wtorek, 13 listopada 2012

Rozdział 34


*z perspektywy Julki.
Kilka dni później, a dokładnie 23 grudnia wszyscy siedzieliśmy przy Dawidzie. Byli też jego rodzice. Za 2 dni święta, a my wszyscy zamiast się cieszyć, siedzieliśmy i zastanawialiśmy się co dalej… koło południa wszyscy wyszliśmy na zewnątrz, aby odetchnąć świeżym powietrzem.
- Julka… - usłyszałam głos Oli. – to już niedługo. – powiedziała i nastała krótka chwila milczenia. – czuję to… od rana mam jakieś dziwne uczucie, przeczucie – sama nie wiem! Ale boję się, ja nie chcę…
Stwierdziłam, że moje słowa będą tu zbędne i tak by nic nie pomogły ani nie zdziałały. Po prostu przytuliłam ją mocno i łzy powoli zaczęły mi spływać po twarzy. Nie umiałam jej teraz pomóc.
Około 16 znowu znaleźliśmy się obok łóżka szpitalnego. Zaczęłam się dziwnie czuć. Zaczęłam przyglądać się teraz każdemu z osobna. Wszyscy patrzyli na Dawida ze smutnymi oczami…
*z perspektywy Patryka.
Siedzieliśmy przy nim już dobre pare godzin. Nie robiliśmy nic więcej – patrzyliśmy na niego i mieliśmy nadzieję, że coś się zmieni. Tak naprawdę wiedzieliśmy, że nie jest to niemożliwe.
Była godzina 18, na polu już ciemno, zimno. Podszedłem do okna i zacząłem patrzeć na jeżdżące tam i z powrotem auta. Przypomniało mi się teraz jak razem z Dawidem, kiedyś w lecie w nocy jeździliśmy quadami po lesie. Mieliśmy wszystko gdzieś, nie myśleliśmy o niczym ważnym, nie mieliśmy problemów, byliśmy po prostu małymi bezbronnymi dziećmi. Kiedy tak stałem słyszałem dźwięk pojazdów, nasze śmiechy, a w tle… tle miałem dźwięk kardiomonitoru. Przywykłem już do niego. Słuchałem go przecież od kilku tygodni. Kiedy tak stałem… zacząłem zastanawiać się co będzie dalej… co będę teraz robił, komu się zwierzał z kim będę zaliczał masę różnych odpałów. Zastanawiałem się kto mi pomoże, gdy nagle stocze się z górki. Wiedziałem… dobrze wiedziałem, że drugiego takiego jak Dawid nie znajdę. Kiedy tak wszystko rozważałem, coś sprawiło, że moje myśli nagle rozerwały się na pół, jakby znikły, zostały roztrzepane na drobne kawałki…
Usłyszałem krzyk Oli… usłyszałem płacz, pisk… usłyszałem jednolity dźwięk kardiomonitoru.  Zamknąłem oczy… poczułem w sercu jakieś dziwne uczucie… moja twarz momentalnie zrobiła się mokra od łez. Zacząłem walić pięściami w parapet…. Tak… stało się. Dawid… Dawid umarł – myślałem niedowierzając w to… po krótkiej chwili obróciłem się… zobaczyłem, że wszyscy stoją i płaczą. Ola klęczała przy łóżku… prawdopodobnie się modliła… Kuba i Julka stali wtuleni w siebie, jego rodzice również… ja stałem… stałem i zacząłem zastanawiać się jakie to życie ma sens… odpowiedzi znaleźć nie mogłem…

2 komentarze:

  1. Boże ..Poryczałam sie . ; cc to jest cudowne !! Kocham cie i twoje opowiadania . ; ]]

    OdpowiedzUsuń
  2. http://www.youtube.com/watch?v=HnByAFUzHOk


    OdpowiedzUsuń