sobota, 13 października 2012

Rozdział 6


- Halo? Co się stało! Gadaj. – powiedziałam szybko.
- Dawid dzwonił. On chce się spotkać. Tylko… po co? Czemu? Julka.. ja nie chcę mieć przez niego kłopotów  po raz kolejny! Nie chcę… nie mam na to siły.
- może… on chce to powiedzieć? Pamiętasz o czym mówił Patryk? Może o to chodzi…
- kurde! Faktycznie. Ale… o co może mu chodzić?!
- nie wiem… ale może idź. – oczywiście udawałam. Wiedziałam przecież o co chodzi.
- hm. Okej. Pójdę. Ale… boję się. Naprawdę.
- nie bój się. Dasz radę!
- Oki. To ja się zbieram. Życz mi powodzenia. Mwah, pa!
- papa. – powiedziałam z przykrością. Ona nie miała pojęcia co ją czeka. Nie wiedziała nic, nie spodziewała się takiej informacji. Już teraz jej współczułam.
Kiedy jeszcze byli razem, Ola nie wyobrażała sobie życia z nikim innym. Byli w sobie zakochani. Ale cóż… jak widać, alkohol i głupota potrafią czasem zniszczyć wszystko. Nie wiem co dokładnie teraz do niego czuła. Możliwe, że dalej serce jej szybciej biło, robiła się czerwona na sam jego widok. Ale nie chciała do niego wracać, bo bała się, że spotka ją to samo, co za pierwszym razem.
*z perspektywy Oli.
Przyszłam do parku. Tam miałam czekać na Dawida. Dziwnie się czułam. Nie widziałam go… uhuuu  i jeszcze dłużej. Siedziałam na ławce. W końcu przyszedł… jak go zobaczyłam miałam na twarzy mega zdziw. Po pierwsze : wygląd! Zmienił się niesamowicie. Jak go zobaczyłam serce zaczęło ruchać mi płuca. Nie chciałam tego. W tym momencie najbardziej  na świecie tego właśnie nie chciałam. Ale starałam się być silna i nie ulec mu.
- Heej. Przepraszam, że tak nagle zadzwoniłem, ale… nie chciałem dłużej z tym czekać. Dziękuje, że przyszłaś. – wtedy stanął naprzeciwko mnie i wyciągnął zza siebie bukiet.
Nie był to bukiet z kwiaciarni, oj nie. Było to kilka kwiatków polnych. Wyglądało to tak, jakby zbierał je podczas drogi z domu do parku. Ale…  gdy zobaczyłam bukiecik, miałam łzy w oczach. Czemu? Kiedy rok temu byliśmy parą co chwila mi takie robił i przynosił. Mówiłam mu, że nie lubię dostawać drogich prezentów. Zapamiętał to sobie i tak robił… ale, to że dzisiaj też tak zrobił. Zdziwiło mnie.
Mimo tego, uśmiechnęłam się.
- dziękuje. nie musiałeś.
- ale chciałem. – kiedy to powiedział, spojrzeliśmy sobie w oczy. Boże! Wszystkie wspólnie spędzone z nim chwile miałam teraz przed oczami, a raczej… widziałam to wszystko w jego oczach. Tych zajebiście niebieskich oczach, na które spadała sexi grzywka.
-  o czym chciałeś pogadać?
- a właśnie… Ola, to nie będzie… to znaczy, chyba nie będzie zbyt dobra wiadomość, ale wolę, żebyś wiedziała już teraz, niż żebyś potem nagle doznała mega zdziwienia.
- o co chodzi? – spytałam z lekkim niepokojem w głosie.
- Nie wiem od czego zacząć. Ale może… widzisz. Jak się rozstaliśmy, nie byłem sobą. Możesz mi wierzyć lub nie, ale nie miałem ochoty żyć. Kiedy byliśmy razem miałem jakiś cel, miałem ciebie. A potem przez własną głupotę wszystko zniszczyłem. Ale rozumiem czemu nie chciałaś wrócić ani wybaczyć. Sam sobie tego nie wybaczyłem… po tym wszystkim, zacząłem się niszczyć. Chodziłem na imprezy upijałem się, paliłem. Nie miałem ochoty i siły na nic innego. Patryk cały czas mi mówił, żebym z tym skończył. Ale ja to ja, nie posłuchałem go… a szkoda.
- ja… nie chcę, żebyś dalej się niszczył. Jesteśmy przyjaciółmi i … i pewnie tak miało być. Nie zmienimy tego.
- kiedy dzwoniłem i mówiłem, że nie mogę przestać myśleć, że dalej coś czuję… nie kłamałem. Teraz mam to samo. – wziął mnie wtedy za rękę. – dalej cię kocham i nie umiem inaczej.
- ale.. – i tu położył mi swój palec na ustach.
- ciii. Nie mów nic. Wiem, że jestem głupi i beznadziejny… ale może przejdźmy w końcu do rzeczy. Nie chcę cię tu trzymać zbyt długo.
- zamieniam się w słuch.
- ale obiecaj mi, że to… to będzie dla ciebie tylko głupia informacja i będziesz żyć sobie dalej i będziesz szczęśliwa.
- obiecuję…
- noto… ja… jestem chory. Mam… raka. – powiedział, spuścił głowę w dół i zaczął ocierać powoli spływające łzy.
A ja…? Ja zaniemówiłam. Popatrzyłam na niego i zaczęłam płakać, chociaż nie wiem czy można to nazwać płaczem, było to coś raczej w rodzaju becznia. Nie mogłam przestać. On zaczął mnie uspokajać. Ja się rzucałam nie mogłam tego znieść… wstał próbował mnie uspokoić po raz kolejny, ale nie działało to na mnie. Zaczęłam go bić rękami. Po prostu wstąpiło we mnie coś… nigdy tak nie miałam, nigdy się tak nie czułam!
- Ola proszę… przestań! Obiecałaś.
- obiecałam! Tak! Ale… nie wiedziałam o co chodzi. Teraz wiem. I trudno, właśnie łamię obietnicę! Dlaczego… dlaczego mi to robisz. Miałeś rację. Zniszczyłeś siebie. Dawid… nienawidzę Cię za to! Zrozum…!
- ja to rozumiem. Doskonale rozumiem…
- ja cię… ja cię kocham. – powiedziałam sciszonym głosem. Wcześniej cały czas krzyczałam. – ja cię nie chcę stracić… Bożeeeee! – i dopiero teraz znowu, podniosłam głos.
Ale szybko umilkłam… poczułam jego usta na moich. Pocałował mnie. Chyba byłam w niebie, bynajmniej tak się czułam. Miałam mu nie ulec! Tak… miałam też nie płakać i mieć na to wszystko wyjebane.  Nie umiałam…
Po chwili nasze usta rozłączyły się. Popatrzyliśmy na siebie. Wtedy ja mocno się w niego wtuliłam i zaczęłam płakać jeszcze mocniej…

1 komentarz:

  1. To najpiękniejsze co czytałam<3!
    Ja teraz becze jak w tym opowiadaniu
    :C
    To takie piękne! Nie da się tego wyrazic słowami!!! :D
    PISZ DALEJ!<3
    KOCHAM CIE!-HAHAHAHAHHAHAHAHAHA

    OdpowiedzUsuń