niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział 40.

*z perspektywy Maksa.
Obudziłem się, ale nie miałem ochoty wstawać. Czułem, że następne dni będą dla mnie jedną wielką męczarnią. Leżałem i gapiłem się w sufit, widząc tam swoje życie, każdy jego urywek. Z tego stanu wyrwała mnie, jak zwykle, mama.
- Masz gościa – powiedziała uchylając drzwi i piorunując mnie wzrokiem.
Wysunąłem się spod kołdry i usiadłem na łóżku.
- Kamil – powiedziałem zdziwiony.
- Przepraszam, że przyszedłem. Głupia pora, ale nie miałem do kogo iść.
- Nie no, spoko… Jak się czujesz?
Chłopak usiadł na krześle i popatrzył na mnie.
- Ja nic nie czuję. Policja dowiedziała się o wszystkim. O ojcu, itd.
- Przykro mi…
- Maks – zaczął, ale przerwały my łzy.


- Spokojnie stary.
- Wiesz co to znaczy? Zabiorą nas. Zabiorą mnie i młodego do… do jakiegoś ośrodka, do domu dziecka…
Popatrzyłam na Kamila i poczułem dziwne ukłucie w sercu, nie miałem pojęcia co mu powiedzieć.
- A… no, a ten brat? Ten starszy… nie mógłby was wziąć do siebie?
- Dzwoniłem do niego, ale on… ma nas gdzieś. Mówi, że może nam dawać kasę i to tyle. Ale na gówno mi pieniądze, skoro nie będę miał normalnego życia.
- Kamil… ja nie wiem, naprawdę nie wiem co mógłbym ci powiedzieć.
- Dobra… dzięki, że w ogóle mnie wysłuchałeś. Jesteś naprawdę dobrym facetem i zazdroszczę ci tego wszystkiego, co masz. Sorry jeszcze raz, na razie.
- Cześć – rzuciłem szybko, bo chłopak był już prawie za drzwiami.
Poleżałem jeszcze chwilę w łóżku, ale w końcu wstałem, umyłem się i zjadłem śniadanie. Potem wyszedłem na zewnątrz i postanowiłem udać się w odwiedziny do sąsiadów.
Wszedłem na podwórko i od razu po wrzaskach domyśliłem się, że Wiktoria i Szymek są w basenie.
- Hej wam, jak się macie?
- Wskakuj, a nie gadaj! – krzyknął do mnie chłopak.
Nie zastanawiałem się długo i dołączyłem do reszty.
*z perspektywy Wiktorii.
- Chcecie sok? – spytałam, kiedy siedzieliśmy już w domu przed TV.
- Co za pytanie! Oczywiście, że tak – odparł Maks.
- To sobie nalejcie – odpowiedziałam i usiadłam na kanapie obok nich, ze szklanką zimnego napoju w ręce.
- Świnia – szepnął któryś.
- Mówiłeś coś braciszku?
- Skądże…
Po kilkunastu minutach do Szymka przyjechał kolega, więc ja z Maksem wyszliśmy na świeże powietrze.
- Wiesz co? Wpadłem na pewien pomysł…
- Już się boję.
- Pff. Co byś powiedziała na noc pod namiotem?
- Oo, jestem jak najbardziej za.
- Rozłożylibyśmy go koło naszego jeziora i tam byśmy spali, plus taki mini piknik.

Uśmiechnęłam się i zaczęliśmy ustalać z Maksem szczegóły. Zaplanowaliśmy wszystko na następną noc.

1 komentarz: