*z perspektywy Wiktorii.
- Mój mąż zginął w pożarze – powtórzyła kobieta –
mieszkaliśmy na wsi. Pewnego dnia, sami nie wiedzieliśmy wtedy czemu, ale nasza
stodoła zaczęła się palić. To było… 20 lat temu – powiedziała ciszej i głośno
przełknęła ślinę.
- Przykro mi, nie wyobrażam sobie, co może teraz
pani czuć.
- W stodole siedział nasz 6 letni wnuk. Razem z
mężem biegaliśmy i szukaliśmy go. Był nieprzytomny, kiedy już go znaleźliśmy. Wyciągnęłam
go stamtąd, a mąż próbował gasić ogień. Straż przyjechała i gasiła resztę. Ja
zapłakana stałam z wnukiem obok domu. Szukałam wzrokiem męża, ale nigdzie go
nie widziałam. W końcu… strażacy przynieśli go pod nas. Już nie żył.
Patrzyłam na kobietę i powstrzymywałam się od
płaczu. Miałam już litry łez w oczach, które ciągle zamazywały mi obraz.
- A moja twarz… dlatego jest taka, bo jest
poparzona. Kiedyś, kiedyś, było jeszcze gorzej. Już wtedy ludzie zaczęli mnie
skreślać, bo wyglądałam inaczej niż oni. Musiałam do tego przywyknąć. Dzisiaj
nie jest inaczej. Czuję się z tym okropnie, ale chyba już nauczyłam się z tym
żyć.
- Bardzo, bardzo pani współczuję… Nie wiem, jak to
jest stracić tak bliską sercu osobę. Ale… to musi być okropnie ciężkie i
podziwiam, że cały czas daje pani z tym wszystkim radę.
- Przywykłam… ale to faktycznie okropne, gdy budzisz
się i zasypiasz ze świadomością, że nie masz nikogo, że sama musisz żyć…
- Teraz już pani nie będzie sama – powiedziałam i
uśmiechnęłam się delikatnie.
Po kilkunastu minutach opuściłam mieszkanie
staruszki. Od razu wyciągnęłam telefon i zobaczyłam 3 sms-y. Wszystkie były od
Maksa.
- Gdzie ty jesteś? – spytał lekko zdenerwowany,
kiedy do niego zadzwoniłam.
- Idę do domu, coś się stało?
- Martwiłem się po prostu.
- Niepotrzebnie. Wszystko jest ok.
- Bądź o 19, wiesz gdzie.
Przyspieszyłam teraz i szłam w stronę przystanku.
Wsiadłam do autobusu i jechałam już do domu. Kiedy już tam byłam od razu
rzuciłam się na kanapę zmęczona. Po chwili usłyszałam czyjeś kroki. Był to
Szymek.
- Wyjeżdżamy 6 lipca! – mówił radośnie.
- Nie mogę się doczekać – odpowiedziałam cicho i
zamknęłam oczy, wyobrażając sobie wszystko.
Przed 19 wyszłam z domu i udałam się w stronę „mojego”
jeziora. Kiedy tam dotarłam zauważyłam Maksa i usiadłam obok niego.
***
- Gdzie byłaś? – spytał chłopak nie odwracając głowy
w stronę Wiktorii.
- Musiałam coś załatwić, jakoś tak zleciało.
- Mam przeczucie, że kłamiesz, wiesz?
- Maks… nie mam 5 lat, tylko 16. Potrafię sobie
poradzić, nie jestem już małą dziewczynką. Z resztą, gdybym miała te 5 lat, też
bym dała radę. Wyluzuj…
Kiedy Wiktoria powiedziała to, Maksowi od razu
stanął przed oczami obraz tamtego lata, kiedy to uratował swojej przyjaciółce
życie.
- No nie wiem… - wykrztusił.
- Kurde… mam chyba prawo od czasu do czasu zrobić
coś sama, tak? Wyjść gdzieś czy cokolwiek innego. Nie będę cały czas siedzieć i
chodzić z Tobą.
- Kamil chyba jednak miał rację – powiedział niespodziewanie
chłopak.
- Kamil?
Wtedy chłopak odwrócił się w stronę Wiktorii a ty
otworzyła buzię.
- Czemu ja wcześniej tego nie zauważyłam?
- Bo cały czas to ukrywałem i nie chciałem, żebyś
widziała, udało się.
- Ok. powiesz mi o co chodzi? – zapytała dziewczyna
i zaczęła marszczyć czoło.
- Miał rację mówiąc, że nie daję ci spokoju. Że cały
czas chcę być wszędzie z tobą… Tak, Kamil miał rację i wiedział co mówi.
- Rozmawiałeś z nim?
- Widzisz nawet efekty tej rozmowy… - odparł i dotknął
ręką rany.
- Czemu nic nie mówiłeś? – pytała co raz bardziej zdenerwowana.
- Bo nie chciałem. Stwierdziłem, że trzeba będzie
załatwić to po męsku.
- Tak… to się nazywa szczerość w przyjaźni.
- Nie zwalaj wszystkiego na mnie, dobra? Sama nie
jesteś lepsza.
- Wiesz… powiedziałabym ci o tym, gdzie byłam, itd.
Chciałam to po prostu zrobić kiedy indziej.
- Masz kogoś, prawda?
Dziewczyna popatrzyła na chłopaka i wytrzeszczyła
oczy.
- Wiesz co… znam cię… nie wiem ile lat. Ale uwierz
mi, że jeżeli o to by chodziło, wiedział byś o tym jako drugi.
- No widzisz… zwykle dowiadywałem się o wszystkim
pierwszy, ale spoko, spoko.
- Mama idioto – odrzekłam.
Ten tylko popatrzył na Wiktorię i nic nie
odpowiedział.
- Idę do domu – powiedziała stanowczo Wiktoria i
zaczęła się oddalać.
Chłopak natomiast dalej siedział na pomoście i nie
miał na nic ochoty. Wiedział, że posunął się za daleko. Wiedział, że był zbyt
ciekawy. Wiedział też, że Wiktoria ma przecież swoje prywatne życie i może
robić to, co chce.
Cudneeee <3
OdpowiedzUsuńyay yay yay ..!! *-* ...next next next kiedy ??? *.* zakochalam sieeeeeeeeeee <3
OdpowiedzUsuńSupeeer.! Czekam na więcej. Kiedy następny ? xd ;);*
OdpowiedzUsuń''Po kilkunastu minutach opuściłam mieszkanie staruszki. Od razu wyciągnęłam telefon i zobaczyłam 3 sms-y. Wszystkie były od Wiktora.'' nie powinno być Maksa ??
OdpowiedzUsuńAle świetne <33
ej xd. czemu ja napisałam Wiktora :o omg >.< już poprawiam, dzięki. x
Usuńświetne*.* zapraszam do mnie http://wanna-be-foreverr-young.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńhm... fajnie by było mieć przyjaciela/przyjaciółkę...
OdpowiedzUsuńpo prostu kogoś kto Cię wspiera...ale nic na to nie poradzę.
Opowiadanie świetne ! Ciągle coraz lepiej, ciągle coraz lepiej ! TYLKO LEPIEJ, LEPIEJ ;P
noo.. to kiedy następny?
Usuń