*z perspektywy
Julki.
Kiedy się
obudziłam poczułam na tworzy delikatne światło – słońce. Spojrzałam za okno, za
chwilę zauważyłam, że mam obok siebie kartkę z listem od Kuby. Nie wiedziałam
co mam robić… 24 grudnia – wigilia, a ja czuję się jakbym przeżywała właśnie
jesienną depresję. Do około godziny 15 pomagałam we wszystkim mamie. Potem
wyszłam na zewnątrz. Szłam chodnikiem i co chwilę mijałam setki różnych par.
Wszyscy szli uśmiechnięci, a ja co jakiś czas ocierałam spływającą łzę.
Kiedy tak szłam
usłyszałam za sobą czyjeś kroki, nie miałam jednak odwagi się odwrócić – nie
chciałam. W takim stanie przechadzałam się przez dobre 5 minut, ale nagle ktoś
chrząknął i wtedy stanęłam. Zamknęłam oczy, byłam pewna, że to Kuba. Zaczęłam
powoli się odwracać, aż w końcu stałam już naprzeciwko… Kuby. Tak to był on!
Serce zaczęło mi bić nagle 1000 razy szybciej.
- wesołych
świąt. – powiedział cicho i dał mi małą paczuszkę do rąk.
Ja chwyciłam
ją, a zaraz potem wskoczyłam w ręce Kuby. Trzymał mnie mocno i nie puszczał.
Nie mówiliśmy nic, bo tak naprawdę obydwoje wiedzieliśmy o tym co czuliśmy
przez ten czas, kiedy nie widzieliśmy się.
- przepraszam…
- wyszeptałam po chwili.
- to ja
przepraszam. – odpowiedział szybko Kuba.
Kiedy
przestaliśmy już się do siebie przytulać zaczęliśmy iść w stronę mojego domu. W
krótkiej chwili przypominałam sobie o śmierci Kuby taty…
- Kuba… przykro
mi, naprawdę.
Chłopak
delikatnie uśmiechnął się i popatrzył wysoko w niebo.
- ja dalej nie
wierzę, że to się stało… tak bardzo go kochałem. Czemu Bóg zabiera ludzi, na
których najbardziej nam zależy… czemu?! – mówił Kuba przez łzy. – Byłem przy
nim ostatnio cały czas. Zmarł przy mnie… wcześniej z nim rozmawiałem. Mówił, że
jak wróci do domu musi coś zrobić. Wiem o co mu chodziło… dlatego teraz ja będę
musiał to zrobić. Jak skończę to zobaczysz. To będzie nasze miejsce…
Kiedy skończył
wtuliłam się w niego mocno i szliśmy dalej. W końcu stanęliśmy przed moim
domem. Kuba popatrzył na mnie, złapał mnie za ręce…
- pozdrów
wszystkich… nie będę wchodził.
- Kuba…
przyjdźcie do nas dzisiaj, na wigilię. – powiedziałam trochę nieświadomie, a
Kuba delikatnie uśmiechnął się.
- wiem, że
chcesz dobrze, ale nie… przyjedzie do nas siostra, a mama chciała ten czas
spędzić w najbliższym gronie. Ona nie jest teraz sobą… Dziękuje.
- wiem…
rozumiem.
Po niedługim
czasie pożegnaliśmy się. Znowu poczułam ten niepowtarzalny smak… smak jego ust.
Znowu czułam się taka szczęśliwa…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz