środa, 25 września 2013

Rozdział 76.

*z perspektywy Wiktorii.
- Będę szła tyłem – zaczęłam mówić do Zuzy, kiedy wychodziliśmy z basenu. - A jak będzie jakaś boczna uliczka to w nią skręcę.
- Masz rację, zgub się.
- Ale ty jesteś optymistyczna…
- Jestem raczej realistką. Po co jeszcze bardziej komplikujesz tę całą sytuację? Dostaniesz ochrzan i na tym się skończy.
- Może jakoś przeżyję.
- Rób, co chcesz… Pamiętaj, że ty ponosisz konsekwencje.
- Spoko, pamiętam.
Faktycznie robiłam tak, jak zaplanowałam. Szłam na samym końcu. Wszyscy nauczyciele byli na samym początku grupy. Nie było możliwości, ażeby zauważyli moje odłączenie się od reszty uczniów. Zobaczyłam przed nami jakieś 2 budynki, a między nimi jakąś drogę, prawie niewidoczną.
- Do zobaczenia– dosyć głośno szepnęłam do przyjaciółek.
Zaraz potem znalazłam się pomiędzy dwoma ścianami. Poczekałam chwilę. Kroki kilkunastu osób ucichły. Wyszłam z powrotem na chodnik. Rozglądnęłam się dookoła. Chciałam iść pod wieżę, ale jednak zdecydowałam się inne miejsce.
Szłam dosyć szybko, ostrożnie stawiałam każdy krok. Po kilku minutach dotarłam do celu. Stanęłam przed kamienicą, w której mieszka teraz Maks. Popatrzyłam w górę, do odpowiedniego okna. Było ciemno. Ciemno i cicho. Zamyśliłam się. W mojej głowie pojawiły się teraz setki różnych teorii, założeń, stwierdzeń… Nagle wyrwałam się z tego dziwnego stanu. Ktoś otwierał drzwi budynku, na wprost których stałam. Energicznie odwróciłam się  i ruszyłam przed siebie. Nie uszłam zbyt  daleko, skręciłam w pewnym momencie w lewo. Oparłam się o jakiś stary, zniszczony i zapewne brudny mur.
Kilkadziesiąt sekund potem poszłam w głąb „drogi”. Wykonałam jeszcze parę zakrętów i nagle zatrzymałam się. Stałam jak słup soli…
***
- I co teraz zrobisz, co?
- Powiedz mi najpierw czemu jej to wszystko powiedziałaś? Zrobiłem ci coś?
- Ty jesteś okropny, wiesz? – Iza i Maks stali i rozmawiali, a raczej kłócili się. Widzieli swoje twarze, tylko dzięki padającemu na nich światłu księżyca. Była pełnia.
- Czemu? Zniszczyłaś mi wszystko…
- Maks – szepnęła Iza i siąknęła nosem.
- Co?
- Wiesz kim jestem?
- Izabela, wielka Izabela… - odburknął.
- Nie… Jestem Iza. Jestem dziewczyną, mam prawie 17 lat, a co najważniejsze, mam serce i uczucia. Wiesz jak się czuję? Pomyślałeś o tym chociaż przez chwilę? Nie… nie pomyślałeś, bo po co? Skoro tylko ona się liczyła – zachowywała się i mówiła, jak nie ona. W jej oczach pojawiły się łzy. – Zraniłeś mnie, upokorzyłeś… czułam się niepotrzebna, odepchnięta… Ja też mam uczucia. Nie jestem sobą… Udawałam przez cały czas taką wredną, bo nie miałam wystarczająco dużo odwagi i sił, żeby ci to wszystko powiedzieć. Zależało mi na tobie, myślałam, że coś z tego będzie, ale… ale nie. Teraz nawet nie winię Wiktorii. Jak spotkałam ją przy wieży… Jak widziałam jej wyraz twarzy, jej oczy… chciało mi się cholera ryczeć. Wydawało mi się, że ona mnie rozumie,  że jest w podobnej sytuacji. Było mi jej tak cholernie, cholernie szkoda… ale nie pomogłam jej, bo nie potrafiłam. I żałuję, wiesz? Może ona… może chociaż ona zasłużyła sobie na szczęście – Maks stał jak wryty, a jego towarzyszka wycierały łzy rękawem. – Nie udaję… nie myśl sobie, że to jakiś teatrzyk… Jest mi szkoda. Zmarnowałeś wszystko. Racja, zawiniłam… ale traktowałeś mnie, jak najgorszą świnię, jak wroga. Jak się miałam czuć? Ty pierwszy mnie skrzywdziłeś…
Chłopak milczał. Patrzył na znajomą i był zdziwiony, a za razem przerażony, było mu głupio.
- Ja… przepraszam – wymamrotał tak, że ledwo było go słychać.
- Myślisz, że to pomoże? Nie… Ja chyba nie chcę cię już znać. Wystarczy mi atrakcji i niespodzianek z twojej strony – dziewczyna powoli odsuwała się od niego. – Nie mam pojęcia czego ci życzyć. Skoro kochasz Wiktorię, to może… szczęścia? Nie wiem… naprawdę nie wiem.
Odwróciła się i poszła w stronę ulicy.
- Zaczekaj – powiedziała Wiktoria, a tamta podskoczyła wystraszona.
- Co ty tutaj robisz? – wytrzeszczyła oczy.
- Słyszałam wszystko… szłam tędy, weszłam w jakąś uliczkę i trafiłam na was…
Iza pokiwała głową i uśmiechnęła się przez łzy i odrzekła:
- Możesz mnie zwyzywać, zabić… zniszczyłam wam wszystko.
- Nie… nie zamierzam – odpowiedziała łagodnie. – Przykro mi, że… że tak cię potraktował.
- Wiesz co? On nie jest złym chłopakiem. Znasz go dłużej ode mnie, ale… wydaje mi się, że mam rację. On po prostu oszalał na twoim punkcie i dlatego to wszystko tak wygląda. Kłótnie, rozstania, płacz…
- Nie wiem, co mam powiedzieć…
- Wiesz… obydwie go straciłyśmy, ale jest mała różnica.
- Jaka?
- Ty masz szansę go jeszcze odzyskać… nie zepsuj tego – Iza uśmiechnęła się delikatnie, pomachała w stronę prawie nieznajomej i odeszła.
Wiktoria poczuła, że wszystkie uczucia się w niej mieszają. Była zdenerwowana. Weszła w uliczkę, miała nadzieję, że spotka tam jeszcze Maksa.
- Zadowolony? – niemalże krzyknęła w jego stronę.
Ten podniósł się z ziemi jak poparzony, nie wiedział za bardzo o co chodzi. Dziewczyna podeszła bliżej.
- Zwaliłeś całą winę na nią, a tak naprawdę… zraniłeś ją. W co ty się bawisz, co?
Była tak wkurzona, że w jej oczach pojawiły się łzy.
- O czym ty…
- Dobrze wiesz o czym!
- Przecież… - stał bezradnie, nie mógł się wysłowić.
- Ile już dziewczyn masz na koncie, co? Może jeszcze o czymś nie wiem?
- Piętnaście – rzucił obojętnie.
Dziewczyna nie wytrzymała, spiorunowała go wzrokiem, zamachnęła się i uderzyła.


- Widzę, że macie z Tomkiem wiele wspólnego. Ten sam policzek.
- Jesteś żałosny… Nienawidzę cię… Ale mam ciągle nadzieję, że kiedyś wróci Maks… ten stary Maks. Ten, którego kochałam, za którym cholernie tęsknię. Tylko pytanie… czy on kiedykolwiek wróci?
Zrobiłam parę kroków do tyłu i niezbyt szybko, ale odeszłam.

2 komentarze:

  1. Tekst "Widzę, że macie z Tomkiem wiele wspólnego. Ten sam policzek." mnie rozwalił xd
    A tak serio, to wkurza mnie już ta cała Wiktoria -.- No chce czegoś ale jednak nie a potem tak. Matko! Niech ona sie wreszcie ogarnie xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Ehhh... Maks+Wiktoria 4ever <3 musi być dobrze.. Jest teraz źle bo wielkie szczęście jeszcze do nich nie dotarło,ale dotrze i to o podwójnej sile <3 OBY! <3

    OdpowiedzUsuń