wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 42.



*z perspektywy Wiktorii.
- Szymek, ubieraj się!
- Już? – krzyknął zdziwiony ze swojego pokoju.
- Tak, już!
- Dobra, ok.
Sama otworzyłam szafę i zaczęłam wyciągać po kolei wszystkie ciuchy. Przymierzałam do siebie każdą bluzkę, każde spodnie i to, co jeszcze wpadło mi w ręce. W końcu zdecydowałam się na krótkie jeansowe spodenki, biały podkoszulek, czarny sweter oraz trampki. Spięłam włosy w koka i założyłam okulary przeciwsłoneczne.
- Gotowy? – spytałam brata.
- Czekam na ciebie od 20 minut…
- No to chodźmy – powiedziałam z uśmiechem i wyszliśmy na zewnątrz.
Ze względu na to, że mieliśmy jeszcze sporo czasu, postanowiliśmy dojść na miejsce pieszo. Koncert miał odbyć się na rynku. Byłam strasznie podekscytowana tym wszystkim. Nie pomyślałabym nigdy, że  Maks zacznie grać na jakimś instrumencie, że założy zespół, i że będą dawać koncerty.
- Czemu nie pojechaliśmy autobusem? – marudził Szymek.
- Bo nogi masz do tego, żeby ich używać.
- Bla, bla, bla…
Szliśmy jeszcze około 10 minut. Kiedy byliśmy na rynku zobaczyliśmy tam już dosyć sporą grupę ludzi. W końcu dostrzegliśmy także naszego przyjaciela i pobiegliśmy do niego.
- Powodzenia – odetchnęłam z radością.
- Dzięki. Fajnie, że przyszliście.
- Nie moglibyśmy tego przegapić – odpowiedział mu Szymek.
- Za chwilę zaczynamy. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić. Trzymajcie się.
Przecisnęliśmy się z bratem przez tłum ludzi i doszliśmy prawie przed sam przód sceny. Zaczęłam rozglądać się dookoła, aż w końcu na scenę wbiegli chłopcy. Maks usiadł za perkusją, dostrzegł nas i uśmiechnął się szeroko. Wokalista rozgrzał trochę publiczność i w końcu zaczęli grać pierwszą piosenkę. Każdy od razu zaczął skakać, tańczyć, śpiewać, piszczeć i wygłupiać się.



- Są genialni – krzyknęłam w stronę Szymka.
- Yeaaaaaah, wiem to!
Robiąc dziwne ruchy zaczęłam przypatrywać się wszystkim, którzy byli na scenie. Nie znałam nikogo oprócz Maksa – niestety.
- No siema – usłyszałam za swoimi plecami. – No hej!  - krzyknął mi ktoś prosto do ucha.
- Hej – odkrzyknęłam.
- Jak się bawisz mała?
- Jest super, ale jeżeli mógłbyś, to odsuń się, bo zająłeś mi miejsce.
- A może chciałbym postać tutaj obok ciebie?
- A może ja tego nie chcę? – odpowiedziałam niby pytaniem i przepchnęłam się koło nieznajomego.
Pierwsza piosenka skończyła się. Koncert zapowiadał się fantastycznie.
- Kto jest gotowy na drugi numer?! – padły słowa ze sceny.
Publiczność podniosła ręce do góry i zaczęła krzyczeć z całych sił.
Maks wyskoczył ze swojego miejsca, chwycił za gitarę i stanął tuż przed ludźmi. Zaczął klaskać do rytmu, a widownia zrobiła to samo.
Skakałam jakbym miała ADHD albo była jakimś kangurem, ale sprawiało mi to przyjemność.  W pewnym momencie poczułam dziwny skurcz w brzuchu, ale nie przejęłam się.
- Ałć – wyszeptałam, kiedy ból nasilił się. – Szymek – powiedziałam i zgięłam się w pół. – Aaa – krzyknęłam, bo do wszystkiego doszedł jeszcze silny ból głowy. – Szymek… - mówiłam cicho, bo nie mogłam wydobyć z siebie teraz głośniejszego dźwięku.
Popatrzyłam na scenę i poczułam też, że każdy dookoła mnie skacze, obijając się o mnie.
- Szymek – szeptałam. – Pomocy, ała.
*z perspektywy Maksa.
Nie wiedziałem do tej pory, że granie dla ludzi może dawać tyle radości i frajdy. Trzymałem gitarę, grałem i skakałem na scenie, jak opętany. Cały czas jeździłem wzrokiem po publiczności i zatrzymywałem się na Wiktorii i Szymku.
- Wszystko idzie zgodnie z planem – powiedziałem do mojego kolegi gitarzysty.
- Yeah – krzyknął i zaśmiał się. - Tylko chyba nie przewidzieliśmy tego, że ktoś będzie mdlał – dodał.
Szybko popatrzyłem przed siebie i na początku nic nie widziałem. Zacząłem rozglądać się i już miałem odpuścić, kiedy zobaczyłem, że Wiktoria osuwa się i spada na ziemię.
- Kuźwa! – krzyknąłem, odłożyłem gitarę i zbiegłem ze sceny. – Przesuńcie się!
Przepychałem się przez tłum, krzycząc i zalewając się potem. W końcu dobiegłem i zobaczyłem, że przyjaciółka leży, jak martwa.
- Wiktoria! Wiktoria słyszysz mnie? – krzyczałem do niej, trzymając jej głowę na kolanach. – Ej, ty! Dzwoń po karetkę, już! – podałem jakiemuś nieznajomemu swój telefon, a sam pilnowałem, aby nic nie stało się przyjaciółce.
- Maks, co się dzieje? – pytał przerażony Szymek.
- Spokojnie. Nie panikujmy. Zemdlała tylko… Zaraz przyjedzie pogotowie.
Po około 7 minutach usłyszeliśmy nadjeżdżający wóz. Na miejsce szybko przybiegli sanitariusze i zajęli się dziewczyną.
- Przepraszam. My musimy jechać z wami – dobijałem się do jednego z mężczyzn.
- Kim jesteście?
- To jej brat, ja jestem przyjacielem. Musimy jechać…
- Eee… dobra, wsiadajcie. Tylko siedźcie cicho i niczego nie dotykajcie.
Odwróciłem się w stronę sceny i zobaczyłem kilkaset oczu wlepionych we mnie.

- Grajcie dalej! – krzyknąłem jak tylko głośno mogłem i wskoczyłem do karetki.
_____________________________________________
JOWFHNWICMWNDCOWMXNWICFWON! *o*
WIDZICIE TO CO JA?! MAMUSIUUUUUU! 90 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ! NIE WIERZĘ! :')

DZIĘKUJĘ!

KOCHAM WAS! 

3 komentarze:

  1. to my tb dziekujemy za te opowiadania ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie jest super dla tego tyle wyświetleń ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne. Zapraszam do mnie http://flowvlog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń