Usiadłam na łóżku i popatrzyłam w okno. Zaczęłam zastanawiać się czy to wszystko ma jakikolwiek sens... Maks wyjechał, nie wróci. To nie do zrozumienia. Trzeba się z tym jednak w jakiś sposób pogodzić. Z drugiej strony, gdy zacznę mieć to wszystko gdzieś, poddam się. Zacznę umierać. Moje serce może nie wytrzymać więcej bólu. To trudne. Dla 16 letniej dziewczyny to gorsze do pojęcia niż matematyka...
Około godziny 11 zeszłam do kuchni. Zastałam tam tylko Szymka.
- Hej - powiedział cicho.
Uśmiechnęłam się delikatnie i usiadłam przy stole.
- Tęsknisz za nim? - spytał.
Ja natomiast popatrzyłam na niego, potem w okno, w stół... Łzy zaczęły spływać po moich policzkach.
- Tęsknię to mało powiedziane - odpowiedziałam z trudem.
- Ja... Idę na basen z kolegą. Nie będzie mnie do 15.
- Ok. Ja też wychodzę.
- Gdzie?
- Nieważne.
Po kilkunastu minutach, gdy byłam już gotowa, opuściłam mieszkanie. Kierowałam się w stronę znanej mi kamienicy. Niedługo potem siedziałam już w domu pani Ewy.
Opowiedziałam jej o wszystkim, ze szczegółami. Ta jak mogła, pomogła mi. Widziałam, że nie czuje się zbyt dobrze. Była chudsza, miała podkrążone oczy i z trudnością stawiała nowe kroki.
Po godzinie postanowiłam wrócić już do domu. Szłam powoli i przyglądałam się każdemu. Nagle, gdzieś w oddali zobaczyłam Kamila. Nie wiedziałam co zrobić i jak się zachować.
W końcu przeszliśmy obok siebie bez słowa. Ten nawet na mnie nie popatrzył.
Odwrociłam się... On zrobił to samo i zatrzymał się.
- To ty...
Nic nie powiedziałam.
- Co tam? - podszedł bliżej.
Zerknęłam na niego i dostrzegłam w jego oczach jakąś iskierkę dobra. Był inny niż zwykle. Nie był tym samym Kamilem.
- Wszystko... - zaczęłam niepewnie. - Po staremu.
- Maks się jakoś trzyma?
- Nie wiem.
- Mieszkacie koło siebie i nie wiesz co u niego?
- Nie mieszkamy - wymamrotałam i powstrzymywałam się od płaczu.
Chłopak popatrzył na mnie, jakby chciał jakiegoś wytłumaczenia.
- Wyjechał... Ale nie pytaj o nic więcej, proszę.
- Chcesz się przytulić?
Bez słowa podeszłam do niego i wtuliłam się. Teraz to było najlepszym lekarstwem. Wróciłam do domu i znowu weszłam do łóżka. Moje serce pękało pękało, rozdarte na tysiące kawałków. Nagle usłyszałam dzwonek. Szybko zbiegłam po schodach i zerknęłam kto to. Otarłam szybko twarz dłońmi i otworzyłam drzwi.
- Wiki - powiedziała kobieta z szerokim uśmiechem.
- Dzień dobry - odpowiedziałam, widząc Olę, Wiktora i Dawidka.
- Jesteś sama?
- Tak.
- To nawet dobrze. Będziemy i tak musieli poczekać na resztę. Mamy dla was niespodziankę.
- Znowu?
- Tak. Mamy nadzieję, że się ucieszycie... Ale teraz opowiadaj, co u ciebie?
W mojej głowie wszystko się pomieszało, ale na szczęście uratował mnie Szymek, który właśnie wrócił z basenu. Od razu zabrał gdzieś wujka i małego, a ja zostałam sama z ciocią.
- No więc słucham, co u ciebie?
- U mnie... - zaczęłam.
- Mi możesz powiedzieć.
- Kojarzysz Maksa?
- No pewnie. Bardzo fajny chłopak.
Pokiwałam głową i usmiechnęłam się tylko po to, by wstrzymać łzy.
- Co z nim? - dopytywała ciocia.
- Wyjechał - powiedziałam i wybuchłam płaczem.
poniedziałek, 29 lipca 2013
Rozdział 48.
czwartek, 25 lipca 2013
Rozdział 47.
* z perspektywy Wiktorii.
Ubrałam się i po raz pierwszy od kilku dni opuściłam pokój. Wszystko wydawało mi się zupełnie obce. Kiedy weszłam do kuchni od razu poczułam na sobie wzrok rodziców i Szymka.
- Co? - spytałam krótko.
- Fajnie cię znowu widzieć - odpowiedział tata.
Już otworzyłam buzię, żeby coś powiedzieć, ale powstrzymałam się. Zamiast tego ogarnęłam lodówkę i wyciągnęłam jakiś sok. Napiłam się i zaczęłam ubierać buty.
- Nic nie zjadłaś. Idziesz gdzieś? - spytała troskliwym głosem mama.
- Mamy spotkanie klasowe. Nie mam ochoty jeść.
- Odwieziemy cię, jak chcesz.
- Nie chcę. Wolę się przejść - powiedziałam i przejrzałam się w lustrze. - Na razie.
Szybko opuściłam mieszkanie. Potem już powoli szłam przez podwórko do bramki. Podniosłam głowę do góry i moim oczom ukazał się dom Maksa. Stanęłam i poczułam, że moje nogi robią się miękkie. Odwróciłam się i zobaczyłam w oknie mamę. Po moim policzku spłynęła łza. Otarłam ją i pobiegłam w stronę domu.
- Kochanie... - uspokajała mnie kobieta, a ja wtulona w nią płakałam.
- Dziękuję mamo. Muszę iść - zerwałam się z kanapy.
- Tata już na ciebie czeka...
Wyszłam po raz kolejny. Uśmiechnęłam się sztucznie do taty i pojechaliśmy.
- Nie musisz tego robić - odrzekł.
- Czego?
- Nie musisz udawać. Każdy ma uczucia i ma prawo je wyrażać. Nie udawaj...
- To wzystko nie jest takie łatwe tato... Ale dziękuję ci, pa.
Wysiadłam z auta i znajdowałam się przed parkiem. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam do przodu. Usłyszałam jakieś krzyki, więc domysliłam się, że większość osób już jest.
- Hej - wymamrotałam i zatrzymałam się.
Wszyscy po kolei odpowiedzieli mi i wyszczerzyli się do mnie. Usiadłam obok jakichś dziewczyn i próbowałam jakoś włączyć się w rozmowę, ale nie potrafiłam. W pewnym momencie dobiegła do nas jeszcze jedna osoba.
- Siema - krzyknęła zdyszana i usiadła obok mnie. - Martyna - podała mi rękę.
- Wiktoria - przedstawiłam się.
Po kilkunastu minutach wszyscy, czyli 15 osób, na 27 z klasy, postanowiliśmy przejść się po Krakowie, a potem zjeść coś w Mc. Szłam powoli pomiędzy innymi. Nie odzywałam się. Nie byłam w stanie. Po raz kolejny nie mogłam uwierzyć w to, że Maks mnie zostawił.
W końcu zaczęłam gawędzić z Martyną.
Po raz pierwszy od kilku dni tak długo z kimś rozmawiałam.
Minęły 4 godziny. Każdy powoli wracał do domu. Ja natomiast zostałam zaproszona przez Martynę do jej domu. O dziwo zgodziłam się.
- Nie będę cię na razie oprowadzać, chodźmy do mnie.
Znajdowałyśmy się w dosyć dużej kamienicy. Jej mieszkanie również było sporych rozmiarów.
- Cieszę się, że idę do tego liceum. Nowi znajomi, wszystko nowe... Nigdy wcześniej nie miałam prawdziwych przyjaciół. Same fałszywe twarze, niestety. A jak u ciebie?
Przełknęłam ślinę i nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Wszystko ok?
- Nie - odpowiedziałam i do oczu napłynęły mi łzy. - Ja miałam przyjaciela - odrzekłam siąkając nosem. - To znaczy dalej mam... tylko nie za bardzo wiem gdzie teraz jest. Nie chcę o tym mówić, bo byłaby tu zaraz powódź.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i wyciągnęła ręce w moją stronę.
- Nie możesz się poddawać - mówiła i głaskała mnie po plecach.
Po godzinie postanowiłam wrócić do domu. Miałam znowu dosyć. Odechciało mi się żyć.
- Zadzwonię do ciebie niedługo. Może wyskoczymy na jakieś zakupy czy coś w tym stylu.
Zawahałam się z odpowiedzią.
- Ok. Będę czekać.
Postawiłam krok do przodu, ale jeszcze odwróciłam się i przytuliłam Martynę, a ta zaśmiała się.
__________________________________
Oto Martyna! Znajdziecie ją też w rozdziale o bohaterach :)
środa, 24 lipca 2013
Rozdział 46.
*z perspektywy Wiktorii.
Leżałam w łóżku i delikatnie jeździłam palcem po poduszce. Nie przespałam całej nocy. Chciałam, ale nie byłam w stanie zamknąć oczu nawet na 5 minut. Bałam się, że kiedy to zrobię wszystko będzie jeszcze gorsze niż już jest.
Myślałam o tym, co dzieje się teraz z Maksem czy jest bezpieczny, gdzie jest i czy nic mu się nie stało. Przewracałam się z boku na bok, a moja poduszka była mokra od łez. Siegnelam po telefon. Przyjrzałam się mu i dostrzegłam, że jest obity z jednej strony. Przypomniałam sobie, że wczoraj rzuciłam nim o drogę. Odblokowałam komórkę i znalazłam numer Maksa. Zadzwoniłam, jakbym chciała upewnić się, że to wszystko to tylko zły sen.
- Przepraszamy, nie ma takiego numeru - usłyszałam po raz setny.
Chwyciłam telefon i cisnęłam nim w drzwi, które zaczęły się otwierać. Momentalnie schowałam głowę w poduszkę.
- Hej, mogę? - spytał ktoś, ale nie odpowiedziałam.
Po pokoju rozległ się dźwięk skrzypiących zawiasów, a po chwili moje łóżko ugieło się.
Podniosłam głowę i zobaczyłam uśmiechającą się mamę.
***
- Nie chcę z nikim rozmawiać - powiedziała krótko dziewczyna.
- Kochanie... W końcu będziesz musiała się pogodzić z tym wszystkim. To nie będzie łatwe, ale musisz próbować.
- Mamo... Ja tego po prostu nie rozumiem. Nawet nie wiem czy powinnam być zła na Maksa, czy nie. Wiem jedno... Nienawidzę go - otarła łzę
- Jesteś dzielna...
- Proszę, idź.
Kobieta nie chciała męczyć corki, więc bez słowa wyszła z pokoju. Nie miała pojęcia jak jej pomóc, co powiedzieć. Przecież znała ją tak dobrze... Sama po tylu latach powinna mieć jakieś doświadczenie, powinna umieć jakoś doradzić.
Wiktoria przeleżała w łóżku cały dzień. Nie chciała nawet nic jeść ani pić. Wszystko to doprowadziło ją do tego, że miała tylko ochotę na skoczenie a mostu, pocięcie się, położenie na torach... Była jednak zbyt tchórzliwa.
Wieczorem wstała z łóżka i usiadła przed komputerem. Weszła na stronę swojego liceum i zaczęła jechać w dół. W końcu wyczytała, że za 3 dni ma odbyć się spotkanie klasowe. Pierwsza myśl, jaka wtedy nasunęła się jej na myśl, to taka, że może Maks się tam pojawi. Wierzyła to z całego serca, choć wiedzialar, że to nierealne.
"...obydwoje zaczniemy we wrześniu nowe życie. Nie będzie łatwo. Damy radę. [...] Będziesz mieć za niedługo nowych przyjaciół. Nauczysz się żyć beze mnie, a ja bez ciebie. Damy radę..."
Przypomniała sobie te słowa listu. Znała go już prawie na pamięć. Czytała go cały czas, miała nadzieję, że może uda się jej coś odkryć, zrozumieć Maksa... Nie potrafiła...
Następne 2 dni spędziła tak samo. Nie chciała robić nic. Wychodzenie z łóżka bylo dla niej najgorszym koszmarem.
Trudno opisać jej uczucia. Trudno opisać uczucia osoby, która straciła kogoś naprawdę bliskiego. To tak jakby stracić część siebie. Wraz z Maksem odeszła część Wiktorii...
_____________________________
Krótki, bo krótki, ale jest.. :) niedługo postaram się dodać nastepny.
Pozdrawiam znad morza! :*
sobota, 20 lipca 2013
Rozdział 45.
Odczekałam chwilę, wzięłam do ręki jakiegoś kamyka rzuciłam nim w stronę wody i w końcu odparłam:
Cała zapłakana pobiegłam po schodach do góry i zamknęłam się w swoim pokoju, trzaskając drzwiami.
PAPA! <3