niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział 28


*z perspektywy Dawida.
Przez ostatnie dwa tygodnie praktycznie cały mój wolny czas spędzałem z Olą. Przy niej czułem się najlepiej i przy niej byłem naprawdę szczęśliwy. Zapominałem wtedy o rzeczywistości i żyłem zupełnie innym światem, gdzie nie było problemów, było po prostu inaczej – było dobrze.
Pewnego wieczoru siedząc przy lapku, przeglądając Internet, pijąc gorącą herbatę, zacząłem się źle czuć. Nagle zrobiło mi się duszno i zacząłem kaszleć. Wiedziałem o co chodzi, ale nie dawałem się. Teraz z dnia na dzień czułem się co raz gorzej. Wszystko to zaczęło mnie przerastać, ale próbowałem pogodzić się ze śmiercią. Rak to choroba, która przyjdzie i zawładnie człowiekiem niewiadomo kiedy. Tak samo będzie na końcu – zniszczy człowieka do reszty, niewiadomo kiedy. Jednak z tych wszystkich rzeczy najgorsze było dla mnie to, że jak już odejdę to Ola się załamie. Nie chciałem jej tego robić, ale teraz nie miałem wyboru, to nie ja decyduję o sobie, tylko to coś wewnątrz mnie.
Kiedy tak siedziałem pomyślałem, że muszę zrobić coś wyjątkowego dla Olki. Muszę ją gdzieś zabrać, urządzić jakaś kolację. Długo nad tym myślałem i wymyśliłem.
- cześć skarbie. – powiedziałem całując ją delikatnie. – jutro sobota… masz czas?
- mmm… a o której dokładnie?
- w sumie to… chodzi mi o cały dzień. – powiedziałem i zaśmiałem się.
- aha, ok. no w sumie to chyba nie mam nic ważnego do zrobienia, więc wygląda na to, że jestem jutro Twoja.
- Ty cały czas jesteś moja. – odpowiedziałem szybko. A Ola tylko uśmiechnęła się słodko. – no więc tak. Nie pytaj co mam zamiar jutro robić, ani gdzie cię zabiorę. Po prostu bądź gotowa o 10 i czekaj na mnie, ok.?
- no ok. ja muszę iść, to do jutra, kocham cię. – powiedziała po cichu i odeszła.
*z perspektywy Oli.
Następnego dnia rano wstałam i szybko przygotowałam się. Zastanawiało mnie co Dawid chciał robić przez caaaały dzień. Mimo wszystko wiedziałam, że będzie to coś fajnego. O 10 czekałam już na niego. Usłyszałam dzwonek do drzwi i wybiegłam na zewnątrz. Kiedy go zobaczyłam o mało nie popłakałam się ze śmiechu, on jednak próbował zachować kamienną twarz. Miał na sobie zielony garnitur… tak zielony.
- kochanie… nic Ci się nie pomieszało? – zapytałam dalej śmiejąc się.
- nie kochanie. – powiedział, uśmiechnął się i wyciągnął coś zza pleców. Była to sukienka. Długa, zielona sukienka, a do tego zielony kapelusz.
- jak myślisz, że to ubiorę to się mylisz. – powiedziałam.
- ubierzesz… nie martw się, ubierzesz.
Po takiej rozmowie wsiedliśmy do taksówki. Usiedliśmy na tylnich siedzeniach i tam Dawid założył mi opaskę na oczy. W pewnym momencie auto zatrzymało się i wysiedliśmy z niego. Mocno trzymałam chłopaka za rękę, ponieważ nic nie widziałam. Początkowo powoli szliśmy, jednak potem zaczęliśmy biec. Nie miałam pojęcia gdzie jesteśmy i co się dzieje. gdy tak biegliśmy Dawid podniósł mnie i wziął na ręce. Po chwili usłyszałam tylko krótkie – „nurkujemy!”
- ja Cię zabiję! Jak mogłeś! Ty debilu, jestem cała mokra! – zaczęłam krzyczeć.
Dawid jak widać nie przejął się tym. Podpłynął do mnie, przyłożył mi palec do ust, uroczo uśmiechnął się i pocałował mnie.
Kiedy w końcu miałam okazję rozejrzeć się dookoła zauważyłam, że jesteśmy … w basenie. Nic dziwnego, bo woda była ciepła. Wyszliśmy z niego, a ja popatrzyłam na Dawida i zapytałam:
- a taki szczegół… mam chodzić teraz mokra, tak? – popatrzyłam na niego, a on zaczął się dziwnie uśmiechać. – o nie! Nie, nie, nie! Nie ubiorę tego! Nie ma szans. – powiedziałam, a za chwilę sama zaczęłam się śmiać.
- eh… skoro wolisz chodzić w przemoczonych ubraniach, to proszę bardzo!
- uduszę cię! – odpowiedziałam mu szybko i wzięłam od niego zieloną sukienkę. Kiedy ją ubrałam miała wrażenie, że wyglądam jak Fiona ze Shreka.
- a tak właściwie to czemu jesteśmy ubrani na zielono, wytłumaczysz mi?
- dowiesz się na końcu.
Po tak energicznej „kąpieli” Dawid ponownie założył mi na oczy opaskę. Znaleźliśmy się chyba na jakiejś górze.
- a teraz obiecaj mi, że nie odwrócisz się do tyłu.
- obiecuję.
Wtedy opaska opadła mi z oczu. Siedzieliśmy na kocu. Był tu koszyk z jedzeniem, a obok koca rozsypane serduszka. Ten widok spowodował, że w moich oczach pojawiły się łzy. Zawsze marzyłam o pikniku, a nigdy nie miałam okazji się na niego wybrać. Teraz udało mi się to, byłam zachwycona. Wstałam i mocno przytuliłam się do mojego kochanego chłopaka.
Kiedy skończyliśmy jeść i wygłupiać się była godzina 13. Wtedy Dawid wstał i popatrzył na mnie poważnym wzrokiem.
- teraz dopiero… możesz się odwrócić. – złapał mnie za rękę, wyszliśmy jeszcze trochę na górę i wtedy zamilkłam, zaczęłam płakać.
Góra ta była dosyć wysoka. A na dole, na wielkiej łące znajdowała się masa kolorowych liści. Nie były one jednak porozrzucane jak popadnie… był z nich ułożony napis – „i ♥ U.” Popatrzyłam na Dawida i rzuciłam się w Jego ramiona. Jeszcze nigdy nikt nie zrobił dla mnie czegoś takiego.
Około godziny 17.30 po wielu innych atrakcjach ponownie gdzieś pojechaliśmy. Nie wiedziałam gdzie, bo wszędzie było ciemno, a poza tym znowu miałam na oczach tą opaskę co poprzednio. Szliśmy jakieś 5 minut, aż w końcu stanęliśmy.
- jesteś gotowa? – zapytał i pocałował mnie w policzek.
- jak najbardziej!
Dawid powoli odwiązywał opaskę, aż w końcu całkowicie opadła i miałam przed sobą już wyraźny obraz. Znowu nie mogłam uwierzyć w to co widzę i w to co słyszę…
Znajdowaliśmy się teraz na tej wielkiej łące, tu gdzie był wcześniej napis. Natomiast na jej zboczu był wieki telebim, obok niego stało pełno ludzi. Na ekranie wyświetlały się krótkie filmiki, przedstawiające mnie i Dawida. Wszyscy ci którzy stali obok śpiewali piosenkę. Naszą wspólną ulubioną piosenkę – „A thousand years.” Znowu… znowu zaczęłam ryczeć jak opętana. Mocno wtuliłam się w chłopaka, pocałowałam go.
- Boże… ja nie wierzę, że to się dzieje naprawdę, nie wierzę! Tyle pracy musiałeś w to wszystko włożyć. Kocham cię Dawid, jesteś najlepszy na świecie, a ja jestem najszczęśliwszą dziewczyną, bo mam ciebie!
- zrobiłem to wszystko tylko i wyłącznie dla ciebie, też Cię kocham Ola. Kocham, kochałem i będę kochał.
Po chwili zorientowałam się, że wszyscy idą w naszą stronę. Ledwo co ich było widać, jednak szybko się to zmieniło. W ich rękach zapłonęły zimne ognie. Zapalały się po kolei. Od lewej strony, do prawej. W końcu wszyscy szli i byli oświetleni światłem z ogni.
- jeżeli chodzi o te stroje… - zaśmiał się Dawid. – obiecałem Patrykowi i Kubie.
W sumie to nawet zapomniałam o tym, że wyglądam jak ogórek. Miałam to gdzieś!
To najpiękniejszy widok w całym moim życiu. Nie…! To najpiękniejszy dzień w całym moim życiu! – pomyślałam. 

2 komentarze: