pokoju, niby zaczęłam przebudzać się.
Po jego ruchach wydawało mi się, że usiadł za moją głową. Nie zdążyłam jeszcze otworzyć oczu. Chłopak delikatnie pocałował mnie w czoło, a ja uśmiechnęłam się.
Kilka minut temu poznałam prawdę. Prawdę, która była czymś oczywistym, ale dopiero teraz uświadomiłam sobie, że to się dzieje, że się stanie. Ja wyjadę, a Maks zostanie tutaj… Musiałam jednak udawać, że nie słyszałam rozmowy. Musiałam, bo chciałam.
- Wyspana?
- Długo już tak leżę?
- Chyba jakoś godzinę.
- Muszę wracać do hotelu.
- Wolałbym żebyś została – westchnął ze smutkiem.
Podniosłam się i usiadłam naprzeciwko niego. Zobaczyłam w jego oczach niezadowolenie, złość – efekty dialogu z mamą.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę po czym ja poszłam się ubierać. Staliśmy w korytarzu. Maks patrzył na mnie i śmiał się z moich niezręcznych ruchów, podczas których prawie wylądowałam na podłodze.
- Ale oferma – wyszczerzył się. Ja natomiast podniosłam nogę i już miałam uderzyć nią w pewne miejsca, ale chłopak odsunął się.
- Uważaj – powiedziałam głośniej, bo Maks prawie wszedł w wychodzącą z kuchni kobietę.
Obydwoje popatrzyliśmy na nią. Wyglądała na załamaną, a jej wyraz twarzy był… nijaki.
- Co jest? – spytał jej syn.
Przełknęła głośno ślinę, wzięła głęboki i ciężki oddech, po czym na sekundę podniosła do góry kąciki ust.
- On jest w Paryżu – skierowała wzrok na Maksa. Zapadła cisza.
Nikt nic nie powiedział. Kobieta dopiero po chwili otrząsnęła się.
- Więc… dobranoc.
- Dobranoc… – odpowiedziałam momentalnie, bez zastanowienia.
***
Para wyszła przed kamienicę.
- Nie możesz ze mną iść…
- Dlaczego?
- Bo jak on cię tutaj znajdzie to… to niewiadomo do czego będzie zdolny.
- Sama nie pójdziesz.
- Maks… nie pozwolę, żeby coś ci się stało. Ani tobie, ani twoim rodzicom. Mnie nie zna, ale jak zobaczy ciebie…
- Chodź tutaj – chłopak mocno przytulił do siebie dziewczynę.
- Nigdy nie chcę cię stracić… - wyszeptała bardzo, bardzo cicho.


Minęło kilkadziesiąt sekund. Zamienili kilka zdań i musieli w końcu się pożegnać
- Kocham cię.

- To dobrze, bo ja ciebie też.


 

2 komentarze:

  1. Kiedy się to ułozy wreszcie :c?

    OdpowiedzUsuń
  2. nareszcie !
    dalej, błagam ! nawet jeszcze dzisiaj!
    P.

    OdpowiedzUsuń