*z
perspektywy Maksa.
-
Wiktoria! – krzyczałem i wybiegłem z mieszkania na ulicę. – Zaczekaj – stanąłem
przed nią zdyszany.
-
Czego chcesz?!
-
Chcesz, żeby tak to wyglądało?
- A
jak ma wyglądać?! Może tak miało być… Tak chciał Bóg.
-
Przestań bredzić!
-
Maks… jadąc tu, chciałam o tobie zapomnieć… I… teraz myślę, że znalezienie cię
było najgorszym, co mogło się wydarzyć.
Zdjąłem
rękę z ramiona dziewczyny, wyprostowałem się i popatrzyłem na nią ze łzami w
oczach.
-
Zmieniłeś się… - wymamrotała. – Nie jesteś już tym Maksem, co kiedyś. Czuję to…
-
Minął rok. Każdy człowiek się zmienia – powiedziałem to spokojnie, Wiktoria też
przestała już płakać.
-
Ale nie w taki sposób, jak ty.
- Co
ja…
- To
wszystko nie ma już sensu… to za długo trwało, żeby teraz mogło stać się piękne
jak w bajce… Ufałam ci. Kochałam cię. To nie ma dla ciebie znaczenia?
-
Czemu to wszystko mówisz… czemu? Przecież…
-
Wiesz… mam prośbę – znowu mi przerwała.
Zrobiłem
pytającą minę.
- Po
prostu… pozwól mi odejść.
-
Ale Wiktoria… Nie mogę cię stracić kolejny raz.
-
Pozwól mi odejść… - powtórzyła się.
-
Chcesz tego?
-
Chcę – widziałem wszystko w jej oczach. Skłamała.
Dziewczyna
ominęła mnie i poszła przed siebie. Odwróciłem się. Teraz nawet nie chciałem za
nią iść… Patrzyłem jak odchodziła. Usiadłem pod kamienicą. Było zimno, ciemno,
cicho…
Uświadomiłem
sobie, że nie potrafię się zmienić. Nie pamiętam już nawet jaki byłem kiedyś.
Ta tęsknota zabrała mi wszystko. Dosłownie wszystko… Całego mnie.
Po
kilku minutach powoli wchodziłem po schodach. Otwarłem drzwi do mieszkania,
poszedłem do kuchni. Wziąłem jakiś talerz i po prostu rozbiłem go… Uderzyłem o
blat i rozbiłem…
- Co
tu się dzieje?! – mama wparowała do kuchni i zmarszczyła czoło.
-
Chcę umrzeć.
-
Idź spać, co?
-
Myślisz, że zasnę?
-
Maks… nie wkurzaj mnie. Idź spać.
Poszedłem
do pokoju. Wyciągnąłem telefon z kieszeni. Był wyciszony… 7 nieodebranych
połączeń od Izy. Uświadomiłem sobie teraz, że to poniekąd przez nią wszystko
się zepsuło…
*z
perspektywy Wiktorii.
Powoli
doszłam do hotelu. Otworzyłam drzwi, przeszłam obok patrzącej na mnie
recepcjonistki i skręciłam w odpowiedni korytarz. Usiadłam przed pokojem i
pomyślałam o tym, że czas zmienia każdego… mnie, Maksa i innych.
W końcu
weszłam do pokoju. Była tam tylko Martyna.
- Wszystko
jest w porządku – powiedziałam.
- Ale…
ty płaczesz.
- Co
z tego? Płaczę już jakiś rok. Dopiero teraz to zauważyłaś?
- Co
się znowu stało? Tomek mówił, że… że rozmawialiście.
-
Tak… tak, rozmawialiśmy. Przynajmniej mam teraz jasność.
-
Wiktoria – podniosła głos przyjaciółka. – To już się robi żałosne, wiesz?
Ciągle tylko ryczysz i ryczysz. Znalazłaś go i znowu ryczysz. O co ci do
cholery chodzi dziewczyno?
- O
to, że ta rozmowa nie była taka, jak chyba powinna być, po tym całym pieprzonym
roku. Chciałabym przestać płakać. Chciałabym o nim zapomnieć, naprawdę…
-
Nie rozumiem… przecież go kochasz.
Popatrzyłam
na nią i powoli odwracałam się mówiąc:
-
Ale on nie kocha mnie.
___________________________________________
Monotonnie, wiem, ale już niedługo!
Poza
tym, dziękuję znowu za te wszystkie świetne komentarze i w ogóle. Kocham! :*
Ps.
Dzisiaj zobaczę Bednarka. Kuuurcze, jaram się max! <3
jest boski! <33333
OdpowiedzUsuńCudny jest... Ale to nie miało tak wyglądać.. Błagam Cię no.. przestań nas już dręczyć.. Uwielbiam to opowiadanie,ale dam Ci radę- powoli staje się to nudne jak ciągle jest tak samo :) Ale pisz dalej i dalej.. kocham to opowiadanie!Jesteś wspaniała :)
OdpowiedzUsuńFajne i cieszę się za info, że przestanie byc niedługo monotonne bo to chyba znaczy, że w końcu przestana ryczeć. :D KOCHAM ♥
OdpowiedzUsuńBOŻE NE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ KOLEJNEGO! :o
OdpowiedzUsuń♥♥♥ :)
OdpowiedzUsuń