niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 37


*z perspektywy Julki.
Kiedy się obudziłam poczułam na tworzy delikatne światło – słońce. Spojrzałam za okno, za chwilę zauważyłam, że mam obok siebie kartkę z listem od Kuby. Nie wiedziałam co mam robić… 24 grudnia – wigilia, a ja czuję się jakbym przeżywała właśnie jesienną depresję. Do około godziny 15 pomagałam we wszystkim mamie. Potem wyszłam na zewnątrz. Szłam chodnikiem i co chwilę mijałam setki różnych par. Wszyscy szli uśmiechnięci, a ja co jakiś czas ocierałam spływającą łzę.
Kiedy tak szłam usłyszałam za sobą czyjeś kroki, nie miałam jednak odwagi się odwrócić – nie chciałam. W takim stanie przechadzałam się przez dobre 5 minut, ale nagle ktoś chrząknął i wtedy stanęłam. Zamknęłam oczy, byłam pewna, że to Kuba. Zaczęłam powoli się odwracać, aż w końcu stałam już naprzeciwko… Kuby. Tak to był on! Serce zaczęło mi bić nagle 1000 razy szybciej.
- wesołych świąt. – powiedział cicho i dał mi małą paczuszkę do rąk.
Ja chwyciłam ją, a zaraz potem wskoczyłam w ręce Kuby. Trzymał mnie mocno i nie puszczał. Nie mówiliśmy nic, bo tak naprawdę obydwoje wiedzieliśmy o tym co czuliśmy przez ten czas, kiedy nie widzieliśmy się.
- przepraszam… - wyszeptałam po chwili.
- to ja przepraszam. – odpowiedział szybko Kuba.
Kiedy przestaliśmy już się do siebie przytulać zaczęliśmy iść w stronę mojego domu. W krótkiej chwili przypominałam sobie o śmierci Kuby taty…
- Kuba… przykro mi, naprawdę.
Chłopak delikatnie uśmiechnął się i popatrzył wysoko w niebo.
- ja dalej nie wierzę, że to się stało… tak bardzo go kochałem. Czemu Bóg zabiera ludzi, na których najbardziej nam zależy… czemu?! – mówił Kuba przez łzy. – Byłem przy nim ostatnio cały czas. Zmarł przy mnie… wcześniej z nim rozmawiałem. Mówił, że jak wróci do domu musi coś zrobić. Wiem o co mu chodziło… dlatego teraz ja będę musiał to zrobić. Jak skończę to zobaczysz. To będzie nasze miejsce…
Kiedy skończył wtuliłam się w niego mocno i szliśmy dalej. W końcu stanęliśmy przed moim domem. Kuba popatrzył na mnie, złapał mnie za ręce…
- pozdrów wszystkich… nie będę wchodził.
- Kuba… przyjdźcie do nas dzisiaj, na wigilię. – powiedziałam trochę nieświadomie, a Kuba delikatnie uśmiechnął się.
- wiem, że chcesz dobrze, ale nie… przyjedzie do nas siostra, a mama chciała ten czas spędzić w najbliższym gronie. Ona nie jest teraz sobą… Dziękuje.
- wiem… rozumiem.
Po niedługim czasie pożegnaliśmy się. Znowu poczułam ten niepowtarzalny smak… smak jego ust. Znowu czułam się taka szczęśliwa…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz