sobota, 24 listopada 2012

Rozdział 41


*z perspektywy Julki.
Minęły dwa dni… żadnego telefonu, żadnych nowych informacji. Cisza, cisza i cisza. Cały czas siedziałam w swoim pokoju, zamknięta. Rodzice się do mnie dobijali próbowali rozmawiać… ja jednak siedziałam sama i z nikim nie zamierzałam rozmawiać. Cała ta sytuacja mną wstrząsnęła. Zaczęłam się zastanawiać nad moim życiem… nad moim i moich bliskich. Na samym początku Dawid… odszedł i już go nie ma. W między czasie drobne sprzeczki z innymi. Przed świętami moja sprzeczka z Kubą… Śmierć jego taty. A teraz? Co jest teraz…
*2 dni później.
- Odbiorę mamo! – krzyknęłam i wzięłam słuchawkę do ręki.  – słucham?
- dzień dobry. – usłyszałam cichy głos.
- dzień dobry. Kto mówi?
- policja. Rozmawiamy z panią Julią?
- tak. Przy telefonie.
- jak się domyślasz, chodzi o Kubę… Robiliśmy i robimy wszystko co w naszej mocy. Nie znaleźliśmy wielu pożytecznych rzeczy ani śladów. Jednakże, przypuszczamy na podstawie pewnych znaków, że Jakub  żyje.
Kiedy usłyszałam te dwa słowa „Jakub żyje” poczułam jakby ciepło, które przeszło teraz przez moje ciało.
- Będziemy szukali dalej. Przykro nam, że tak mało informacji zdołaliśmy przekazać.
- proszę dzwonić, jeżeli coś się będzie działo. I dziękuję bardzo za ten telefon, dziękuję…
Kilka minut później zajrzałam przez okno w kuchni. Zaczęłam się uśmiechać, a jednocześnie płakać. Teraz kompletnie nie wiedziałam co myśleć. Wróciłam do mojego pokoju i położyłam się na łóżku. Patrzyłam w sufit. Teraz każda rzecz powodowała, że się denerwowałam.
Tego samego dnia wpadła do mnie Ola. Nie zapraszałam jej, ale wiedziała, jak się czuję, więc przyszła.
- Julka… wszystko jest beznadziejne, wiem… ale chcę Ci pomóc.
- nie da mi się teraz pomóc. – powiedziałam i popatrzyłam na nią z delikatnym uśmiechem.
- posłuchaj… bo…
- bo co?
- pomogę ci, bo… ja coś wiem.
Wtedy popatrzyłam na Olę z trochę dziwnym wyrazem twarzy. Usiadłam teraz całkowicie blisko niej i tylko cicho powiedziałam:
- gadaj…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz