poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział 91.

*z perspektywy Maksa.
Po rozmowie z Wiktorią natychmiast wyszedłem z pokoju i usiadłem w kuchni naprzeciwko rodziców. Popatrzyli na mnie, a tata od razu spytał:
- Co znowu?
- Możecie mi wyjaśnić, jakim cudem rodzice Wiktorii wiedzieli o tym, gdzie jesteśmy?
Zatkało ich. Byli zdziwieni i zaczęli szukać w głowach jakiejś dobrej odpowiedzi.
- No słucham – próbowałem ich pospieszyć.
- Skąd wiesz, że…
- Wiktoria przez przypadek usłyszała jak o tym rozmawiali…
- Po prostu… tak wyszło – odezwała się mama.
- Tak wyszło? – oburzyłem się. – Oni wiedzieli, a ja nawet nie mogłem zadzwonić do Wiktorii i… w głowie mi się to nie mieści…
- Jakoś daliście radę.
- Daliśmy radę?! – podniosłem się z krzesła. – Mało brakowało, a straciłbym ją… Gdybyśmy się nie spotkali tutaj… zobaczyłbym ją pewnie za 10 lat, jak wreszcie złapaliby tego idiotę.
- Hamuj się z tym, co mówisz – mężczyzna oparł się o siedzenie i podrapał się po głowie.
- To jak mam mówić? Twój wspaniały brat, a mój kochany, najlepszy na świecie wujek. Może tak?
- Nie pyskuj…
Poczułem ścisk w gardle. Rodzice chyba w ogóle nie rozumieli mnie i mojej sytuacji.
- Wychodzę – powiedziałem zrywając z wieszaka kurtkę.
- Dokąd?
- A co was to obchodzi?
- Pytam – tata podniósł głos.
- Skoro wy nie mówicie mi o wszystkim, dlaczego ja mam to robić?
Wyszedłem z mieszkania. Napisałem do Igora (przyjaciel  Maksa z Francji) i umówiłem się z nim w parku. Droga zajęła mi góra 10 minut.
- Siema – podaliśmy sobie ręce, jak to zazwyczaj bywało.
- Dawno nie gadaliśmy, co? – zauważył od razu.
- Słuchaj, przepraszam… Tyle wszystkiego mi się ostatnio na łeb zwaliło, że… mam dosyć, serio.
- A jak z Wiktorią?
- Wyjechała… - przez chwilę milczeliśmy. – Ale mamy kontakt, więc jest ok.
- Chociaż tyle…
- Rozmawiasz z Izą? – spytałem, kiedy przypomniałem sobie o niej.
- Nie, ale chyba jest szczęśliwa. Z tego co wiem, ma chłopaka.
- Jest mi głupio…
- Nie przejmuj się tym. Było minęło.
*z perspektywy Wiktorii.
Czułam jak ktoś delikatnie szarpie moje ramię.
- Wstawaj – usłyszałam nagle nad uchem.
W tym momencie zerwałam się i szeroko otworzyłam oczy.
Zobaczyłam Szymka, chociaż jego głos, był teraz podobny do głosu Maksa.
- Sorry – powiedział ze skrzywioną miną.
- Nie… Spoko – odpowiedziałam i znowu położyłam się.
- Rodzice pojechali na zakupy, jest już 11. Masz na dole śniadanie i tak w ogóle to miałaś mi wszystko opowiedzieć.

Niechętnie wyszłam z łóżka, ale nareszcie, po dwóch tygodniach, dobrze wyspałam się. Zjadłam tosty, które prawdopodobnie zrobiła mama. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam jakieś luźne ciuchy, po czym wraz z bratem usiedliśmy w salonie. Zaczęłam mu o wszystkim mówić. No… Prawie o wszystkim. 

6 komentarzy: