sobota, 21 września 2013

Rozdział 74.

*z perspektywy Maksa.
- Wiktoria! – krzyczałem i wybiegłem z mieszkania na ulicę. – Zaczekaj – stanąłem przed nią zdyszany.
- Czego chcesz?!
- Chcesz, żeby tak to wyglądało?
- A jak ma wyglądać?! Może tak miało być… Tak chciał Bóg.
- Przestań bredzić!
- Maks… jadąc tu, chciałam o tobie zapomnieć… I… teraz myślę, że znalezienie cię było najgorszym, co mogło się wydarzyć.
Zdjąłem rękę z ramiona dziewczyny, wyprostowałem się i popatrzyłem na nią ze łzami w oczach.
- Zmieniłeś się… - wymamrotała. – Nie jesteś już tym Maksem, co kiedyś. Czuję to…
- Minął rok. Każdy człowiek się zmienia – powiedziałem to spokojnie, Wiktoria też przestała już płakać.
- Ale nie w taki sposób, jak ty.
- Co ja…
- To wszystko nie ma już sensu… to za długo trwało, żeby teraz mogło stać się piękne jak w bajce… Ufałam ci. Kochałam cię. To nie ma dla ciebie znaczenia?
- Czemu to wszystko mówisz… czemu? Przecież…
- Wiesz… mam prośbę – znowu mi przerwała.
Zrobiłem pytającą minę.
- Po prostu… pozwól mi odejść.
- Ale Wiktoria… Nie mogę cię stracić kolejny raz.
- Pozwól mi odejść… - powtórzyła się.


- Chcesz tego?
- Chcę – widziałem wszystko w jej oczach. Skłamała.
Dziewczyna ominęła mnie i poszła przed siebie. Odwróciłem się. Teraz nawet nie chciałem za nią iść… Patrzyłem jak odchodziła. Usiadłem pod kamienicą. Było zimno, ciemno, cicho…
Uświadomiłem sobie, że nie potrafię się zmienić. Nie pamiętam już nawet jaki byłem kiedyś. Ta tęsknota zabrała mi wszystko. Dosłownie wszystko… Całego mnie.


Po kilku minutach powoli wchodziłem po schodach. Otwarłem drzwi do mieszkania, poszedłem do kuchni. Wziąłem jakiś talerz i po prostu rozbiłem go… Uderzyłem o blat i rozbiłem…


- Co tu się dzieje?! – mama wparowała do kuchni i zmarszczyła czoło.
- Chcę umrzeć.
- Idź spać, co?
- Myślisz, że zasnę?
- Maks… nie wkurzaj mnie. Idź spać.
Poszedłem do pokoju. Wyciągnąłem telefon z kieszeni. Był wyciszony… 7 nieodebranych połączeń od Izy. Uświadomiłem sobie teraz, że to poniekąd przez nią wszystko się zepsuło…
*z perspektywy Wiktorii.
Powoli doszłam do hotelu. Otworzyłam drzwi, przeszłam obok patrzącej na mnie recepcjonistki i skręciłam w odpowiedni korytarz. Usiadłam przed pokojem i pomyślałam o tym, że czas zmienia każdego… mnie, Maksa i innych.


W końcu weszłam do pokoju. Była tam tylko Martyna.
- Wszystko jest w porządku – powiedziałam.
- Ale… ty płaczesz.
- Co z tego? Płaczę już jakiś rok. Dopiero teraz to zauważyłaś?
- Co się znowu stało? Tomek mówił, że… że rozmawialiście.
- Tak… tak, rozmawialiśmy. Przynajmniej mam teraz jasność.
- Wiktoria – podniosła głos przyjaciółka. – To już się robi żałosne, wiesz? Ciągle tylko ryczysz i ryczysz. Znalazłaś go i znowu ryczysz. O co ci do cholery chodzi dziewczyno?
- O to, że ta rozmowa nie była taka, jak chyba powinna być, po tym całym pieprzonym roku. Chciałabym przestać płakać. Chciałabym o nim zapomnieć, naprawdę…
- Nie rozumiem… przecież go kochasz.
Popatrzyłam na nią i powoli odwracałam się mówiąc:
- Ale on nie kocha mnie. 

___________________________________________
Monotonnie, wiem, ale już niedługo! 
Poza tym, dziękuję znowu za te wszystkie świetne komentarze i w ogóle. Kocham! :*
Ps. Dzisiaj zobaczę Bednarka. Kuuurcze, jaram się max! <3 

5 komentarzy:

  1. Cudny jest... Ale to nie miało tak wyglądać.. Błagam Cię no.. przestań nas już dręczyć.. Uwielbiam to opowiadanie,ale dam Ci radę- powoli staje się to nudne jak ciągle jest tak samo :) Ale pisz dalej i dalej.. kocham to opowiadanie!Jesteś wspaniała :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne i cieszę się za info, że przestanie byc niedługo monotonne bo to chyba znaczy, że w końcu przestana ryczeć. :D KOCHAM ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. BOŻE NE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ KOLEJNEGO! :o

    OdpowiedzUsuń