czwartek, 26 września 2013

Rozdział 77.



Wiktoria maszerowała do przodu. Słyszała niesiony przez echo sygnał karetki, patrzyła w ziemię. Skręciła w jakąś uliczkę. Po kilku sekundach zwolniła… zatrzymała się. Rozejrzała się dookoła. Słyszała gdzieś jakiś szloch… Serce uderzało jej jakby szybciej i mocniej.
- Kto tu jest…? – spytała niezbyt głośno.
Płacz nie ustawał. Dźwięk karetki nasilił się i momentalnie ustał. Samochód zatrzymał się chyba gdzieś niedaleko. Wiktoria usłyszała nagle spust pistoletu. Serce podskoczyło jej do gardła.
- Nie rób tego! – krzyknęła nagle. Zobaczyła w zaciemnionym miejscu jakiegoś chłopaka. Miał w ręce pistolet, celował nim w siebie. Podeszła bliżej. – To ty… - powiedziała, rozpoznając w siedzącym, chłopaka, który kiedyś ją porwał.


- Odejdź – mówił, płakał i cały się trząsł.
- Odłóż ten pistolet…
- Bo co?!
- Nie musisz tego robić, to nie jest dobre rozwiązanie.
- Nic nie wiesz… - syknął.
- Może i nie, ale przecież… nie popełnisz samobójstwa, prawda?
- Odejdź! – krzyknął.
- Potem będę miała cię na sumieniu, nie rób tego, słyszysz?!
Wiktoria cofała się powoli do tyłu, jakby czuła, że zaraz zobaczy przed sobą trupa.
- Masz rację, nie mogę się zabić – wymamrotał i wstał.
- No właśnie.
- Ale mogę zabić ciebie – powiedział i wymierzył w nią pistolet.
- Ale… - Wiktoria chciała uciec, ale jeden niepotrzebny ruch mógł pogorszyć sprawę.
- Teraz się boisz, co? Już jeden koleś leży, tam, za ścianą. Po niego przyjechała karetka. Zaraz wezmą też ciebie.
- Nie! – krzyknęła piskliwym głosem dziewczyna i była zalana łzami ze strachu. – Ja nic ci nie zrobiłam… proszę…
- Teraz będziesz udawać niewiniątko, co? – mówił chłopak i zbliżał się do swojej upatrzonej ofiary.
W tym samym czasie gdzieś z bocznej uliczki wyszedł Maks. Kiedy zobaczył to, serce zatrzymało mu się. Stanął i wsłuchał się w słowa nieznajomego. Był blisko, więc słyszał wszystko…
- I już… po tobie ślicznotko – wymamrotał nastolatek z bronią.
Nagle odbił się od ścian dźwięk strzału. Nastał bardzo krótki moment ciszy.


- Nie! Nie! – krzyknęła Wiktoria na cały głos, padając na beton! – Nie! – krzyczała i szarpała Maksem, który leżał na jej kolanach.
Chłopak osłonił przyjaciółkę, kiedy tamten drugi uwolnił kulę pistoletu.
- Maks! – wydzierała się, patrząc na niego z góry. – Powiedz coś – uderzała go delikatnie po twarzy. Rozglądnęła się dookoła. Nikogo już nie było. – Błagam… odezwij się – szeptała zrozpaczona tuż nad jego twarzą, trzymając jego dłoń.
Pomyślała teraz o najgorszym, ale… poczuła ścisk dłoni.
- Boże… - szepnęła, kiedy chłopak otworzył oczy. – Maks, ja… muszę iść po pomoc… inaczej wykrwawisz się na śmierć. Proszę… bądź silny, poczekaj chwilę. Zrobię to jak najszybciej.
- Wiki… zaczekaj – powiedział z wyraźnym bólem na twarzy.
- Nie możemy czekać!
- Musisz coś wiedzieć… coś, czego nie powiedziałem ci do tej pory – wypowiadał te słowa, które brzmiały, jakby miały być ostatnimi.
- Maks…
- Kocham cię najbardziej na świecie – jego oczy zamykały się i otwierały. – Jesteś dla mnie najważniejsza, pamiętaj o tym – powieki opadły.
Dziewczyna w krytycznym stanie, ale psychicznym, pobiegła przed siebie, skręciła i usłyszała liczne krzyki.


- Pomocy! – krzyknęła, kiedy zobaczyła za bramą karetkę i lekarzy. – Help!
Ktoś podbiegł do niej.
- What?! – odpowiedział obcy.
- Em… - próbowała jakoś sklecić zdanie w głowie. – There is… there is my friend, He will die, if you don’t help him! He is injured! Please… help me…
- Boys! Come on!
- Thanks… - odrzekła i pobiegła z powrotem do przyjaciela. Po kilkunastu sekundach pojawili się lekarze. Zaczęli badać chłopaka i przygotowywać nosze.
- Sorry… - Wiktoria złapała za rękę jednego z mężczyzn, ten popatrzył na nią pytająco. He will live, right? Please… tell that he won’t die… please.
- I don’t know, baby – starszy już mężczyzna ze współczuciem zerknął na nastolatkę.
- Can I… - nie dokończyła, nie mogła, ale ruchem rąk pokazał o co chodzi.
- Sorry, we can’t. We are going to this hospital – podał jej jakąś kartkę. - You can get there on your own. Don’t cry, baby. Everything will ok. I Promise… - „staruszek” wbiegł do odjeżdżającej karetki.
Dziewczyna oparta o ścianę nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Łez powstrzymać nie mogła. Uświadomiła sobie jednak, że nareszcie skończyła się ta codzienna rutyna… czuła, że teraz będzie inaczej. W końcu po burzy zawsze wychodzi słońce. Ale bała się… okropnie się bała o ukochanego. Nie miała jeszcze pojęcia o jednej rzeczy.


Martyna, Zuza, Tomek i jeden z nauczycieli stali przed kilkoma innymi osobami. Dowiedzieli się… doszła do nich informacja, że przed chwilą zginął chłopak i dziewczyna. Dziewczyna to Polka… Wiktoria nie odbierała telefonu. To nie mógł być zbieg okoliczności. Martyna stała obok nauczyciela i płakała.
- Była moją przyjaciółką – szeptała co chwilę, nie potrafiła się uspokoić.


Wiktoria natomiast postanowiła, że jak najszybciej musi dostać się do szpitala. Wybiegła na ulicę, rozejrzała się i zobaczyła grupę ludzi wpatrujących się w coś. Dostrzegła tam, wędrując wzrokiem, Martyną i resztę jej załogi. Widziała jak płaczą, jak stoją i nie wiedzą, co robić. Nie mogła zrozumieć o co chodzi, więc natychmiast do nich podbiegła.
- Co wy tu robicie? – stanęła przed nimi, a oni wytrzeszczyli oczy i otwarli buzię.
- Wiktoria! – krzyknęła Martyna po czym rzuciła się na przyjaciółkę, pozostali zrobili to samo. – Ty żyjesz…
- Przecież…
- Powiedzieli nam, że zginęłaś.
- Ja nie… ja nie, bo… muszę jechać do tego szpitala. Teraz… - wyciągnęła pognieciony kawałek papieru.
- Wiktoria… - zaczął nauczyciel.
- Proszę pana… ja wiem, że jestem okropna, że nie słucham, że chrzanię tę wycieczkę, ale tam… tam jest mój przyjaciel. Osoba, która jest dla mnie jedną z najważniejszych na świecie – tłumaczyła jąkając się, przez płacz. – Ma pan żonę, dzieci… niech pan sobie wyobrazi, że nagle… że nagle jedno z nich zostało ranne, zabierają je do szpitala, a pan nie wie, co się z nimi dzieje… Przepraszam, że taka jestem, ale ja muszę tam jechać, może lepiej pójdę albo… cokolwiek – upadła na ziemię.
- Wstawaj – nauczyciel podniósł ją z chodnika, zabrał kluczyki i wsiadł z uczennicą do auta, które było wypożyczone na czas wycieczki.

Odjechali
_____________________________________________
co myślicie? x

7 komentarzy:

  1. Dużżo się dzieje, ale po tym jak Maks powiedział Wiktorii,że ją kocha mam nadzieję, że będą długo i szczęśliwie razem. Czekam na nexta ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. i love it <3 to jest.. nie do opisania dzieki tb przenosze sie w swiat bohaterow tego opowiadania, staje sie jego czescia, czuje jakbym to widziala, przy tym byla... to jest niesamowite
    PISZ i Nie PRZESTAWAJ ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Prawie sie popłakałam gdyby nie to ze juz dzis wylalam duzo lez na taki jeden film xd Fajny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  4. już myślałam, że Maks się sam zabije po rysunku... dzięki Bogu nie !
    też jestem częścią opowiadania ! <3
    P.

    OdpowiedzUsuń
  5. kurcze jak to czytałam to aż miałam ciary ! :O świetne opowiadanie !:* czekam na kolejny rozdział;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Maks! Naprawdę dobrze, że się tam znalazł. Te słowa, te uczucia, te łzy- piękne <3

    OdpowiedzUsuń
  7. ej ! następne <3

    OdpowiedzUsuń