sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 14.


*z perspektywy Maksa.
- Dzień dobry - mówiłem co chwilę do przechodzących obok mnie i Wiktorii nauczycieli.
- Maks ja nie chcę iść do tego liceum – usłyszałem nagle smutny głos dziewczyny. 
- Ja teraz chyba też nie…
Stanęliśmy na holu i oparliśmy się ścianę. Wszystkie ławki były już zajęte, więc nie mieliśmy innego wyjścia. Po kilku minutach rozpoczęła się akademia końcowo roczna. Dyrektor przez ten czas rozdawał różne nagrody poszczególnym uczniom oraz przekazywał świadectwa. Po tym oraz po krótkim przedstawieniu udaliśmy się do klas. Kiedy wszyscy już tam byliśmy, zauważyłem od razu, że każdy jest przygnębiony i cisną się mu łzy do oczu. Samemu chciało mi się wtedy płakać. Spędziłem z tymi ludźmi 3 lata. Może to nie tak dużo, ale też nie mało… Pocieszał mnie jedynie fakt, że ja i Wiktoria idziemy do tego samego liceum.
Minęło chyba 15 minut. Wychowawczyni, do której również mocno się przywiązaliśmy, życzyła nam powodzenia w nowych szkołach, itd. Na policzkach dziewczyn zaczęły pojawiać się pojedyncze łzy. Na końcu tego spotkania wszyscy zaczęliśmy się żegnać i przytulać.
W końcu po tym wszystkim podeszła do mnie Wiktoria i popatrzyła. Była cała zapłakana. Fakt, że była bardzo wrażliwą osobą. Uśmiechnąłem się do niej delikatnie, przyciągnąłem do siebie i mocno przytuliłem. 
W końcu, chyba po raz pierwszy, niechętnie opuściliśmy budynek szkoły. Przyjaciółka była bardzo przybita i w ogóle się nie odzywała.
- No cóż… to koniec – powiedziałem i odwróciłem się jeszcze raz w stronę szkoły.
- Myślę, że te 3 lata możecie zaliczyć do udanych – mówiła pani Julia, a moja mama jej przytakiwała.
- Wszystko się przecież kiedyś kończy – wykrztusiła z siebie Wiktoria cichym głosem.
Jej mama objęła ją ręką i wszyscy razem pomaszerowaliśmy w stronę samochodu. Po niecałych 20 minutach byliśmy już w domu. Tego dnia nie umawiałem się z nikim nigdzie. Wolałem sam dotrwać jakoś do wieczora i wszystko sobie przeanalizować.
Leżąc popołudniu na hamaku zdałem sobie sprawę, że w tym roku prawie w ogóle nie cieszę się z wakacji. Było to bardzo dziwne, ale taka była prawda.
Wieczorem dosyć wcześnie poszedłem pod prysznic, a potem znowu cały czas siedziałem w swoim pokoju. Włączyłem komputer i zacząłem wszystko po kolei ogarniać. Nie trwało to jednak długo. Szybko zaczęły kleić mi się oczy, więc zamknąłem laptopa i próbowałem już zasnąć.
*z perspektywy Wiktorii.
Siedziałam na łóżku i patrzyłam przez otwarte okno w niebo. Dalej chciało mi się płakać, ale próbowałam się powstrzymać. W pewnym momencie przypomniałam sobie o czymś. Wstałam, wyszłam po cichu z pokoju i udałam się do innego pomieszczenia. Tam spojrzałam na dobrze znaną mi szafę i podeszłam pod nią. Zaczęłam ją powoli otwierać. Kiedy już to zrobiłam, poczęłam rozgrzebywać wszystkie znajdujące się tam, przede wszystkim papiery. W końcu znalazłam… chwyciłam w dłonie moją zdobycz i szybko wróciłam do swojego pokoju. Zamknęłam za sobą dokładnie drzwi, wzięłam do ręki długopis i usiadłam na łóżku. Otworzyłam pamiętnik mamy… Sięgnęłam wtedy pamięcią do dnia, kiedy to po raz pierwszy go znalazłam. Ostatnia strona, tak. To tam znajdował się mój wpis sprzed kilku lat…
„Dzisiaj właśnie skończyłam gimnazjum. Jestem przybita, ale myślę, że niedługo się z tego wyleczę. Maks i rodzina na pewno mi w tym pomoże. Nie będę się rozpisywać. Chciałabym znowu napisać tu coś za kilka lat. Mam nadzieję, że będę wtedy mogła Ci oznajmić pamiętniku, jaka w dalszym ciągu jestem szczęśliwa. Dobranoc!”
Kiedy tylko skończyłam skrobać długopisem po postarzałym już papierze, wsunęłam pamiętnik pod poduszkę. Sama położyłam się i uśmiechnęłam. Był to chyba jedyny uśmiech w ciągu całego dnia.

4 komentarze: