wtorek, 3 września 2013

Rozdział 65.

*z perspektywy Wiktorii.
- Widzimy się potem, tak?
- Jasne. Gdyby pytali, powiedz, że chciałam zostać sama. Nie chcę, żeby ktoś się martwił.
- Okej, uważaj na siebie. 
Martyna poszła w jedną stronę, ja w drugą. Zostałam sama ze swoimi myślami, ale chyba tego teraz potrzebowałam. Szłam powoli jakąś ulicą i zastanawiałam się nad swoim życiem, nad tym co się dzieje. Usiadłam na ławce i postanowiłam, że zapomnę... Że będę starała się nie myśleć o Maksie. Naprawdę miałam tego dosyć, ale nie mogłam od tak wyrzucić z głowy wszystkich wspomnień. Tyle lat... Nie da się...
Siedząc tak poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon. Na ekranie widniał jakiś nieznany mi numer. 
Zawahałam się...
- Słucham? 
- Witam księżniczko.  
Poczułam, że robi mi się gorąco i krew w moim ciele płynie szybciej. Miałam nadzieję...
- Kto... Kto mówi? - spytałam zdezorientowana.
- Zgaduj.
- Nie...  Nie wiem.
- Tu Artek, może jeszcze mnie pamiętasz, hm?
- Boże... To Ty. Strasznie się cieszę, że dzwonisz. 
- Siedzę i się nudzę, nie mam co robić. Wycieczki szkolne takie właśnie są. Nie jest jednak najgorzej. A co u ciebie? Co porabiasz?
- Siedzę właśnie na jednej z paryskich ławek i... I myślę.
- Żartujesz? Jesteś w Paryżu?
- Tak... Ale czemu pytasz?
- Matko! Co za czad! Też jestem w Paryżu. Przyjechaliśmy ze szkoły na 2 tygodnie. Wow. Może się tu spotkamy?
- Jejku. Chętnie, naprawdę bardzo chętnie. Tylko powiedz kiedy.
- No nie wiem, kiedy ci pasuje. Może jutro? Dzisiaj nie dam już rady. Może tak koło 15 pod wieżą? Co ty na to?
- Super! Przyjdę na pewno. Nie mogę się już doczekać. 
- Ja też. Jaki ten świat jest mały.
- Żebyś wiedziała. Ale to nic. Możesz też wziąć że sobą Maksa, myślę, że się zgodzi? Bo zakładam, że jest tam z tobą.
- Maks... On raczej nie da rady. 
- Jeżeli nie chce, to rozumiem. 
- Nie, nie. Nieważne. Czyli... Widzimy się jutro, tak?
- Tak, tak. Muszę kończyć. Trzymaj się, pa. 
Położyłam telefon na ławce i zakryłam twarz dłońmi. Sama już nie wiedziałam - śmiać się czy płakać. Wstałam i postanowiłam wrócić do hotelu. 
- Gdzie byłaś? - niespodziewanie wyrósł przede mną nauczyciel, gdy tylko weszłam do środka.
- Ja... Chciałam się przejść, sama. Przepraszam.
- Nie. Nie musisz przepraszać. Po prostu chciałem wiedzieć. Musisz na siebie uważać. Wracaj już do pokoju.
- Wiem, wiem. 
Wbiegłam po schodach do góry i po kilku sekundach leżałam już na łóżku obok dziewczyn.
- I co robiłaś?
- Nie uwierzycie, ale gdzieś tu w Paryżu jest mój znajomy znad morza. Jutro mam się z nim spotkać. 
- Serio?
- Serio... Myślałam, że więcej go nie zobaczę. 
- Ładny jest? - wyparowała nagle Zuza.
- Haha. No... Powiem ci, że nie najgorszy.
- Dobra dziewczyny. Chodźcie już, bo zaraz kolacja. Wolałabym się nie spóźnić - pospieszyła nas Martyna.    
Następnego dnia z samego rana poszliśmy zwiedzać kolejne miejsca. Już od pierwszych dni byłam zakochana w Paryżu, we Francji. Dzień zleciał dosyć szybko. Nie mogłam doczekać się już spotkania z Artkiem. W końcu wyszłam z hotelu i skierowałam się w odpowiednią stronę.
- Artur... - wyszeptałam, gdy tylko go zobaczyłam. 
Chłopak wyszczerzył się, podbiegł do mnie i przytulił mnie mocno. Popatrzyliśmy na siebie i pocałowałam go jeszcze w policzek.
- Ci Francuzi są jednak dziwni.  
- Czemu tak myślisz? - spytałam i zaśmiałam się. 
- To jak się lampią nie jest normalne.
Odwróciłam się do tyłu trzymając Artura za rękę.
- Fuck...
- Co?
- Poczekaj chwilę.
Wzięłam nogi za pas i pobiegłam w stronę "Frsncuza", którym tak naprawdę był Tomek. 
- Wytłumaczę ci...
- Nie... No co ty. Nie przeszkadzaj sobie. Będziemy może gadać potem, teraz nie mam ochoty. Na razie.
Wróciłam się i udisdłam na ławce. 
- Kto to był?
- Znajomy z wycieczki. Nieważne... Opowiadaj, co u ciebie?
- Właściwie to... Nic się nie zmieniło. Dalej mieszkam z babcią, nie znam swoich rodziców... Wszystko po staremu. Najgorsze jest to, że nikt mnie nie rozumie. Nikt z mojego otoczenia nie wie, jak to jest stracić człowieka. Jak to jest stracić tak bliskie ci osoby. Każdy mówi "rozumiem", ale wcale tak nie jest. 
- Ja... - powiedziałam i przełknęłam głośno ślinę. - Ja już rozumiem.
- Wiem, że chcesz być miła, ale...
- Maks mnie zostawił - powiedziałam i spuściłam głowę w dół. 
- O czym ty mówisz? 
- Yy... - westchnęłam i zastanowiłam się od czego zacząć. - Ponad rok temu, pod koniec wakacji, wyjechał... Niewiadomo dokąd, niewiadomo czemu, po co. Nie widziałam go rok, czaisz?
 - Ej... Ty tak na serio? 
- Tak, ale nie chce ci się żalić, kolejnej osobie... 
- Mi możesz powiedzieć wszystko. Może nie znamy się idealnie, ale... Cieszę się, że cię poznałem.
- Dziękuję... Ja przez cały ten czas... Nie jestem sobą. Nie jestem tą dawną, uśmiechniętą Wiktorią. Męczę się... I boję się, że dopóki go nie znajdę, nie będę potrafiła żyć normalnie - chciałam mówić dalej, ale nie byłam w stanie. Łzy napłynęły do oczu i poczułam ścisk w gardle.
Teraz po raz pierwszy od dawna poczułam prawdziwe współczucie, zrozumienie. 
- Zależy ci na nim... Kochasz go... Próbowałem kiedyś znaleźć swoich rodziców, ale nie udało mi się. Nie byłem w stanie tego zrobić. Dopiero po tym uświadomiłem sobie, że nie ma szans tego naprawić. Postanowiłem i chciałem zacząć żyć jak każdy inny normalny nastolatek. Musisz spróbować. Jeżeli się nie uda, będziesz miała jasność i będziesz musiała się z tym wszystkim pogodzić. To tylko moja głupia rada, ale myślę, że powinnaś to sprawdzić. Jesteś silna, nie możesz się poddać Wiki. 
Płakałam... Słowa Artura podbudowały mnie, jak żadne inne. 
- Dziękuję - wynamrotałam płacząc. - Naprawdę ci dziękuję - chłopak nic nie odpowiadział i objął mnie. - Jesteś wspaniały. 

1 komentarz: