wtorek, 6 listopada 2012

Rozdział 31


*z perspektywy Julki.
Szłam chodnikiem, byłam sama. Wyszłam z domu, na spacer… chciałam wszystko przemyśleć, na spokojnie. Miałam w uszach słuchawki i wydawało mi się, że odpływam od świata, od codzienności. Było mi z tym dobrze… po raz pierwszy od wielu dni czułam się tak swobodnie. Było już ciemno, godzina 18. Mijały mnie liczne auta, oświetlały latarnie. Od czasu do czasu ktoś przechodził obok mnie, nie zwracałam na to uwagi. Idąc tak dostałam sms-a. Szybko go otworzyłam, nieznany numer:
„cześć kochana. Nie wiem czy wiesz… ale za to co się stało, ostro pożałujesz. Nie twoi „wspaniali przyjaciele” ty pożałujesz, już niedługo… pożegnaj się.”
Kiedy to przeczytałam zamarłam. Zaczęłam się bać… przyspieszyłam, pobiegłam do domu. Nie wiedziałam co mam robić. Powiedziałam o wszystkim Kubie, przyjechał do mnie natychmiast.
- to Marcel… to musi być on. – powiedziałam przez łzy.
- jak go znajdę… własnoręcznie go uduszę. Nie rozumiem faceta…
- to wszystko przeze mnie. Ten klub, ten głupi klub. Gdyby nie ja… wszystko byłoby ok.
- nie mów tak. – powiedział i chciał mnie przytulić.
Odwzajemniłam uścisk, ale tym samym zauważyłam małą, wystającą z kieszeni jego bluzy karteczkę. Wyciągnęłam ją, pisało: „517483902 Natalie :*” uśmiechnęłam się pod nosem, wstałam, podeszłam do okna i zaczęłam jeszcze bardziej płakać.
- to tak wygląda wasza dodatkowa nauka w Anglii tak?
Kuba wtedy wstał z łóżka podszedł do mnie i chciał mnie znowu objąć. Złapałam go za rękę i delikatnie odepchnęłam mówiąc przy tym:
- czy nasz związek ma jeszcze sens…?  - sama nie wierzyłam w to co właśnie wypaplałam.
- Julka… posłuchaj mnie, bo to…
- nie chcę nic słyszeć… ostatnio jest jakoś krucho. Mam wrażenie, że jesteśmy od siebie co raz dalej. To wszystko przez tą Twoją Anglię…
- hah. Naprawdę? To co… miałem tu zostać i przegapić taką okazję… To było dla mnie bardzo ważne, chciałem tam jechać, ale nie chciałem cię tutaj zostawiać. A poza tym… - i tu znowu mu przerwałam.
- dajmy sobie czas… odpocznijmy od siebie… bo jak dalej tak będzie, w ogóle nie damy rady… zniszczymy samych siebie.
Kuba popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem i zrobił się nagle jakby przygnębiony.
- tak po prostu? Mamy przestać się widywać, rozmawiać… a potem co?
- a potem… zobaczymy co potem… Pewnie gdybyś nie pojechał, byłoby inaczej. – powiedziałam znowu ocierając policzek.
- słuchaj! – powiedział krzycząc Kuba. – nie zwalaj wszystkiego na mnie! To że pojechałem nic nie znaczy… widzisz… to ja musiałem patrzeć, jak jakiś debil całuje moją dziewczynę. To ja uratowałem jej życie. I to ja jestem przy niej cały czas. Dalej twierdzisz, że to tylko i wyłącznie moja wina, tak? Ok. skoro tak chcesz, to niech tak będzie. A karteczkę możesz mi oddać, bo muszę przekazać ją Wiktorowi… to tak na marginesie.
Kiedy skończył wyrwał mi świstek z ręki, wyszedł i trzasnął drzwiami. Natychmiast do pokoju weszła mama. Wtuliłam się w nią z całych sił, a sama miałam ochotę się zabić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz