*z perspektywy
Julki.
Minęły dwa dni…
żadnego telefonu, żadnych nowych informacji. Cisza, cisza i cisza. Cały czas
siedziałam w swoim pokoju, zamknięta. Rodzice się do mnie dobijali próbowali
rozmawiać… ja jednak siedziałam sama i z nikim nie zamierzałam rozmawiać. Cała ta
sytuacja mną wstrząsnęła. Zaczęłam się zastanawiać nad moim życiem… nad moim i
moich bliskich. Na samym początku Dawid… odszedł i już go nie ma. W między czasie
drobne sprzeczki z innymi. Przed świętami moja sprzeczka z Kubą… Śmierć jego
taty. A teraz? Co jest teraz…
*2 dni później.
- Odbiorę mamo!
– krzyknęłam i wzięłam słuchawkę do ręki. – słucham?
- dzień dobry. –
usłyszałam cichy głos.
- dzień dobry. Kto
mówi?
- policja. Rozmawiamy
z panią Julią?
- tak. Przy telefonie.
- jak się
domyślasz, chodzi o Kubę… Robiliśmy i robimy wszystko co w naszej mocy. Nie
znaleźliśmy wielu pożytecznych rzeczy ani śladów. Jednakże, przypuszczamy na
podstawie pewnych znaków, że Jakub żyje.
Kiedy
usłyszałam te dwa słowa „Jakub żyje” poczułam jakby ciepło, które przeszło
teraz przez moje ciało.
- Będziemy
szukali dalej. Przykro nam, że tak mało informacji zdołaliśmy przekazać.
- proszę
dzwonić, jeżeli coś się będzie działo. I dziękuję bardzo za ten telefon,
dziękuję…
Kilka minut
później zajrzałam przez okno w kuchni. Zaczęłam się uśmiechać, a jednocześnie
płakać. Teraz kompletnie nie wiedziałam co myśleć. Wróciłam do mojego pokoju i
położyłam się na łóżku. Patrzyłam w sufit. Teraz każda rzecz powodowała, że się
denerwowałam.
Tego samego
dnia wpadła do mnie Ola. Nie zapraszałam jej, ale wiedziała, jak się czuję,
więc przyszła.
- Julka… wszystko
jest beznadziejne, wiem… ale chcę Ci pomóc.
- nie da mi się
teraz pomóc. – powiedziałam i popatrzyłam na nią z delikatnym uśmiechem.
- posłuchaj… bo…
- bo co?
- pomogę ci, bo…
ja coś wiem.
Wtedy
popatrzyłam na Olę z trochę dziwnym wyrazem twarzy. Usiadłam teraz całkowicie
blisko niej i tylko cicho powiedziałam:
- gadaj…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz