*z perspektywy
Julki.
Po tym
wszystkim nie byłam już sobą. Co noc, wieczorem – płakałam. Co kol wiek bym nie
robiła, płakałam… chciałam jednak przeczekać to wszystko. Kuby stracić nie
chciałam, nie mogłam.
Była środa, 17
grudzień. Chodziłam teraz z rodzicami i z bratem po sklepach, po Krakowie.
Długo też
przesiadywałam wraz z Olą w szpitalu. Nie chciałam zostawiać jej tam samej…
*z perspektywy
Kuby.
Tak… znowu ja.
znowu ja jestem wszystkiemu winny, jak zwykle! Nie pozwolę jednak, żeby w ten
sposób zakończył się mój związek z Julką.
Siedziałem
właśnie w szpitalu, przy Dawidzie. Był tam też Patryk. Przez chwilę gadaliśmy z
chłopakiem, bo był w miarę przytomny i ogarniał o co chodzi. Po chwili jednak
znowu zasypiał i to by było na tyle …
- jak się
trzymasz? – zapytałem Patryka.
- nie trzymam
się w ogóle… jak on umrze to… to nie wiem co zrobię. Ale chyba kur… kurde
pojadę na koniec świata i będę szukał jakiś pieprzonych kul wskrzeszania, żeby
tylko żył i był tu z nami.
- każdy by
teraz zrobił co w jego mocy, żeby go ratować…
- a gdzie masz
Julkę? – zapytał po krótkiej chwili milczenia.
Zaśmiałem się
delikatnie pod nosem i odpowiedziałem smutnym głosem:
- pokłóciliśmy
się… i daliśmy sobie czas…
- nie pozwól
jej odejść… fajna z niej dziewczyna i zasługuje na porządnego faceta.
- wiem to…
Kiedy wróciłem
do domu próbowałem dzwonić do Julki. Nie odbierała. Nie zdziwiło mnie to, ale i
tak byłem zawiedziony. Chciałem jak najszybciej ją zobaczyć. Chciałem, aby
wszystko było już ok, tak jak dawniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz