sobota, 13 października 2012

Rozdział 15


Gdy tak staliśmy, do pokoju wbiegł nagle Mateusz, ale zatrzymał się i wypowiedział krótkie „o”  z czego i ja i Kuba zaśmialiśmy się. Był mega słodki i podobny do brata z czym wiązało się również to, że był małym przystojniakiem. Podeszłam do niego i wyciągnęłam do niego rękę, aby przybił piątkę. On popatrzył na mnie z wielkimi oczami, przybił i zaczął się głośno śmiać i biegać po całym pokoju.
Około 21 Kuba odwiózł mnie do domu.
 - nie lubię się z tobą żegnać. – powiedział i popatrzył mi prosto w oczy.
- ja z tobą też nie, ale za to kocham się witać.
- noto wiadomo. – uśmiechnął się.
- papa. – wyszeptał i dał mi całusa.
Następnego dnia, czyli w niedzielę umówiłam się najpierw z Olą, a potem z Kubą.  Miałam zaciesz, ponieważ w poniedziałek nie musiałam iść do szkoły. Z Olą poszłam na rynek krakowski.
- eh .. jestem szczęśliwa, w końcu mogę to powiedzieć. – odparła Ola z uśmiechem na twarzy.
- super jest słyszeć takie coś.
- wiem, wiem. Zapomniałam już nawet o tym, że Dawid jest chory… on chyba też. Nie wspominamy o tym, bo to by było bez sensu. Cieszymy się tym co jest teraz.
- i tak ma być! – odpowiedziałam jej i wzięłam ją pod rękę. Poszłyśmy dalej.
Po około dwóch godzinach rozstałam się z Olą i szłam w kierunku domu, aby zabrać jeszcze jedną rzecz. Potem miałam iść do mojego kochasia. Wstąpiłam do domu i dosyć szybkim krokiem szłam w określonym kierunku.
Kiedy szłam nic zbytnio nie przyciągało mojej uwagi, do czasu kiedy nie zobaczyłam przed sobą dziewczyny całej ubranej na czarno. Wyglądała tak jak Amanda, ale tak bardzo nie chciałam, żeby to była ona.
Niestety…  była to ona. Dzieliło nas może jeszcze jakieś 100 metrów. Zaczęła na mnie patrzeć dziwnym wzrokiem, jakby chciała czegoś ode mnie. Stanęła przede mną, zatrzymała mnie.
- nigdzie nie pójdziesz skarbie. – powiedziała złowrogim głosem i uśmiechnęła się szyderczo.
- wybacz, ale spieszę się i to ja zdecyduję czy pójdę dalej, czy nie.
- zamknij się. Ty nie masz nic do gadania.
- zostaw mnie ok.? i Kuba też. Po prostu odwal się od nas i daj nam spokój tak będzie dobrze. I to ty nie masz nic do gadania, na ten temat. Zejdź mi z drogi. – powiedziałam i próbowałam postawić krok do przodu, ale wtedy ona popchnęła mnie i przewróciłam się.
- dalej będziesz niepotrzebnie otwierać tą swoją krzywą buźkę bez potrzeby?
- tak!  Mówiłam już, zostaw nas i Spie*dalaj. – odpowiedziałam już ze złością w głosie.
- ojej… to ty umiesz przeklinać? Haha. – wtedy kucnęła obok mnie i zaczęła mówić, chociaż bardziej brzmiało to jak syczenie. –posłuchaj mnie teraz… dam ci spokój pod jednym warunkiem.
- czego chcesz?
- hm… krótko, zwięźle i na temat – chcę mieć tego chama na własność. Już dawno powinien być mój. To jego błąd, że wybrał ciebie, a nie mnie. Zerwij z nim i wtedy i ty i on będziecie mieć spokój.
- no chyba cię coś boli idiotko!
- taak?! To chyba ciebie coś zaraz zaboli. – powiedziała prawie krzycząc i uderzyła mnie w twarz.
Wtedy też zaczął dzwonić mi telefon. Chciałam już sięgnąć do kieszeni, ale ona nie pozwoliła mi tego zrobić i ponownie mnie przewróciła tak, że uderzyłam głową w chodnik ( podobnie jak wtedy, gdy napadł mnie Jarek z kumplem ). Nie straciłam jednak przytomności i dlatego zaczęłam krzyczeć tak głośno jak tylko mogłam. Komórka dzwoniła już chyba po raz 4 i przyszedł też 2 sms. Domyśliłam się, że to Kuba, ale nie miałam żadnych szans na odebranie.
Krzyczałam co raz głośniej. Nikt nie nadbiegał. Ja nie mogłam wstać, a kiedy już zrobiłam pierwszą próbę Amanda kopnęła mnie w brzuch tak, że znowu upadłam. Zaczęłam zwijać się z bólu i płakać. Nie dawała za wygraną. Po około 5 minutach udało mi się jakoś wstać. Wtedy natychmiast próbowałam ją przewrócić. Raz mi się udało… ale chyba jednak  niepotrzebnie to zrobiłam. Amanda wstała w błyskawicznym tempie i rzuciła się na mnie.
*z perspektywy Kuby.
Dzwoniłem do niej już chyba 10 raz, a tam dalej nic. Zawsze gdy dzwoniłem do Julki od razu odbierała, albo odpisywała  na sms-a. Wiedziałem, że coś się  musiało stać, ewentualnie myślałam, że może zostawiła w domu telefon, a teraz idzie w stronę mojego domu.
Poczekałem jeszcze 5 minut. I nic… dzwoniłem i dzwoniłem -  i nic! Dłużej nie wytrzymałem. Włożyłam na siebie kurtkę i wybiegłem z domu. Kiedy uszedłem 10 kroków usłyszałem telefon. Myślałem, że to Julka, a jednak była to Ola, odebrałem.
- Kuba? Gdzie jesteś ?!
- wyszedłem z domu. Co się dzieje z Julką? Nie odbiera telefonu, dzwoniłem chyba 30 razy!
- ona jest w szpitalu!
- że co?!
- słuchaj… wsiadaj w auto, przyjedź po mnie i pojedziemy tam.
- okej. Zaraz będę. – kiedy usłyszałem słowa „Julka” i „szpital” coś mną wzdrygnęło. Zacząłem się trząść i bać.
Wróciłem się do domu po auto i szybko pojechałem po Olkę.
- jestem, co się stało?! Gadaj. – wsiadła do samochodu zapłakana. – co jest?!
- jedź! – rozkazała mi. – Julka… szła do ciebie. Po drodze spotkała tą całą Amandę.
- o ja pie*dolę. – wyszeptałem ze złości.
- tamta zaczęła ją bić… w sumie nie wiem co było dokładnie. Wiem tyle, że coś jej zrobiła i ktoś to zauważył. Ona zwiała, a po Julkę przyjechali. – mówiła przez łzy. – jej mama do mnie dzwoniła, też tam będzie.
Kiedy Ola skończyła mówić byliśmy już pod szpitalem. Ona wysiadła i szybko podbiegła w stronę drzwi wejściowych. Ja trzymałem jeszcze ręce na kierownicy i poczułem jak po policzku spływa mi łza. Miałem teraz ochotę zabić Amandę!
Za chwilę jednak również wysiadłem z auta i pobiegłem do szpitala. znalazłem Olę i mamę Julki. Obydwie stały i trzęsły się, patrząc w szybę, za którą leżała ona.
Kiedy ją zobaczyłem… zacząłem płakać. To wszystko było moja wina, gdyby nie ja, gdyby Amanda jej nie rozpoznała, gdyby jej nie znała i gdybym z nią wtedy w parku nie rozmawiał nic by się jej nie stało. Byłaby bezpieczna…

5 komentarzy: