*z perspektywy Maksa.
Szliśmy teraz dosyć szybko, a ja cały czas
wpatrywałem się w kartkę, którą dał mi mężczyzna. Nie było na niej adresu, a
„instrukcja” jak dojść do odpowiedniego miejsca.
- Maks… a co jeżeli oni mi coś zrobią?
- Nie pozwolę na to. Musisz się cały czas mnie
trzymać. Teraz, jak tam pójdziemy masz udawać zaskoczonego, zrozpaczonego, i
tak dalej. Nie możemy się zdradzić – mówiłem to i czułem, że serce wali mi jak
opętane.
Po 10 minutach doszliśmy do celu. Stanęliśmy przed niepozorną
drewnianą chatką, która była dosyć duża. Otoczona z każdej strony wysokimi
drzewami z daleka była niewidoczna.
- Wchodzimy – oznajmiłem Szymkowi drżącym głosem.
Chwyciłem za klamkę i otworzyłem skrzypiące drzwi.
Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem tam zwykłe meble i kuchnie.
- Chodź… - wyszeptałem w stronę swojego kompana.
- Stójcie – usłyszałem głos tego samego mężczyzny,
co wcześniej. - To ty – powiedział i zaśmiał się.
- Mam chłopca.
- Zaraz się nim zajmiemy, spokojnie. Ty natomiast
musisz pójść ze mną. Trzeba cię trochę potrenować.
- Ale…
Nie mogłem dokończyć, bo mężczyzna od razu
spiorunował mnie wzrokiem.
Poddałem się kilku niby ćwiczeniom. Nie wiedziałem
nawet ile czasu minęło. Najbardziej bałem się teraz o Szymka…
- Słuchaj… mógłbym iść zobaczyć te bachory? Muszę
wiedzieć z kim będę pracował.
- To tam. Nie przesiaduj z nimi za długo, bo jeszcze
się do ciebie przyzwyczają.
Kiwnąłem głową i dosyć szybko przedostałem się pod
drzwi. Było bardzo szczelne, ale mimo tego, usłyszałem płacz.
Popchnąłem klamkę i wszedłem do środka.
- Zabierz mnie stąd, proszę – od razu podbiegła do
mnie jakaś dziewczynka, która miała oczy podpuchnięte od płaczu. Była łysa…
Przytuliłem do siebie małą i przy okazji
rozglądnąłem się dookoła.
- Co teraz robimy? – stanął obok mnie z wyraźnie
niezadowoloną miną Szymek.
- Poczekamy aż zrobi się ciemno. Teraz nie możemy
nic zrobić.
- Maks… oni są straszni. Przedtem wszedł tu jakiś
facet i chciał mnie ze sobą zabrać, ale… zabrali tę dziewczynkę i jej to
zrobili. Nie chcę być tu dłużej.
Nic nie powiedziałem, ale rzuciłem jeszcze raz okiem
na te około dziesięcioro dzieci.
- Przyjdę tu potem – powiedziałem cicho i szybko
opuściłem pomieszczenie.
*z perspektywy Wiktorii.
Po jak zwykle miłym spotkaniu z panią Ewą wróciłam
do domu. Opowiedziałam jej wszystko, co działa się nad morzem, a ta była
wsłuchana we mnie, jakby od lat, nikt niczego jej nie opowiadał.
Szłam powoli,
bo byłam dziwnie zmęczona. Kiedy tylko przekroczyłam próg mieszkania, udałam
się do kuchni, a żeby się czegoś napić. W końcu usiadłam na sofie przed
telewizorem i rozkoszowałam się zimnym napojem.
- O, jesteście już – powiedziałam radośnie, kiedy
zobaczyłam rodziców.
- Tak. Nic ciekawego w tej galerii – narzekała mama.
- Jak zwykle, kochanie – dodał tata przewracając
oczami.
- Lepiej weźmy się za sprzątanie, jaki tutaj
bałagan.
- Mamo, bez przesady.
- Wiki… trzeba tutaj troszkę ogarnąć, nie marudź.
Po kilku minutach z wielką niechęcią zaczęłam
sprzątać w kuchni, a potem w łazience.
- Wiktoria! – usłyszałam nagle krzyk taty.
- Idę! – odpowiedziałam i zbiegłam po schodach na
dół. – O, dzień dobry pani – dostrzegłam mamę Maksa.
- Kochanie, nie wiesz przypadkiem, gdzie jest Maks z
Szymkiem? Widziałam ich około 3 godziny temu, jak gdzieś szli, a ich dalej nie
ma…
- Nie mam pojęcia, gdzie mogą być – mówiłam siadając
na sofie. – Ostatni raz, gdy widziałam się z Maksem, oznajmił mi, że idzie do
domu.
- Kurde, oni zawsze muszą coś wymyśleć…
- A tego już się nie dało wyrzucić? – spytała ciszej
mama biorąc ze stolika jakiś świstek papieru.
Podążyłam za nim wzrokiem i zobaczyłam narysowany
tam wielki wykrzyknik.
- Nie! – krzyknęłam i wyrwałam go mamie z ręki.
- Ok. Skoro wolisz go wyrzucić sama, nie mam nic
przeciwko.
- Nie chodzi o to, czekajcie – wymamrotałam pod
nosem i niezdarnie zaczęłam doprowadzać zgniecioną kartkę do pierwotnego stanu.
- Co to? – spytała wyraźnie zaciekawiona mama mojego
przyjaciela.
- „Jesteśmy pod namiotami. Wrócimy niedłuuugo, nie
martwcie się o nas. Szymon i Maksymilian :)” – przeczytałam.
- Niech ich diabli… - skomentował ktoś.
- Dobra, czyli nic tu po mnie. Miejmy nadzieję, że
dadzą tam sobie radę. Trzymajcie się, na razie – kobieta wyszła z mieszkania z
uśmiechem na twarzy.
- A tobie co? – spytał tata siadając obok mnie,
zauważając moją dziwną minę.
- Nic… - skłamałam, podniosłam się i pobiegłam do
swojego pokoju, w głowie mając jedną myśl – „coś tu jest nie tak”.
Pisz dalej, bo się doczekać nie mogę!
OdpowiedzUsuńFajne fajne! Podoba mi się, ale sie denerwuje lol ;D
OdpowiedzUsuńkiedy napiszesz kolejne opowiadanie?? proszę cie pisz codziennie ;)
OdpowiedzUsuń