W
głowie dziewczyny pojawił się niezidentyfikowany szum. Szła powoli, ale
wydawało jej się, że kręci się dookoła. Miała wrażenie, że zaraz spadnie na
chodnik i uderzy o niego głową. Patrzyła przed siebie cały czas. Tylko czasami
widok zasłaniała jej para wydobywająca się z ust przy ciężkim oddychaniu albo
łzy stojące w oczach.
-
Wiktoria… - słyszała gdzieś w tle, ale nie odpowiadała.
Szła
wpatrzona w obraz, który miała przed sobą. Serce chciało wyskoczyć jej na
zewnątrz. Patrzyła i wiedziała, że dzieli ją tylko kilka metrów od tego, na co
tak długo czekała… zapomniała o wszystkim. Stanęła w miejscu. On jeszcze nie.
-
Wiktoria, o co chodzi? – wyrósł przed nią Tomek i popatrzył w jej oczy, które
dalej wpatrywały się w zupełnie inny punkt.
-
Znalazłam go – wyszeptała i zerknęła za plecy chłopaka.
Ten
zdjął dłonie z jej ramion, odsunął się i odwrócił powoli do tyłu, wędrując za
oczami koleżanki.
- To
on? – spytał, jakby zawiedziony.
- To
on… - odpowiedziała, głośno przełykając ślinę.
Wiktorię
i Maksa dzieliło jakieś 5 metrów. Obydwoje już stali. Było ciemno, ale patrzyli
na siebie. Ich oczy szkliły się… Policzki powoli stawały się mokre.
-
Wiktoria? – zapytał cicho, jąkając się.
-
Nie wierzę – powiedziała dziewczyna, rozpłakała się całkowicie i pobiegła w
stronę uśmiechniętego… przyjaciela?
-
Boże… - wyszeptał.
- Maks…
- Wiktoria nie mogła się opanować.
-
Jezu…
Przytulali
się do siebie tak mocno, jakby bali się, że znowu coś albo ktoś im siebie
zabierze.
-
Przepraszam cię, ku*wa… nawet nie wiesz, jak tęskniłem…
-
Nie wiem? – oburzyła się dziewczyna. – Tęskniłam tak samo jak ty.
-
Powiedz, że to nie sen, proszę – chłopak ściskał ją mocno.
Minęło
5 minut. Oni stali… stali wtuleni w siebie, chyba musieli odrobić ten cały rok.
W końcu odsunęli się, ich twarze dzieliły milimetry. Popatrzyli sobie w oczy.
Zobaczyli to samo. Ból, który jakby tracił swoją siłę, swoją wartość, jakby
umierał. Widzieli tęsknotę, ale teraz też nadzieję na lepsze jutro.
-
Idziemy do mnie – powiedział stanowczym głosem chłopak.
-
Ale… teraz?
-
Musimy porozmawiać. Musimy, rozumiesz? Tu jest zimno. Do mnie jest niedaleko.
Wiktoria
odwróciła się do tyłu. Na ławce siedział Tomek. Miał twarz schowaną w dłoniach.
-
Kto to? - chciał dowiedzieć się Maks.
-
Tomek – powiedziała głośniej Wiktoria.
Ten
wstał, po kryjomu zacisnął pięści i stanął na wprost, do tej pory znanego mu
tylko z opowieści, nastolatka.
-
Maks jestem – wyciągnął rękę.
-
Tak? Myślisz, że nie wiem, kim jesteś?
-
Okej…
Popatrzył
na Wiktorię, nie wiedział, co ma zrobić.
-
Gnój z ciebie – syknął Tomek w stronę tego drugiego.
-
Nie znasz mnie… - odpowiedział.
-
Nie znam?! – oburzył się. – Nie znam i cieszę się. Wiesz czemu? Bo skrzywdziłeś
ją –wskazał palcem na koleżankę. – Skrzywdziłeś, a ona przez cały ten czas
cierpiała. Nawet nie wiesz jak! Nie ty na to patrzyłeś. To ja i jej
przyjaciele, prawdziwi przyjaciele, byliśmy przy niej… a ty? Ty wygodnie, na
tyłku siedziałeś sobie w Paryżu, bo czemu nie?!
-
Nie wiesz jak było – podniósł głos wyraźnie już zdenerwowany Maks.
-
Wiem i to doskonale.
-
Nie wiesz. Nawet ona nie wie! Dlatego muszę jej wszystko wytłumaczyć. Nie
wtrącaj się ok.?
Dziewczyna
próbowała ich rozdzielić, ale nie dała rady, usiadła więc na chodniku, kawałek
dalej i sama chciała się uspokoić.
- Kocha
mnie… Udowodniła mi to, jeszcze nie tak dawno. Była ze mną przez ten cały czas,
ale ty wszystko zepsułeś. Twoja historia wszystko zepsuła. Twoja historia albo
twoje istnienie…
Zapanowała
cisza… niedługa.
-
Tomek! – Wiktoria zerwała się na równe nogi i podbiegła do chłopaków. –
Pogrzało was?! – krzyczała zapłakana. – Dobrze się czujesz?!
-
Musi zapłacić za to, co zrobił.
-
Skończ, ok.? – wydzierała się na starszego, byłego chłopaka, który uderzył właśnie
Maksa.
-
Sorry – rzucił niby na poważnie.
-
Idź już – poprosiła go. – Powiedz, że jestem… że jestem u znajomych, że przez
przypadek ich spotkałam, że… wrócę potem.
-
Nigdzie sama z nim nie pójdziesz!
- Bo
co? Bo ty mi zabronisz? Nie możesz Tomek, nie możesz…
Chłopak
popatrzył na Wiktorię i Maksa. Popatrzył, po czym odwrócił się i poszedł szybko
przed siebie.
-
Nic ci nie jest?
-
Może przeżyję. Z resztą… należało mi się – westchnął, „uśmiechnął się” i w
końcu razem poszli w odpowiednią stronę.
*z
perspektywy Wiktorii.
Za
kilka minut byliśmy w „domu” Maksa. Stanęłam w przed pokoju i rozejrzałam się
po mieszkaniu. Nagle stanęli przede mną rodzice chłopaka. Mama upuściła mały
talerzyk, a tata pilota.
- Co…
- zaczęła mama, ale chyba nie wiedziała, co ma do końca powiedzieć.
-
Dobry wieczór – odważyłam się.
Kobieta
przyłożyła rękę do ust i przytuliła mnie, jak swoją własną córkę.
-
Chodź tutaj, a ty Maks… idź do pokoju. Zaraz ci ją oddam.
Weszłyśmy
do kuchni i tam zamieniłyśmy parę zdań. W końcu puściła mnie. Nacisnęłam na
klamkę drzwi. Zobaczyłam Maksa.
-
Boli? – spytałam, widząc jego ranę.
-
Ten ból to nic w porównaniu z tym bólem, jaki właśnie… skończył się – popatrzył
na mnie, przyciągnął do siebie i objął następnie przytulając.
Postaliśmy
tak chwilę, ale nagle poczułam… sama do końca nie wiem, co poczułam.
-
Dlaczego mi to zrobiłeś? – wyrwałam się i stanęłam pod oknem.
- Bo…
- wyszeptał chłopak.
- Bo
co? Byłam aż tak zła? Ja naprawdę nie zasłużyłam sobie na to wszystko…
-
Wiem. Wiem to. Ale… nie miałem wyjścia. Musieliśmy wyjechać.
-
Dlaczego? No powiedz mi do jasnej cholery, dlaczego?
Milczał.
-
Nie powiesz?
- To
nie jest łatwe.
- Nic
nie jest teraz łatwe, Maks, wiesz? Nic.
-
Nie myśl sobie, że cię olałem, że zapomniałem. Wiesz dobrze, że…
-
Nie olałeś?
-
Nie przerywaj mi teraz. Przez cały ten rok, a dokładnie 13 miesięcy 21 dni… nie
uśmiechnąłem się ani razu tak szczerze, jak robiłem to codziennie przy tobie.
Nawet miałem już w planach trochę zaszaleć i skoczyć z tej jakże wspaniałej
wieży. Nie wytrzymywałem psychicznie… Wiem, że ty też. Nienawidzę siebie i tej
całej sytuacji, bo ty cierpiałaś. Jeżeli mógłbym cofnąć czas, na siłę zostałbym
w Krakowie.
-
Kłamiesz, prawda?
-
Co? – zdziwił się chłopak ciężko oddychając.
-
Wcale tak nie było…
-
Wiktoria… co ty w ogóle…? Kurde… dzwoniłem do ciebie. Raz czy dwa, więcej nie
mogłem. Nie odebrałaś. Ani razu nie odebrałaś… Chciałem chociaż usłyszeć twój
głos… cokolwiek.
-
Maks… - z trudem wydobywałam z siebie jakiekolwiek słowa. – Rozmawiałam z kimś
ostatnio. Ta rozmowa chyba dała mi wiele do zrozumienia. Gdyby naprawdę ci
zależało, bardziej byś się postarał… ja…
- O
czym ty mówisz dziewczyno? – złapał się za głowę, widziałam jego liczne łzy…
-
Rozmawiałam z jakąś… Izą czy jak jej tam było. Słyszałam przez przypadek jak
gadała z kimś przez telefon. Pytałam o ciebie. Powiedziała, że jest wybranką
twojego serca, że ty już dawno zapomniałeś. Była tego pewna… mówiła to z
przekonaniem w oczach i w głosie.
-
Wiktoria! – krzyknął Maks.
-
Nie, teraz ja mówię, ok.? Nie chciała mi powiedzieć, gdzie jesteś… Maks. Zrobiłeś
z moje życia jeden wielki koszmar!
-
Dasz mi coś powiedzieć?
-
Nie… teraz ja chcę coś powiedzieć. Byłeś moim przyjacielem, moim bratem… przez
ten wyjazd… przestałeś nim być. Nie mogę… nie potrafię teraz traktować cię jak
przyjaciela… Mimo to wierzyłam zawsze w naszą przyjaźń. Ale… teraz nie mogę. Bo…
- podeszłam do niego, popatrzyłam prosto w jego oczy, za którymi tak mocno
tęskniłam. – Kocham cię… - rozpłakałam się cholernie mocno. – Kocham cię
najmocniej na świecie… Mimo wszystko.
Jesteś dla mnie wszystkim i dlatego nie mogłam przez ten
cały czas bez ciebie żyć, funkcjonować. Ale ok… rozumiem. Skoro znalazłeś już
sobie kogoś innego… to… nie będę się przecież wtrącać. Myślałam, że… że to
będzie wyglądało inaczej. Przepraszam, że się narzucam. Przepraszam, że żyję.
- Proszę cię…
-
Wszystko zaczęło robić się sensowne, ale teraz nie jest…
***
-
Wiktoria! – krzyknął chłopak, tak głośno, że szyby w oknach zadrżały.
-
Nic już nie mów, proszę… - dziewczyna popatrzyła na niego ostatni raz, ominęła
go i wybiegła z pokoju, potem z mieszkania.
- Ja
też cię kocham… - szepnął, ale było już za późno.
________________________________________
Sorrka za te gify znowu, ale mam na nie fazę.
Podoba się? x