*Z perspektywy Maksa.
Siedziałem na moście i patrzyłem na odbijające się
w wodzie słońce. Nadal nie mogłem zrozumieć dlaczego wszyscy mieli mi za złe to,
że komuś pomogłem… Siedząc tak, w pewnym momencie usłyszałem za sobą czyjeś
kroki. Nie miałem teraz ochoty się nawet odwracać, ale wiedziałem, że to
Wiktoria.
- Zadowolony? - spytała stojąc za mną, a ja
milczałem. - No pytam. Zadowolony?
- Ty też? Naprawdę? Ja
tylko pomogłem, a wy traktujecie mnie, jakbym popełnił przestępstwo.
- Maks… Ty
zabrałeś tam Szymka. Wiesz co oni mogli z nim zrobić?
- Tak,
wiem! Wiem lepiej od was wszystkich, co tam się działo. Nie pozwoliłbym na to,
żeby go skrzywdzili! Nie mam 8 lat, ale prawie 17 i dałem radę! - krzyczałem,
bo puściły mi nerwy. - Jestem z siebie dumny. Jeżeli wy nie potraficie tego
wszystkiego zrozumieć, to już wasz problem - skończyłem i postawiłem krok do
przodu.
- Nie!
Nigdzie nie pójdziesz! Nienawidzę cię za to, że zabrałeś tam mojego brata. Mógł
zginąć, mogłam go więcej nie zobaczyć. Gdybym ja tam była, uratowałbyś te
dzieci, a mnie nie? Tak?
- Już raz
cię uratowałem i zastanawiam się czy dobrze zrobiłem – popatrzyłem przyjaciółce
prosto w oczy i zdałem sobie sprawę, że nie powinienem tego wszystkiego mówić.
- Co? –
spytała zdziwiona.
-
Powiedziałem wyraźnie, na pewno usłyszałaś.
Ominąłem
dziewczynę i pobiegłem do domu, tam zamknąłem się w swoim pokoju.
*z
perspektywy Wiktorii.
- Mamo,
możemy porozmawiać?
-
Oczywiście kochanie, a coś się stało?
- Obiecaj,
że powiesz mi prawdę.
- Obiecuję.
- Maks… przed chwilą powiedział, że kiedyś mnie
uratował. O co mu chodziło?
Mama spuściła głowę w dół i wzięła głęboki oddech.
- Powiesz mi? - spytałam.
- Kochanie… To było dawno, bardzo dawno. Nie wiem
czy jest sens o tym wszystkim…
- Jest sens, dla mnie jest – nalegałam.
Mama popatrzyła na mnie, potem przed siebie i w
końcu zaczęła mówić. Kiedy opowiadała, po moim policzku spłynęło kilka łez.
- Czemu… Czemu ja nigdy
o niczym nie wiem? - pytałam, jakby sama siebie.
- Kochanie…
Wiedziałaś o tym. To wszystko przez ten wypadek, zapomniałaś po nim…
- To czemu
mi nie powiedzieliście?
- Nie
chcieliśmy cię zamartwiać, tak wyszło. Nie gniewaj się.
- Dziękuję
mamo - wyszeptałam, wysiliłam się na niewielki uśmiech i poszłam do swojego
pokoju.
Leżałam teraz na łóżku i próbowałam sobie coś
przypomnieć. Wszystko zatrzymywało się jednak na wypadku, nie wiedziałam, co
było wcześniej.
- Wiktoria… Mogę? - usłyszałam głos Szymka.
- Puka się.
- Pukałem chyba z 10 razy.
- Aa, no to chodź. Jak się czujesz?
- Czemu jesteś zła na Maksa? Przecież on chciał,
żebym mu pomógł. Prawie cały czas siedział tam przy mnie, pilnował nas.
- Po co cię tam zabierał? Po co?
- Bo
chciał, żeby cały plan wypalił. Nie widzisz co zrobił? Uratował 11 dzieci.
Powinnaś być z niego dumna, a nie obrażać się na niego. Nie myśl o tym, co
mogło się stać, ale o tym, co się stało.
Wraz z tymi
słowami brat opuścił pokój i znowu zostałam sama. Nie wiedziałam już, co z tym
wszystkim zrobić. Miałam dosyć.
*z
perspektywy Maksa.
Kiedy nieco
się uspokoiłem i ochłonąłem, zszedłem na dół do kuchni.
- Hej -
powiedziałem do rodziców. – Ja… Przepraszam za to wszystko.
- Oj Maks…
Nie tak cię wychowaliśmy - westchnęła mama.
- Jak to nie tak?! - oburzyłem się. - Zawsze
uczyliście mnie, żeby pomagać innym, żeby im współczuć….
- Tak. Zgadza się, ale nie kazaliśmy ci porywać
nigdy dzieci.
- A czy ja kogoś porwałem?! Wy wszyscy chyba macie
jakieś problemy z głową! Ej, Szymek żyje, podobnie jak 11 innych brzdąców. Nic
nikomu się nie stało. Mam przeliterować? N, i, c, nic.
- Wiesz, co powinieneś teraz zrobić?
- Wiem – odpowiedziałem po chwili.
Popatrzyłem przez okno, aż w końcu ubrałem buty i
wyszedłem z domu. Zobaczyłem na
drodze Wiktorię, co trochę mnie zdziwiło.
- Cześć -
wykrztusiła.
- Chodź,
idziemy do was.
- Maks,
czekaj…
-
Porozmawiamy u ciebie, proszę. Nie za bardzo pasuje mi stanie tutaj, przy 35 stopniach.
Objąłem
dziewczynę za ramię, ona wtuliła się we mnie i poszliśmy do jej mieszkania.
- Dzień
dobry - wymamrotałem.
- Cześć - odpowiedzieli
zgodnie rodzice Wiktorii i Szymka.
- No to ja…
chciałbym przeprosić was za to wszystko. Wiem, że nie fajnie to wygląda z waszej
perspektywy, w sumie z mojej nie lepiej. Po prostu… Zawsze mogę
liczyć na Szymka i wiedziałem, że tym razem też tak będzie. W sumie większość
czasu byłem koło niego i nie było możliwości, żeby coś się miało wydarzyć.
Przepraszam jeszcze raz... Możecie mnie teraz nienawidzić, ale ja naprawdę
chciałem dobrze… To chyba wszystko, co chciałem powiedzieć…
- Cieszmy się, że wszystko skończyło się tak, a nie
inaczej. Zapomnijmy o tym, jest ok.
- Serio? - spytałem chyba nie dowierzając w to, co usłyszałem.
- Serio,
ale mamy nadzieję, że więcej się takie coś nie powtórzy - odparł pan Jakub i
uśmiechnął się do mnie, podobnie jak pani Julia.
Po chwili
siedziałem już z Wiktorią w jej pokoju.
- Dawno
mnie tu nie było - zauważyłem.
- Racja…
Tak w ogóle, to chciałam ci podziękować, bo wcześniej nie miałam możliwości. Gdyby
wtedy cię tam nie było, pewnie nie było by mnie teraz tutaj. Dzięki.
-
Powiedzieli ci?
- Tak.
Chciałam się dowiedzieć, nie mieli wyjścia - mówiła, a w jej oczach pojawiły
się łzy.
- Chodź
tutaj - stanąłem i wyciągnąłem ręce w jej stronę.
- Coś dawno
się nie przytulaliśmy.
Świetny rozdział, czekam na więcej! <3
OdpowiedzUsuńświetny rozdział <3 kocham to opowiadanie tak jak i poprzednie:) wakacje jak wakacje ;P trochę nudno niestety... ale daję radę :P a jak Twoje wakacje ? :) Wiola :)
OdpowiedzUsuńojej chciała bym żeby maks i wiktorja byli razem pasują do siebie *.* A wakacje wakacjami już 2 tygodnie zleciały ;( szybko i troche nudno ;( a u cb jak tam ?;*
OdpowiedzUsuńNie ma przyjaźni damsko-męskiej, choć kiedyś w nią wierzyłam to teraz już wiem, że zawsze prędzej czy później jedna osoba się zakocha w drugiej... ZAWSZE... Bo tak nas stworzył Bóg że jedna płeć przyciąga drugą (zazwyczaj, bo są wyjątki jeśli człowiek jest chory to tworzą się homoseksualiści). Ale opowiadanie bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńP.