Kolejny tydzień minął normalnie. Powiedzmy, że normalnie. Patryk
chodził po szkole, ze spuszczoną głową, z nikim nie gadał, na lekcji cały czas
patrzył w okno. Ola natomiast zaczęła powoli wracać do siebie. Ale cały czas
pytała mnie, czy nie domyślam się przypadkiem o czym ma się dowiedzieć od
Dawida. Gdy tylko o tym wspominała, stawał mi przed oczami obraz Patryka, który
wszystko mi opowiadał, a w między czasie płakał. Wiedziałam, że nie mogę jej
powiedzieć. Chciałam dotrzymać słowa, z resztą gdybym jej powiedziała, Patryk
by się na mnie nieźle wkurzył. Tak… to była nasza normalność.
W piątek wieczorem poszłam z Olą na rolki. Jeździłyśmy wszędzie,
na koniec pojechałyśmy do parku.
Usiadłyśmy i odpoczęłyśmy. Nagle usłyszałyśmy jakieś krzyki.
Odwróciłyśmy się, zobaczyłyśmy jak jakiś facet szarpie się z jakąś dziewczyną.
Nagle popatrzyła się na nas. Płakała i krzyczała. Wtedy wstałam, jakby nigdy
nic jechałam w ich stronę. Była to Klaudia, dziewczyna Patryka. Widziałam ją
raz, ale… na szczęście poznałam. Podjechałam i próbowałam odciągnąć tego
gościa. Wywrócił mnie. Ja jednak podniosłam się i kopnęłam go rolką tam, gdzie
chyba nie powinnam kopać obcego gościa.
Wtedy odsunął się. Kazałam mu spieprzać i zostawić Klaudię w
spokoju. Dziwne, ale posłuchał i odbiegł.
- wszystko okej? – zapytałam trochę troskliwym głosem.
- tak… dzięki wielkie. – mówiła dalej przestraszona. - A tak w ogóle, skąd znasz moje imię? – spytała
i patrzyła na mnie niepewnie. Muszę przyznać… była bardzo ładna. Pasowała do
swojego chłopaka, nie ma co.
- od Patryka. Jestem jego znajomą, chodzimy razem do klasy.
- aha! To Ty z nim ostatnio tu rozmawiałaś w parku?
- taaa… - wtedy zawahałam się. Koło mnie stała Ola. Nic jej
przecież o tym nie mówiłam, nie mogłam!
Nie chciałam, żeby się skapnęła, że coś jest na rzeczy. – a kiedy
dokładnie…?
- w poniedziałek. Czekałaś tu na niego. To Ty?
- oj, nie. Musiałaś mnie pomylić z kimś innym.
- mhm. noto sorki, że mieszam. Jeszcze raz wielkie dzięki, a teraz
muszę iść. Papa!
- Trzymaj się.
Klaudia odeszła… a Ola patrzyła na mnie, jakbym była z innej
planety.
- o co chodzi? Ahahah. Znamy ją?
- znamy. To dziewczyna Patryka. Ostatnio mi powiedział. –
skończyłam i pojechałam tyłem w stronę ławki.
- Julaa!
I bum. Znowu się wywróciłam, a raczej na kogoś wpadłam. Uderzyłam
się trochę w głowę, ale jakoś się podtrzymałam na rękach.
- przepraszam! Bardzo, bardzo, bardzo. Tylko wstań i powiedz, że
wszystko jest ok. to będzie super! – ktoś powiedział w moją stronę.
- o ja pie*dolę… - szepnęłam. Był to chłopak. Mniej więcej w
naszym wieku, ewentualnie troszkę starszy. Ale za to… mega przystojny.
- żyjesz? – zapytał uśmiechając się.
- przykro mi, ale tak.
Wtedy już stałam. Popatrzył na mnie i jeszcze raz uśmiechnął się.
Jego uśmiech był mega słodki.
- jestem Kuba, jakby co.
- nie wiem czy mogę zdradzić Ci moje imię Jakubie. – przy tym
zaśmiałam się cicho i delikatnie.
- widzę, że jesteś jedną z dziewczyn, które siebie szanują. I
bardzo dobrze, takich teraz jest co raz mniej.
- okej. Widzę, że jednak muszę zdradzić to imię. Jestem Julka.
- no i tak od razu lepiej. – powiedział i uśmiechnął się szeroko.
– wiesz, będę już szedł… radzę Ci, żebyś
sobie zamontowała lusterka. Chociaż… fajnie było na Ciebie wpaść. Tylko troszkę
się spieszę, mama ma dzisiaj imieniny. Synek nie może zawieść.
- haha. No oczywiście, że nie. Kwiaciarnia w tamtą stronę, żegnam!
- sam bym nie trafił, dziękuje Julio! – mówił i śmiał się. – paa!
Wtedy odszedł. A ja obróciłam się i zobaczyłam śmiejącą się Olę.
Ten widok mnie poruszył, dawno nie widziałam jej takiej wesołej. Podeszłam do
niej i zapytałam :
- dobrze się czujesz kochana?
- taak! Hahah. Żebyś siebie
widziała buraczku! Uuuuu. Ja jakiś romans tu z tym Kubusiem wyczuwam.
- Oluś, skarbie. Widzę go pierwszy raz na oczy i pewnie już nigdy
go nie spotkam… a ty mi tu o romansie?
- pogrzeb w kieszeni to zobaczymy kto ma rację. – powiedziała
szyderczo się uśmiechając.
Zrobiłam jak kazała. Wyciągnęłam z kieszeni małą karteczkę. Pisało
„ so call me maybe „ niżej podany był numer. Jak to zobaczyłam, zdziwiłam się,
ale równocześnie chyba nieświadomie się uśmiechnęłam, a raczej wybuchłam
śmiechem. Ola wstała, pociągnęła mnie za rękę.
- jedziemy do domu! Musisz ochłonąć. Za dużo emocji dla ciebie jak
na jeden dzień. Buhaha. – odpowiedziała
zadowolona Ola.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz